PAP/EPA / EPA/FILIP SINGER

Szymon Marciniak jak dr Jekyll i mr Hyde - dwie twarze polskiego arbitra

Maciej Kmita

Na wizerunku najlepszego polskiego arbitra zaczęły pojawiać się rysy. Szymon Marciniak jest naszym eksportowym sędzią i za pracę w Europie jest chwalony, ale w Lotto Ekstraklasie popełnia rażące błędy. Płocczanin poczuł się za pewnie?

Latem 2015 roku Szymon Marciniak zdał test, którym był występ na Mistrzostwach Europy U-21. Poprowadził w Czechach trzy mecze, w tym rozegrany 30 czerwca finał turnieju, a trzy tygodnie później awansował do grupy UEFA Elite - to najwyższa sędziowska kategoria w Europie.

Rysa na krysztale

Już wcześniej prowadził mecze Ligi Europy (od 2012 roku) i Ligi Mistrzów (od 2014 roku), ale awans do grupy Elite nadał jego karierze rozpędu. Dzięki temu mógł zostać jednym z 18 sędziów głównych Euro 2016 i pierwszym w historii Polakiem, który prowadził mecze mistrzostw Europy. Za pracę podczas turnieju był chwalony, a fakt, że pozostał we Francji niemal do samego końca w roli sędziego technicznego, świadczy o tym, że spodobał się przełożonym.

Pierwsza rysa na kryształowym wizerunku Marciniaka pojawiła się pod koniec sierpnia. Gdy w rewanżowym meczu IV rundy el. Ligi Mistrzów  AS Roma - FC Porto (0:3) wyrzucił z boiska dwóch zawodników gospodarzy, prezydent rzymskiego klubu nie zostawił na nim suchej nitki.

- Arbiter był fatalny, zrujnował nam mecz. Niech mi ktoś powie, czego można spodziewać się po grze w dziesiątkę czy dziewiątkę? Nie będzie dla klubu żadnych reperkusji, natomiast muszę powtórzyć, że jestem maksymalnie rozczarowany postawą sędziego - mówił James Pallotta.

ZOBACZ WIDEO Szczęsny spowodował, a następnie obronił rzut karny. Zobacz skrót meczu AS Roma - AC Milan [ZDJĘCIA ELEVEN]

Przekonał Hiszpana

UEFA nie dostrzegła w decyzjach płocczanina niczego złego. Przy obsadzie meczów 1. kolejki fazy grupowej nie był uwzględniony, ale w dwóch następnych kolejkach prowadził już prawdziwe hity: Atletico Madryt - Bayern Monachium i Olympique Lyon - Juventus Turyn.

Po tym pierwszym meczu pochwał pod adresem Polaka nie szczędził Ildefonso Urizar Azpiparte. Były sędzia międzynarodowy, a obecnie ekspert madryckiego dziennika "AS" przyznał, że występem na Calderon Marciniak przekonał go do siebie.

"Nie miałem pewności, co do Szymona Marciniaka, ponieważ wcześniej wiele razy zauważyłem u niego, że jest zbyt daleko od gry, nie pojawia się w ważnych miejscach na boisku. W środę było zupełnie inaczej. Był odważny, nie podejmował pochopnych decyzji. W 12. minucie piłka trafiła w rękę obrońcę Atletico, ale nie było w tym jego intencji i brak wskazania na 11. metr było dobrym posunięciem. Pod koniec pierwszej połowy mógł też wyrzucić z murawy Boatenga za faul na Saulu, ale pokazał żółtą kartkę i w tym przypadku zgadzam się z Polakiem. Także decyzja o podyktowaniu rzutu karnego była całkowicie słuszna" - ocenił Azpiparte.

Również po spotkaniu OL - Juventus był chwalony, a decyzja o wyrzuceniu z boiska pomocnika gości, Mario Leminy nie wzbudziła żadnych kontrowersji.

Dwie twarze

Szymon Marciniak ma jednak dwa oblicza. Pierwsze, odważnego, stanowczego i pewnego siebie sędziego wzbudza zachwyt w Europie. Drugie, mniej efektowne, zaczęło objawiać się w Lotto Ekstraklasie. Już w meczu 1. kolejki bieżącego sezonu Legia - Jagiellonia (1:1) popełnił rażący błąd, gdy przy stanie 1:1 nie podyktował dla gości rzutu karnego po faulu Michaiła Aleksandrowa na Jacku Góralskim. Żaden z ekspertów nie potrafił znaleźć usprawiedliwienia dla tej decyzji 35-latka.

W spotkaniu 8. kolejki Lech - Pogoń (3:1) znów popełnił błąd w ocenie sytuacji w polu karnym, ale tym razem pomylił się na korzyść zawodnika drużyny atakującej. Przy wyniku 1:1 Szymon Pawłowski wpadł z piłką w pole karne Pogoni, Adam Frączczak wykonał w jego kierunku wślizg, ale go nie dotknął, a mimo to Marciniak wskazał na "wapno".

Wreszcie prawdziwe gromy posypały się na Marciniaka i jego asystentów po rozegranym w ramach 13. kolejki hicie rundy jesiennej Legia - Lech (2:1). Najpierw w 83. minucie sędzia oszczędził Arkadiusza Malarza, którego powinien ukarać czerwoną kartką za duszenie Dawida Kownackiego. Golkiper Legii obejrzał tylko żółtą kartkę, ale sprawa miała ciąg dalszy kilka dni później. Z kolei w doliczonym czasie gry ligowego klasyku Marciniak uznał bramkę zdobytą przez Kaspra Hamalainena z - jak wyliczył Canal+ - 83-centymetrowego spalonego. W tej sytuacji większą winę ponosi jednak sędzia liniowy, który nie zasygnalizował pozycji spalonej Fina. Paweł Sokolnicki, bo o nim mowa, za ten błąd został zawieszony przez PZPN.

Oszczędzenie Malarza sędzia Marciniak tłumaczył w ten sposób, że nie widział dobrze zajścia między bramkarzem Legii a napastnikiem Lecha. Kolejorz domagał się zatem ukarania legionisty przez Komisję Ligi Ekstraklasy SA, która może zmienić decyzję sędziego pod warunkiem, że arbiter nie widział zdarzenia. Tymczasem Legia dowiodła, przyłapując sędziego na kłamstwie, że dobrze widział sytuację.

[nextpage]

Czarna seria

Kilka dni później Szymon Marciniak prowadził mecz Cracovia - Jagiellonia (1:3) i znów nie uniknął rażących wpadek. W 38. minucie spotkania uderzona przez Fiodora Cernycha piłka trafiła w łokieć Miroslava Covilo. Arbiter z Płocka najpierw nakazał wznowienie gry z rzutu rożnego, ale po protestach gości zdecydował się na konsultację ze swoim asystentem Dawidem Golisem i wskazał na "wapno". Decyzja o podyktowaniu rzutu karnego była słuszna, ale wątpliwości wzbudziły czas, jaki Marciniak potrzebował na zmianę decyzji i okoliczności, w jakich to zrobił.

- Proces decyzyjny jawił się dość tajemniczo, bo najpierw jest wskazanie na rzut rożny, a potem konsultacja z asystentem. Powiem szczerze: nie sądzę, by asystent miał pojęcia, co tam się stało. Dla mnie to klasyczne "kupowanie czasu" - skomentował w programie Liga+ Extra sędziowski ekspert, Sławomir Stempniewski.

Trener Cracovii nie miał pretensji o podyktowanie rzutu karnego, ale nie mógł się nadziwić, że sędzia główny podjął decyzję po konsultacji z sędzią liniowym, który nie widział zdarzenia.

- Powtórki telewizyjne widzieli wszyscy, więc nie mam się do czego odnosić. Zastanawiam się jednak, na jakiej podstawie sędzia boczny, który miał do zdarzenia czterdzieści metrów i nie widział tego, przekonywał sędziego głównego o słuszności pokazania rzutu karnego. Dla mnie to jest hit! Widocznie są wśród sędziów "sokole oka" - ironizował Jacek Zieliński.

ZOBACZ WIDEO Lewandowski skrzywdzony podczas Złotej Piłki? 

Na początku II połowy sędzia Marciniak znów wskazał na "wapno", dyktując rzut karny dla Cracovii po starciu Marcina Budzińskiego z Marianem Kelemenem. Pomocnik Pasów nabrał arbitra, symulując upadek - słowacki bramkarz Jagiellonii wykonał prawidłową interwencję.

- Nie ma karnego. To była prawidłowa interwencja bramkarza. Był szybszy i wybił piłkę. Błąd ustawienia Szymona spowodował, że wydawało mu się, że bramkarz korpusem przewrócił rywala. To błąd sędziego - ocenił Stempniewski na antenie Canal+.

Miarka się przebrała

Po tym spotkaniu przewodniczący Kolegium Sędziów PZPN, Zbigniew Przesmycki złożył parasol ochronny, który wcześniej roztaczał nad swoim podopiecznym i wysłał Marciniaka na przymusowy urlop.

- W pierwszej sytuacji doszło do niewłaściwego zarządzania. To była dobra decyzja, ale podjęta intuicyjnie. Sędzia Golis nie widział tej sytuacji, Szymon szukał u niego poparcia swojej decyzji. W końcu podjął dobrą decyzję. Druga sytuacja była jednoznaczna - nie powinno być rzutu karnego - skomentował Przesmycki.

- Szymon teraz będzie miał czas na odpoczynek, ale nie ma mowy o żadnej karze. Nie możemy się poruszać w systemie kar i nagród. Wszyscy popełniamy błędy. To nasz najlepszy sędzia, a z arbitrami jest tak samo jak z zawodnikami - psychika jest bardzo ważna, a karanie sędziów za każdy błąd miałoby na nią zły wpływ - tłumaczył Przesmycki.

Po meczu przy Kałuży 1 płocczanin został pominięty przy obsadzie trzech następnych kolejek Lotto Ekstraklasy i dwóch serii spotkań Ligi Mistrzów, a w międzyczasie poprowadził mecz I ligi. Do ekstraklasy wrócił 2 grudnia na spotkanie Bruk-Bet - Zagłębie (0:1), cztery dni później w dobrym stylu poprowadził hit 6. kolejki Ligi Mistrzów Real Madryt - Borussia Dortmund (2:2), ale w kolejnym spotkaniu ligowym do głosu doszedł "Pan Hyde".

Nietykalny

W 72. minucie meczu 19. kolejki Arka - Jagiellonia (2:3) Tadeusz Socha próbował powstrzymać Fiodora Cernycha. Na linii pola karnego obrońca Arki wślizgiem wybił piłkę spod nóg Litwina tak, że ta poturlała się w kierunku Pavelsa Steinborsa, który złapał ją w ręce. Szymon Marciniak podyktował rzut wolny pośredni z linii pola bramkowego, a Konstantin Vassiljev zamienił go na gola, który dał Jagiellonii zwycięstwo 3:2 i utrzymanie pozycji lidera Lotto Ekstraklasy.

Gospodarze nie mogli pogodzić się z decyzją arbitra. Ich zdaniem sędzia nie miał podstaw do podyktowania rzutu wolnego, ponieważ Socha chciał przede wszystkim wybić piłkę spod nóg Cernycha, a nie zagrywać ją do Steinborsa, więc Łotysz mógł ją złapać.

Marciniak w rozmowie z WP SportoweFakty wyjaśnił, dlaczego podjął taką decyzję: - Uważam, że obrońca podał celowo i dlatego gwizdnąłem. Gdybym tak nie uważał, to bym nie gwizdnął. Bramkarz mógł z tym zrobić wszystko, mógł przyjął. To nie było pięć metrów, tylko szesnaście. Ja jeszcze do niego krzyknąłem: "Nie łap". No, ale on złapał.

Taką samą interpretację płocczanin przedstawił też Zbigniewowi Przesmyckiemu. Panowie spotkali się dzień po meczu na zgrupowaniu arbitrów zawodowych. Szef polskich sędziów nie uznał jednak tłumaczenia Marciniaka i podkreślił, że ten się pomylił.

- To był błąd. Z jego punktu widzenia zawodnik, który zagrał wślizgiem, skierował piłkę rozmyślnie w kierunku bramkarza. Taka była jego interpretacja, ale to nie było rozmyślne zagranie - mówił Przesmycki w rozmowie z WP SportoweFakty i dodaje: - Piłkarz Arki mógł pozbawić gracza Jagiellonii piłki tylko wślizgiem i tak zrobił. Bramkarz Arki złapał piłkę, ale rzut wolny pośredni nie powinien zostać podyktowany.

Co ciekawe, po spotkaniu z Przesmyckim zmienił zdanie na temat spornej sytuacji i posypał głowę popiołem. Na łamach "Przeglądu Sportowego" skomentował to tak: - Analizując powtórkę telewizyjną, stwierdziłem, że Tadek Socha był jednak skupiony na skutecznej interwencji, a nie na tym, by zagrać piłkę nogą w ręce bramkarza. Potrafię się przyznać do błędu i właśnie to robię.

A trener Arki, Grzegorz Niciński powiedział na głos to, co myśli coraz więcej trenerów i piłkarzy Lotto Ekstraklasy. - Uważam, że sędzia Szymon Marciniak jest w polskiej lidze bezkarny. Traktuje się go szczególnie - jest ponad trenerami i wszystkimi sędziami. Robi sobie, co chce. Swoją decyzją skrzywdził nas. Jestem ciekaw, czy w meczu Real - Borussia, który ostatnio prowadził, też tak by się zachował - stwierdził Niciński w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

< Przejdź na wp.pl