/ LUKASZ GROCHALA/CYFRASPORT / NEWSPIX.PL

Paweł Dawidowicz. Poznasz go po cieniu

Redakcja

Po przeprowadzce do Lizbony kibicom znikł z radarów, najważniejsi ludzie w polskiej piłce wiedzieli jednak o jego postępach wszystko. Paweł Dawidowicz - chłopak z potencjałem na zrobienie międzynarodowej kariery. I wyjazd na Euro 2016.


Pozostaje zagadką, jakim cudem ten prawie dwumetrowy chłop pakuje się do tak niedużego samochodu. Ale gdy ujrzysz tu Volkswagena Scirocco na ostródzkich rejestracjach, możesz mieć pewność: właśnie przemknął obok ciebie młody talent Benfiki. - Trochę to dziwnie brzmi, ale samochód ściągnąłem z ojczyzny, bo kupno auta w Portugalii się nie opłaca. Moja strzała przypłynęła do mnie na statku w kontenerze. I żeby nie było, w klubie nie jestem jedyny, robi tak większość zawodników - opowiada popularny "Hiena", popijając herbatę w jednym z restauracyjnych ogródków na Praca do Comercio, w sercu Lizbony.

Chłopie, musisz grać

Spotykamy się niedługo po jego powrocie ze zgrupowania reprezentacji Polski, podczas którego zaliczył debiut w seniorskiej kadrze. - O szykowanym dla mnie zaproszeniu wiedziałem już kilkanaście dni wcześniej. Nie byłem więc zszokowany faktem, że selekcjoner Adam Nawałka mnie powołał - mówi. - Nie jestem w tej drużynie nowy, pierwszy raz na zgrupowaniu byłem już rok temu, wtedy poznałem wszystkich chłopaków. Teraz przyjęli mnie jak swojego.

O tym, że nie ściemnia może świadczyć choćby scenka, która miała miejsce po meczu z Czechami. Paweł Dawidowicz zaliczył debiut, a znający doskonale realia kadry Łukasz Piszczek, przewidując, że dziennikarze wściekle rzucą się za moment na chłopaka z gradem pytań, wziął młodego kumpla pod skrzydła i wyprowadził ze stadionu nie przez strefę mieszaną, a bocznym wyjściem. Trzeba sobie pomagać.

Gdy na stronie PZPN ogłoszono listę piłkarzy, którzy stawią się w Warszawie przed meczami z Islandią i Czechami, w internecie zawrzało. Padło sporo pytań o sens powoływania zawodnika, który od ponad roku nie rozegrał ani jednego meczu na poważnym seniorskim poziomie i kopie w drugiej lidze portugalskiej. W sztabie reprezentacji, poszerzonym o Marcina Dornę, który wszystkie informacje na temat tego piłkarza ma w małym palcu, panuje jednak przekonanie, że chłopak ma talent pozwalający realnie myśleć o wyjeździe na Euro 2016. Pozostaje jedno ale.

 - Podczas zgrupowania selekcjoner przeprowadził ze mną rozmowę. Powiedział, że aby myśleć o występach w kadrze, muszę zacząć regularnie grać na najwyższym poziomie rozgrywkowym - mówi piłkarz.

Na reakcję długo nie trzeba będzie czekać. Były piłkarz Lechii już tej zimy zostanie wypożyczony, najprawdopodobniej do innego klubu portugalskiej ekstraklasy. Na czasowy powrót do Polski nie ma szans, bo na taki ruch nie pozwalają działacze Benfiki.

 - Po cholerę było wyjeżdżać z Polski? Gdybym miał jeszcze raz podejmować decyzję, zrobiłbym tak samo - szybko ucina temat zawodnik.

 - To było z jego strony bardzo dobre posunięcie. Nie gra przecież teraz w juniorskim zespole ligi z Uzbekistanu, tylko w drugiej drużynie klubu liczącego się w Europie - uważa z kolei Adam Łopatko, jeden z pierwszych trenerów Dawidowicza w Ostródzie. - Paweł bardzo rozwinął się od momentu przeprowadzki do Portugalii. A mówię to jako osoba, która zna go praktycznie od zawsze i mam porównanie. Oglądam jego mecze w rezerwach Benfiki, patrzę też na występy w młodzieżówce: ten chłopak zrobił duży postęp.

 - Dalej powtarzam moje generalne spostrzeżenie, że młodzi piłkarze powinni dłużej grać w Polsce i nie wyjeżdżać w zbyt młodym wieku. Niestety w klubach, do których wyjechali, naprawdę wybili się tylko nieliczni - zauważa z kolei Marcin Dorna, opiekun polskiej młodzieżówki, szykującej się do MME 2017. - Jest to jednak na tyle indywidualna sprawa, że nie można generalizować, tylko każdy przypadek rozpatrywać oddzielnie. Teraz Paweł ma za sobą drugie zgrupowanie w pierwszej reprezentacji Polski u trenera Nawałki, na ostatnim był z Mariuszem Stępińskim. Dla wielu jego wyjazd do Norymbergi oceniany jest negatywnie, ale kto wie czy bez tego byłby dziś najskuteczniejszym Polakiem w ekstraklasie i miał, podobnie jak Paweł, szansę na wyjazd na mistrzostwa Europy do Francji. To wielka sprawa. Jest za wcześnie, aby oceniać wyjazd do Lizbony. Trzeba się skupić na tym, jak wspaniałe ma tam warunki do rozwoju, z jakimi piłkarzami trenuje na co dzień i jak dynamicznie się rozwija. Standardowo szukać pozytywów, to generuje postęp.

Ryba na koszt firmy

Powiedzmy to już na samym początku: sforsowanie bram Caixa Futebol Campus, czyli bazy treningowej Benfiki, jest jak załogowy lot na Marsa: niewykonalne. Wstępu nie ma tutaj nikt spoza ścisłego, wtajemniczonego kręgu pracowników, trenerów i piłkarzy. Trudno nawet podejrzeć cokolwiek zza ogrodzenia, bo siatkę okalającą obiekt maskują specjalne płachty materiału. Gdy Dawidowicz przyjechał tu w 2014 roku, jeszcze jako piłkarz Lechii Gdańsk, żeby poznać okolicę i warunki, mury przekraczał sam. Jego agent został zatrzymany na bramie przez ochroniarzy.

[nextpage]

 - Zasady są jasno określone i wszyscy muszą się do nich stosować. Nie da się ich obejść. Na teren ośrodka wchodzić mogą tylko upoważnieni do tego ludzie - mówi Dawidowicz. Kilkanaście boisk trawiastych, budynki klubowe, hala, odnowa, specjaliści, minihotel i stołówka - jest tu po prostu wszystko. Na wyciągnięcie ręki są też zawodnicy pierwszego zespołu, którzy również na co dzień korzystają z dobrodziejstw bazy. - W klubie muszę być już na ósmą rano. Serwowane jest śniadanie, później mam godzinę siłowni. Następnie wychodzę na trening, który przeważnie nie jest ciężki, bo w lidze gramy co trzy dni. Następnie znów idę na stołówkę, gdzie podawany jest obiad. Potem mam czas dla siebie - relacjonuje rozkład dnia piłkarz.

W Portugalii żyje sam, więc sporo czasu spędza nad komputerem, rozmawiając przez Skype’a z najbliższą rodziną i dziewczyną. Pierwotnie mieszkał w pięknie położonym domu nad wodą, ale zima dała mu w zeszłym roku w kość i zmienił lokalizację. Postawił na dwupoziomowe mieszkanie kilkaset metrów od bazy treningowej. Wszystko podporządkował piłce: do Lizbony nie jeździ, żeby nie tkwić zbyt długo w korkach na moście nad ujściem rzeki Tag. Jeśli wychodzi z domu, to przeważnie tylko na obiad z Witalijem Łystsowem, wychowankiem Lokomotiwu Moskwa, kumplem z linii defensywnej Benfiki B.

- Nie jestem często rozpoznawany na ulicach, ale można odczuć, jak wielkim klubem jest Benfica i jak futbol kochają miejscowi. Niedawno byłem z Witalijem w jednej z restauracji. Po chwili podszedł do nas właściciel, zaprowadził na zaplecze. Miał tam wielką ścianę, całą w zdjęciach z zawodnikami nie tylko pierwszego zespołu Benfiki, ale także rezerw. Ze mną też chciał fotkę. Powiedziałem, żeby się nie wygłupiał. To dał chociaż największą rybę, jaką miał w lodówce. Potrafię zjeść, ale tego nie dałem rady pochłonąć. Oczywiście na koszt firmy.

Na samym początku pobytu w Lizbonie nie było wcale kolorowo. Gdy podpisywał kontrakt, zapewniano, że od razu trafi do pierwszego zespołu. Po przeprowadzce, bez zbędnych ceregieli zesłano go do rezerw. Ot, typowa zagrywka klubu starającego się przekonać młodzieńca do podpisania kontraktu. Dawidowicz mocno to przeżył. - U niego jest zawsze ten sam problem: aklimatyzacja. Jest perfekcjonistą, denerwują go sprawy, które nie są poukładane tak, jak powinny i jakby chciał. Paweł był przyzwyczajony do tego, że pracuje z pierwszym zespołem i na mecze przychodzi sporo kibiców. Po przeprowadzce musiał na nowo zaczynać walkę o to. Chciał jeszcze więcej trenować na własną rękę, co przez klimat i większy wydatek energetyczny przynosiło odwrotny skutek. Musiało minąć trochę czasu, zanim trafił na odpowiednie tory - mówi Łopatko.

Zresztą historii dotyczących zacięcia młodego zawodnika jeszcze z czasów juniorskich jest na pęczki. W jednym meczu w kadrze województwa grał z okropnym bólem ręki, za nic nie chciał zejść z boiska. Gola zdobył przytrzymując jedną rękę drugą. Po zwycięstwie 2:0 pojechał na prześwietlenie, okazało się, że ręka jest złamana. - Zawodnicy Stomilu Olsztyn, z którymi trenował w czasie nauki w olsztyńskim gimnazjum, wołali na niego "Wałdoszek". Oczywiście nie tylko ze względu na kręcone włosy, ale przede wszystkim przez wysokie umiejętności - wspomina Łopatko.

- Pamiętam, gdy miał 15 lat. Należał do szerokiej kadry rocznika 1995 przygotowywanego do ME do lat 17 w 2012 roku - mówi Dorna.  - Był wtedy piłkarzem Sokoła Ostróda, grał regularnie w kadrze województwa, to było nazwisko często przewijające się w rozmowach z trenerami. Na pewno miał niepodrabialny styl biegu. Ktoś kiedyś powiedział, że można było zgasić światło i poznać Pawła po samym cieniu. Dla niektórych może to zabrzmieć dziwnie w przypadku piłkarza, bo to powinna być norma, ale on uwielbiał grać w piłkę. Tak jest do dziś, kocha to, ma z futbolu wielką radość. W połączeniu z pozytywnym nastawieniem do życia, a nie pamiętam, żeby kiedykolwiek na coś narzekał albo się żalił, i pracowitością, nie jestem zdziwiony, że udało mu się przebić do seniorskiej piłki i teraz do pierwszej reprezentacji Polski. Dawidowicz ma duże szanse na wskoczenie do kadry na Euro.

Łopatko: - Na środku obrony reprezentacja nie ma wielkiego komfortu, więc jego szanse oceniam wysoko. Tym bardziej, że może spokojnie grać i na pozycji numer sześć, jak i w środku obrony. Ale żeby tak się stało, musi zacząć grać na seniorskim poziomie. Mentalnie sobie poradzi.

Z Lizbony Paweł Kapusta, Michał Czechowicz

Czytaj więcej  w "PN"

Juergen Klopp ma problem. Liverpool znowu bez zwycięstwa

Górnik myśli o czymś więcej niż utrzymanie

Barca chce sprowadzić brazylijski talent

FIFA i skandale - nierozłączny duet

Oglądaj rozgrywki Liga Portugal na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)

< Przejdź na wp.pl