Fabiański pokaże, czy jest gotowy na wielką piłkę - rozmowa z Andrzejem Dawidziukiem

Po ostatnim występie przeciwko Chelsea Londyn, na Łukasza Fabiańskiego spadła lawina krytyki. Nic dziwnego, bo ten mecz nie należał do najlepszych w jego karierze. - Będzie to pewnego rodzaju test, który pokaże, czy jest już gotowy do wielkiej piłki. Takie przypadki wymagają odpowiednich umiejętności, silnego charakteru - mówi w rozmowie z serwisem SportoweFakty.pl Andrzej Dawidziuk, trener bramkarzy reprezentacji Polski.

W tym artykule dowiesz się o:

Piotr Tomasik: Coś się ostatnio naszym bramkarzom nie wiedzie. Zwłaszcza tym grającym na Wyspach Brytyjskich...

Andrzej Dawidziuk: Jeżeli byśmy oceniali takimi kategoriami, równie dobrze można by powiedzieć, że nie wiedzie się też Cechowi, Reinie i Landreau.

Różnica między nimi a Fabiańskim jest taka, że oni mają pewne miejsce w składzie, a Łukasz dopiero staje przed wielką szansą udowodnienia, iż może być numerem 1.

- Nie jestem pewien, czy mają taką pewną pozycję w klubie. Ale te słowa w przypadku Reiny i Cecha to oczywiście mała przenośnia... Obaj są doświadczeni, zdecydowanie dalej zaszli od Łukasza, wyprzedzają go w tym zawodzie o kilka lat i dlatego też dziwi, że popełniają takie błędy. Nie da się patrzeć na piłkę nożną w taki sposób, aby nie dostrzegać indywidualnych pomyłek, które są ważnym elementem gry. Jeśli myli się przeciwnik, my o tym nie mówimy. Jeśli błąd popełnia nasz człowiek, rodzą się powody do smutku. Powinniśmy na tę sprawę spojrzeć trochę inaczej.

Fabiański znalazł się pod ostrzałem mediów, spadła na niego lawina krytyki, nazwano go nawet "głupkiem i klaunem"! Łukasza czeka teraz niemały sprawdzian. Ale nie piłkarski, a psychologiczny...

- Zgadza się. W Szamotułach, skąd pochodzi Fabiański, uczymy także przygotowania mentalnego. Są pewne kryteria przy selekcji do dużej piłki, a jednym z nich jest umiejętność szybkiego zapominania o pomyłkach. Człowiek, który zbyt długo analizuje, rozpamiętuje, żyje wcześniejszymi błędami, nie ma szans, żeby zaistnieć w sporcie. Sporcie pisanym przez duże "S".

Przy takiej presji, która ma miejsce obecnie w Anglii, chyba nie jest łatwo zapomnieć. Zwłaszcza tak młodemu zawodnikowi, jakim jest Łukasz.

- To właśnie jeden z elementów selekcji i jest to dla niego fantastyczne przeżycie, że musi stawić czoła takiej sytuacji. Będzie to pewnego rodzaju test, który pokaże, czy jest już gotowy do wielkiej piłki. Takie przypadki wymagają odpowiednich umiejętności, silnego charakteru. Trzeba być przygotowanym na zwycięstwa i porażki, wzloty i upadki. Szansę do rehabilitacji Łukasz ma już we wtorek, kiedy Arsenal zagra z Liverpoolem. Duży nacisk na jego występ kładzie prasa, która strasznie różni się w ocenach. Otóż niedawno byłem w Anglii i po meczu Fabiańskiego przeciwko Wigan jedna gazeta uznała go za najgorszego zawodnika spotkania, druga zaś... za najlepszego. Media mają to do siebie, że spekulują, ale to nie od was zależy, czy dany piłkarz dostanie szansę. Wszystko w rękach szefa, trenera. Nie zapominajmy jednak, że błędy są rzeczą ludzką. Weźmy przykład Petra Cecha na EURO w meczu z Turcją, czy pudło Johna Terry'ego w finale Ligi Mistrzów, kiedy się poślizgnął. Pamięta pan te mecze?

Pamiętam.

- Jeśli ktoś po takich wypadkach się załamuje, nie nadaje się do wielkiego futbolu. Może sobie tylko pokopać w okręgówce albo na podwórku, gdzie presja wyniku jest mniejsza.

Fabiański wciąż może odkupić swoje winy, bo kontuzjowany jest Manuel Almunia. Swoje szanse miał już wcześniej w Manchesterze United Tomasz Kuszczak i najwyraźniej nie przekonał do siebie Alexa Fergusona. Na dzień dzisiejszy jest numerem 3...

- Możemy na tę sytuację patrzeć tylko z boku, ale rzeczywiście wygląda na to, że Tomek nie jest już zmiennikiem van der Sara. Gdy Holender nie jest zdolny do gry, między słupkami staje jego zastępca, a Kuszczak jest tylko rezerwowym. To pokazuje, że notowania Bena Fostera stoją w tej chwili wyżej.

Kuszczak powinien porzucić wielkie marzenie, jakim była gra w pierwszym składzie w ukochanym klubie i poprosić o transfer?

- Nie chciałbym bawić się w jego doradcę. Tomek dużo czasu spędził za granicą, jest doświadczonym zawodnikiem i wie, co robi. Gdy zajdzie taka potrzeba i spotkanie powstanie z jego inicjatywy, na pewno pomogę. On jednak najlepiej zna swoją pozycję w klubie, ma pod ręką trenera i myślę, że decyzja, którą podejmie, będzie najlepsza. Nie jest to chłopiec, któremu trzeba doradzać. A co do jego marzeń, to nie wzięły się znikąd. Jest to bowiem golkiper o ogromnym potencjale, z wielkimi perspektywami i sporym talentem. Pech w jego karierze polegał na tym, że trafiał do klubów, gdzie byli bramkarze z bardzo dobrze wyrobioną już pozycją. Jest na świecie kilku fachowców, z którymi nie podejmuje się rywalizacji. Do tego grona należą Casillas, Buffon i niestety także van der Saar. To klasa sama w sobie, wielkie ikony. Tomek miał nie tylko Holendra w Manchesterze, ale również Gabora Kiraly'ego w Hercie. Grając jednak w West Bromwich, gdzie była równorzędna rywalizacja, był numerem 1 i spisywał się fantastycznie.

Zapewne do niedawna do grona nietykalnych zaliczylibyśmy Artura Boruca, ale wraz z obniżką formy zmalały nieco jego notowania u Gordona Strachana, który już wkrótce będzie miał do dyspozycji także Łukasza Załuskę. Dwóm Polakom na Celtic Park nie będzie zbyt ciasno?

- Celtic to europejska czołówka. Wielkie sukcesy, ciągłe triumfy w lidze i dobra gra w Lidze Mistrzów. Ich polityka transferowa od dawna była przemyślana i skoro Strachan decyduje się na kontrakt z Załuską, musi mieć to jakiś sens. Od dawna mówi się o tym, że Boruc, jeden z najlepszych bramkarzy w historii tego klubu, może odejść. Nic więc dziwnego, iż trener przy ewentualnej jego sprzedaży nie zamierza szukać zastępcy na łapu capu.

Źródło artykułu: