Newspix / BARTEK ZIOLKOWSKI / FOKUSMEDIA / Na zdjęciu: stadion Wisły Kraków

Kolos na glinianych nogach. Anatomia upadku Wisły Kraków

Maciej Kmita

Marzena Sarapata doprowadziła Wisłę do największego kryzysu w historii, ale problemy klubu zaczęły się dawno temu. Hasło "Liga Mistrzów albo śmierć" z 2011 roku stało się samospełniającą się przepowiednią. Oto anatomia upadku Białej Gwiazdy.

Bezpośrednią przyczyną chaosu, jaki w ostatnich dniach zapanował przy Reymonta 22, a który spowodował zawieszenie licencji, co może skutkować wyrzuceniem Wisły Kraków z Lotto Ekstraklasy, a w konsekwencji: jej upadkiem, jest niedoszła (na szczęście) sprzedaż klubu Vannie Ly i Matsowi Hartlingowi. Nieudolna próba pozbycia się piłkarskiej spółki była ostatnią "przysługą" Marzeny Sarapaty, pierwszej w historii kobiety-prezes, która doprowadziła 113-letni klub na skraj bankructwa. To przez jej nieudolne rządy dług Wisły przekracza dziś 40 mln zł, a na koncie Biała Gwiazda ma 51 tys. zł wolnych środków. Więcej o tym TUTAJ

Swoje za uszami ma też fasadowa rada nadzorcza w składzie Tadeusz Czerwiński, Ludwik Miętta-Mikołajewicz i Mateusz Stankiewicz, która była ślepa na działania Sarapaty. Była prezes Wisły zbyt dosłownie interpretowała hasło, że "Wisła to wielka rodzina". Pozwoliła, by klub z Reymonta 22 oplotła rodzinno-koleżeńska sieć powiązań, a gdy okazało się, że źródło zostało opróżnione, postanowiono się go pozbyć przy pierwszej lepszej okazji.

Liga Mistrzów albo śmierć

Przyczyna największego kryzysu w historii piłkarskiej sekcji Białej Gwiazdy jest jednak bardziej złożona. Zawieszenie licencji i status zadłużonego po uszy bankruta to tylko efekt końcowy, który wywołało kilka nakładających się na siebie zdarzeń z ostatnich lat. Prawdziwe problemy Wisły nie zaczęły się ani pół roku temu, gdy klub przestał płacić piłkarzom, ani w sierpniu 2016 roku, kiedy piłkarską spółkę przejęło prowadzące inne sekcje Towarzystwo Sportowe "Wisła", lecz w 2011 roku. To wtedy przy Reymonta 22 działano według hasła: "Liga Mistrzów albo śmierć". Champions League nie było, a dziś klub kona w męczarniach i potrzebuje cudu, by przetrwać.

ZOBACZ WIDEO Boruc pokonany trzykrotnie! Bournemouth poza Pucharem Anglii [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Awans do Ligi Mistrzów nie był niespełnioną ambicją Bogusława Cupiała - był jego obsesją. Sześć nieudanych prób nie ostudziło zapału jednego z najbogatszych Polaków. Wręcz przeciwnie, wtedy był zdeterminowany jak nigdy wcześniej, bo dzięki tzw. "reformie Platiniego" Wiśle drogi do fazy grupowej nie mogły już zatarasować takiego kluby jak Anderlecht, Real Madryt czy Barcelona, na które trafiała w latach poprzednich (Dumę Katalonii Biała Gwiazda wylosowała nawet dwukrotnie!).

Misję zbudowania drużyny, która miała dać mu upragniony awans do elity, Cupiał zlecił Stanowi Valcksowi. To były reprezentant Holandii, który przed przyjazdem do Krakowa przez cztery lata pracował jako dyrektor sportowy w PSV Eidnhoven, a potem krótko w tej samej roli w chińskim Shanghai Shenhua. Z holenderskiego klubu odszedł w atmosferze skandalu, oskarżony o pobieranie prowizji przy dokonywaniu transferów, co po latach rzucało zupełnie inne światło na jego działalność w Krakowie.

Zatrudniając Valckxa, Wisła tak naprawdę zapewniła sobie dostęp do jego opasłego notesu z nazwiskami. Holender najpierw sprowadził do klubu swojego rodaka, trenera Roberta Maaskanta, a nim letnie okno transferowe (2010) zostało zamknięte, Wisła zakontraktowała jeszcze  Nourdina Boukhariego i Serge'a Branco. W przerwie zimowej sezonu 2010/2011 na Reymonta 22 zameldowali się Sergei Pareiko, Kew Jaliens, Maor Melikson, Michaił Siwakow i Cwetan Genkow, a przed rozpoczęciem kolejnych rozgrywek do świeżo upieczonego mistrza Polski dołączyli Junior Diaz, Marko Jovanović, Michael Lamey, Ivica Iliew, Gervasio Daniel Nunez i Dudu Biton. Do tego Valckx podjął decyzję o wykupieniu wypożyczonego dotąd Osmana Chaveza.

Nie było w tym gronie ani jednego Polaka, ale wszystko działo się za przyzwoleniem Cupiała. - Polacy to nieudacznicy. Tyle razy nie potrafili awansować do Ligi Mistrzów - miał mówić Cupiał swoim zaufanym współpracownikom, co w "Śnie o potędze", kronice Wisły czasów Tele-Foniki opisał Mateusz Miga.

Wisła Maaskanta zdobyła mistrzostwo Polski i bez problemów przebiła się przez dwie pierwsze rundy el. Ligi Mistrzów, a w ostatniej trafiła na APOEL Nikozja. W pierwszym meczu pokonała Cypryjczyków przed własną publicznością po kapitalnym uderzeniu Patryka Małeckiego. W rewanżu nie potrafiła jednak obronić przewagi. Po godzinie gry przegrywała 0:2, ale na kwadrans przed końcem nadzieje w serca kibiców wlał Cezary Wilk, który zdobył bramkę na 1:2. Taki wynik promował Białą Gwiazdę, ale w 87. minuty fatalny błąd popełnił Chavez i APOEL wygrał 3:1. Maaskant powtarzał potem, że jego drużynę od Ligi Mistrzów dzieliły trzy minuty, ale dla Cupiała nie było to usprawiedliwieniem - wyrok na złotoustego Holendra został już podpisany, a wykonany został kilka tygodni później po przegranych derbach z Cracovią (0:1). Porażek w tak prestiżowych meczach Cupiał nie zwykł darować.

Królewskie rządy

Jako uczestnik IV rundy el. Ligi Mistrzów Wisła automatycznie dostała się do fazy grupowej Ligi Europy, ale było to marne pocieszenie. Samo zmontowanie drużyny Maaskanta pochłonęło ok. 17 mln zł - większość zawodników sprowadzono na zasadzie wolnego transferu, ale przez tylko na prowizje dla agentów wydano 4,7 mln zł. Do tego doszły bardzo wysokie koszty utrzymania legii cudzoziemskiej - pensje zaczynały się od 20 tys. euro w górę. Nawet awans do 1/16 finału Ligi Europy 2011/2012 nie zwrócił Wiśle kosztów nieudanego szturmu na Ligę Mistrzów. W tamtym sezonie Biała Gwiazda za udział w rozgrywkach UEFA zarobiła ok. 4,3 mln euro, tymczasem sam awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów był wyceniany na dwa razy więcej.

"Przy Reymonta 22 do dziś panuje przekonanie, że do finansowej ruiny klub doprowadził ówczesny prezes Bogdan Basałaj. Przejął stery okrętu, który od lat nabierał wody. I choć doskonale wiedział, że łajba może pójść na dno, dał się namówić na rejs do ziemi obiecanej. To tak, jakby dmuchaną kaczką próbować przepłynąć ocean. Gdy jednak po długim rejsie na horyzoncie wciąż nie było widać lądu, a w ładowni było coraz więcej wody, wybuchła panika i już nikt nie potrafił nad tym zapanować" - pisał Miga w "Śnie o potędze".

[nextpage]

Basałaj na dzień dobry podniósł wynagrodzenie pracownikom, a trzyosobowy zarząd pod jego dowództwem zarabiał 800 tys. zł rocznie - najwięcej w historii. Klub miał rekordowe przychody w wysokości 55 mln zł, ale też rekordowe wydatki - 65 mln zł. Po nieudanym szturmie na Ligę Mistrzów zauważona, że sterowana przez Basałaja łódź płynie wprost na skały i zdecydowano się na drastyczne cięcia.

Restrukturyzację klubu miał przeprowadzić Jacek Bednarz, który najpierw w marcu 2012 roku został wiceprezesem ds. sportowych, a jedenaście miesięcy później stanął na czele zarządu. Miał posprzątać po holenderskiej erze, ale nie było to zadanie łatwe, bo wtedy liczyło się "tu i teraz". Iliev, Jaliens, Lamey i Pareiko przyszli do Wisły jako zawodnicy ponad trzydziestoletni, co oznaczało, że nie uda się ich odsprzedać, a mocno obciążali budżet. Odchodzili dopiero po wygaśnięciu umów albo rozwiązaniu ich za porozumieniem stron. Wydanych na Genkowa 500 tys. euro Wisła nigdy nie odzyskała, a wręcz przeciwnie - Bułgar skorzystał z tego, że Wisła straciła płynność finansową i wypowiedział kontrakt z winy klubu, by potem dostać za to ok. 400 tys. euro odszkodowania. Tylko pozyskanego Meliksona udało się sprzedać z zyskiem, ale kwota 800 tys. euro za największą gwiazdę Lotto Ekstraklasy wydaje się dziś niedorzeczna.

Kurek przykręcony

Pech chciał, że związane z atakiem na Ligę Mistrzów przeinwestowanie zbiegło się z problemami Tele-Foniki. Cupiał, nie dość, że był zniechęcony kolejnym sportowym fiaskiem, to jeszcze nie mógł, jak dotąd, dosypywać do klubowego skarbca. Tym razem mecenas Białej Gwiazdy miał związane ręce i Wisła pierwszy raz pod jego rządami utraciła płynność finansową. W 2009 roku Tele-Fonika zaczęła mieć problem z obsługą wartych 2,1 mld zł zobowiązań. W 2011 roku, w roku ostatniego skoku na Ligę Mistrzów, samym bankom koncern oddał 130–150 mln zł rat, a drugie tyle kosztował kosztowała go obsługa finansowania.

W erze Cupiała Wisła zdobyła osiem mistrzostw Polski, pięciokrotnie stawała na niższych stopniach ligowego podium, a dwukrotnie wygrała Puchar Polski. Biała Gwiazda to wespół z Legią Warszawa najbardziej utytułowany polski klub XXI wieku - oba w tym w tym stuleciu wygrały ligę po siedem razy. Wisła Cupiała okazała się jednak kolosem na glinianych nogach. Nigdy nie była samowystarczalnym przedsiębiorstwem. Kolejni prezesi, dyrektorzy, menedżerowie wiedzieli, że prędzej czy później dziurę w budżecie zasypie Cupiał, ale to też się skończyło. Doszło nawet do tego, że do sezonu 2015/2016 Wisła przystąpiła z ujemnym punktem za brak terminowego wywiązywania się podpisanych wcześniej ugód.

Eksperci, których Cupiał zatrudniał do restrukturyzacji Tele-Foniki, naciskali, żeby pozbył się nierentownego klubu, ale ten nie chciał rozstać się z ulubioną zabawką. Zgłaszali się do niego Wiesław Włodarski, twórca koncernu Foodcare, czy Waldemar Kita - Polak prowadzący biznesy we Francji i Szwajcarii, dziś właściciel FC Nantes, ale Cupiał odsyłał ich z kwitkiem. Dopiero, gdy kredytodawcy przyparli go do muru w kwestii Wisły, Cupiał w pośpiechu pozbył się Białej Gwiazdy, by ratować Tele-Fonikę. W lipcu 2016 roku firma wydała oświadczenie, że sprzedaje Wisłę, by "zasoby finansowe w całości przeznaczyć na rozwój produkcji kabli". 

"Pozbył się" to idealne określenie, bo jak inaczej nazwać to, że oddał swoje dziecko mającemu wątpliwą reputację Jakubowi Meresińskiemu. Nie było to podrzucenie do okna życia, a raczej porzucenie go na pastwę losu. Meresiński okazał się oszustem, który w rozmowach z Tele-Foniką posługiwał się sfałszowanymi listami intencyjnymi od potencjalnych sponsorów i gwarancjami bankowymi. Mało tego, choć był właścicielem Wisły tylko miesiąc, wyprowadził z jej konta 490 tys. zł. Do tej pory zwrócił tylko ok. 200 tys. zł. 

Przez 19 lat Cupiał wpompował w Wisłę ok. 220 mln zł. Odchodząc, uregulował zaległości wobec zawodników i pomógł, podpisując umowę na wynajem trzech skyboksów na 10 lat. Chwilę wcześniej, dzięki współpracy z gminą Myślenice, której kablowy magnat jest mieszkańcem, Wisła doczekała się bazy treningowej z prawdziwego zdarzenia - po bagatela 16 latach rządów Cupiała. W spadku dotychczasowy mecenas zostawił jednak dług w wysokości 12-18 mln zł, niedokończone sprawy z Milanem Jovaniciem i Marko Jovanoviciem, które ostatecznie kosztowały Wisłę 1,5 mln zł, i Adamem Mandziara (ok. 3 mln zł) oraz mało korzystne umowy z UFA Sports (marketing) i z miastem (na wynajem stadionu).

To przez tę druga latem minionego roku wybuchł kryzys stadionowy, który niemal doprowadził do wyprowadzki Wisły z Reymonta 22. Wisła miała płacić miastu 3 mln zł rocznie za wynajem mało funkcjonalnego stadionu, ale uregulowanie rachunku wobec magistratu nigdy nie było w Wiśle szczycie priorytetów. W lipcu, gdy umowa wygasła i klub chciał podpisać nową, miasto upomniało się o należne mu pieniądze. Wisła nie miała środków na spłatę długu, ale w sukurs przyszła jej Ekstraklasa SA, porozumiewając się z miastem, że ureguluje zadłużenie klubu pieniędzmi, które miałyby trafić do Białej Gwiazdy z tytułu praw marketingowych. Wisła została w domu, ale stracił kolejne źródło finansowania. To był kolejny gwóźdź do trumny. Poza tym według nowych ustaleń musiała płacić za wynajem obiektu 123 tys. zł za każdy mecz, przelewając środki na konto miasta 48 godzin przed spotkaniem.

Wreszcie Cupiał nigdy nie zadbał o stworzenie klubowej akademii. Jej znaczenie zawsze bagatelizował, a za szkolenie narybku odpowiadało pozostawione same sobie Towarzystwo Sportowe "Wisła". Od 2015 roku na czele klubowej akademii stoi Rafał Wisłocki - nowy prezes Wisły SA, który podjął się straceńczej misji uratowania piłkarskiej spółki. 

Zgniły kompromis

Być może losy Wisły potoczyłyby się zupełnie inaczej, gdyby Bednarz, któremu Cupiał powierzył uporządkowanie klubowych finansów, miał możliwość dokończenia swojej misji. Podczas gdy "Krwawy Jacek" miał podejmować kolejne niepopularne decyzje, by tylko uszczelnić budżet, kilkaset metrów od Stadionu Miejskiego im. Henryka Reymana, w Towarzystwie Sportowym "Wisła", zaczęły rosnąć wpływ chuliganów, którzy z biegiem czasu przemienili się w zorganizowaną grupę przestępczą. To właśnie oni w 2014 roku przeprowadzili krucjatę przeciwko bezkompromisowemu prezesowi, doprowadzając do jego dymisji.

[nextpage]

Pod koniec 2013 roku Stowarzyszenie Kibiców Wisły Kraków, uzurpujące sobie prawo do reprezentowania wszystkich fanów Białej Gwiazdy, choć na trybunach miało silną, lecz niezorganizowaną opozycję, zgłosiło się do Wisły z propozycją, by złotówka od każdego sprzedanego biletu trafiała do niego na cele statutowe. W odpowiedzi Bednarz zaproponował, że w zamian SKWK będzie ponosiło całkowitą odpowiedzialność za to, co dzieje się na trybunach zarówno podczas domowych, jak i wyjazdowych spotkań Białej Gwiazdy.

SKWK nie przystało na warunki klubu i do podpisania umowy nie doszło, a stowarzyszenie rozpoczęło krucjatę przeciwko prezesowi. Podczas rozegranych w lutym derbów Krakowa z trybuny północnej na boisko poleciały płonące race, sprowadzając na klub karę od Komisji Ligi. Ponadto w kolejnym domowym meczu Wisły nie mogli uczestniczyć ci, którzy podczas derbów znajdowali się na trybunie północnej, co zaogniło konflikt. 8 marca, podczas meczu z Ruchem Chorzów, kibole Wisły ostrzelali stadion z zewnątrz racami, które lądowały na murawie i trybunach bez żadnej kontroli. - To, co powiem, może być nadużyciem, ale przypomniał mi się zamach na WTC 11 września 2001 - mówił Bednarz.

To właśnie wtedy, według głośnego reportażu Szymona Jadczaka, race kolegom miał rozdawać Damian Dukat - ówczesny prezes SKWK, a w latach 2016-2018 członka rady nadzorczej i wiceprezesa Wisły SA. Po meczu doszło do interwencji policji, a jej skutkiem było wydanie kilkuset zakazów stadionowych - także dla tych, którzy nie mieli nic wspólnego z ostrzałem. Wtedy kibice Wisły postanowili zbojkotować mecze. Frekwencja na domowych meczach Białej Gwiazdy była najniższa w czasach Cupiała, co odbiło się na budżecie.

Przed startem sezonu 2014/2015 konflikt wszedł na nowy poziom. Kibice Wisły włamali się na teren centrum treningowego w Myślenicach, "ozdabiając" je obraźliwymi hasłami, których adresatem byli trener Franciszek Smuda i Bednarz. Podobne malowidła pojawiły się też na stadionie głównym przy Reymonta 22. Po tym niespotykanym wcześniej akcie wandalizmu na klubowych obiektach prezes Bednarz zapowiedział, że nie zamierza wycofać się z obranej drogi, której celem jest wyeliminowanie ze stadionu Białej Gwiazdy chuliganów i nie ma zamiaru prowadzić rozmów z przedstawicielami SKWK.

Ostatecznie Bednarz przegrał to starcie i musiał ustąpić. W lipcu 2014 roku rada nadzorcza oddelegowała do zarządu spółki Tadeusza Czerwińskiego, który miał odpowiadać za dialog z kibicami, choć sam od 2005 roku był honorowym prezesem SKWK, które w jawny sposób atakowało jego partnera z zarządu. Miesiąc później Bednarz został odwołany, a w jego miejsce powołano Ludwika Mięttę-Mikołajewicza, za kadencji którego umowa między Wisłą SA a SKWK została podpisana. Dopiero teraz rozwiązał ją Wisłocki - była to jego pierwsza decyzja po objęciu sterów klubu. Wisła wtedy poszła na zgniły kompromis, spełniając jedyny postulat kiboli - usunięcie Bednarza, który był przeszkodą do opanowania trybun i podporządkowania sobie stadionu. To im jednak nie wystarczało.

TS - Towarzystwo Szemrane

Marzena Sarapata mogła zakłamywać rzeczywistość, ale prawda jest taka, że wpływ chuliganów na TS "Wisła", a od 2016 roku także na Wisłę SA, systematycznie rósł. Stał za tym Paweł M., ps. "Misiek", który w 1998 roku podczas meczu Pucharu UEFA z Parmą rzucił nożem w głowę Dino Baggio, za co Wisła została wykluczona z rozgrywek UEFA, a Tele-Fonika na poważnie rozważała porzucenie Białej Gwiazdy, w którą dopiero co zainwestowała. Więcej o tym TUTAJ. W normalnym, zdrowym środowisku po takim wybryku "Misiek" byłby poddany infamii, tymczasem na początku 2014 roku został wpuszczony na salony, otwierając w hali TS "Wisła" osławioną już siłownię White Star Power. Zarząd stowarzyszenia nie widział nic zdrożnego w tym, że robi interesy z przestępcą. Wręcz przeciwnie, pożyczkę na uruchomienie biznesu "Misiek" otrzymał od członka zarządu TS "Wisła", Piotra Wawry.

- Paweł to mój kolega. Wiem, że przez niego klub poniósł kiedyś straty. On też wie, że zrobił źle. Podejrzewam, że teraz pomaga Wiśle, bo jest jej kibicem i tak jak może chce oddać to, co jej zabrał - mówił Wawro. - Zdaję sobie sprawę z przeszłości tego pana. To jednak odbywało się kilkanaście lat temu i on odsiedział swoje. Poza tym, gdy przychodzi ktoś i płaci solidne pieniądze za wynajęcie pomieszczeń, to jest to w naszym interesie. Nie będę pytał, kto jest z kim powiązany - tłumaczył inny członek zarządu TS "Wisła", Robert Szymański, będący wówczas także prezesem SKWK, które stało za krucjatą przeciwko Bednarzowi.

Dziś "Misiek" czeka w areszcie na rozprawę - ciążą na nim zarzuty kierowania wyjątkowo brutalną organizacją przestępczą. Rechot historii polega też na tym, że po incydencie z nożem Miętta-Mikołajewicz "nie bał się nazwać Pawła M. bandytą", a niedawno miał powiedzieć w odniesieniu do niego., że "każdy zasługuje na drugą szansę, a ludziom trzeba wybaczać, tak jak Jan Paweł II przebaczył Ali Agcy". To właśnie on, jako prezes TS "Wisła", podpisał się pod umową wynajmu firmie "Miśka" pomieszczenia na siłownię. Notabene, zarejestrowana na Reymonta 22 firma Pawła M. nazywa się Saulus, co po łacinie oznacza rekina.

W tym samym czasie w TS "Wisła" uruchomiono sekcję Trenuj Sporty Walki, a jedną z dyscyplin trenowanych w jej ramach był street fight. To właśnie za jej pośrednictwem chuligani zaczęli formalnie przejmować kontrolę nad stowarzyszeniem. Sekcja TSW rosła w siłę, a zgodnie ze statutem TS "Wisła" na każdych 20 członków sekcji przypada jeden delegat na walne zgromadzenie delegatów - w ten sposób chuligani zyskali realny wpływ na klub. W kwietniu 2015 roku właśnie jako reprezentantka TSW do zarządu klubu weszła Sarapata, zostając jednocześnie rzecznikiem prasowym zarządu stowarzyszenia.

[nextpage]

Co ciekawe, ledwie pięć tygodni wcześniej M. wniósł do sądu pozew przeciwko "Gazecie Wyborczej", która opisała, w jaki sposób rosną jego wpływy w klubie. "Misiek" domagał się 15 tys. zł i przeprosin, a przed sądem reprezentowała go właśnie Sarapata. W pozwie napisała, że "sugerowanie, że przejmuje władzę nad zarządem klubu” narusza jego dobre imię, a słowo "kibol" go "stygmatyzuje". Publikacja miała też "negatywnie wpłynąć na proces resocjalizacji M.". Tymczasem w trakcie procesu "Misiek" został aresztowany podczas starć chuliganów w Szwecji, więc zarzuty wobec "Gazety Wyborczej" stały się niewiarygodne.

Gdy w sierpniu 2016 roku Towarzystwo Sportowe "Wisła" odbiło piłkarską spółkę z rąk Meresińskiego, na czele Wisły SA stanęli ludzie z kibolskiego układu. Prezesem została Sarapata, która rok wcześniej weszła do zarządu TS "Wisła" z ramienia osławionej sekcji sportów walki (a rok później została też prezesem stowarzyszenia). W chwili przejęcia piłkarskiej spółki przez TS "Wisła" w skład rady nadzorczej Wisły SA weszli: honorowy prezes SKWK Tadeusz Czerwiński, były prezes SKWK Robert Szymański i ówczesny prezes SKWK Damian Dukat, który dodatkowo był menedżerem należącej do "Miśka" siłowni. Zrezygnował z pracy w niej dopiero w grudniu 2017 roku - do tego czasu łączył tę funkcję z rolą członka rady nadzorczej i wiceprezesa piłkarskiej spółki.

Warto zatrzymać się przy Szymańskim. To on w sierpniu 2016 roku zasłynął mocną wypowiedzią, że nowi właściciele Wisły SA "nie są gołodupcami". Kiedy jako wiceprezes TS "Wisła" wchodził do rady nadzorczej spółki, ciążyły na nim prokuratorskie zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, wyłudzenia podatku VAT i prania brudnych pieniędzy w aferze Kraków Business Park (KBP). Szymański miał przyjmować pieniądze z fikcyjnych faktur i mieszać je z legalnymi pieniędzmi na swoich kontach bankowych. Według ustaleń prokuratury, w latach 2006-2007 jego firma wykonywała dla KBP usługi z zakresu wentylacji powietrza. Szymański miał wystawiać fałszywe faktury oraz zawyżył koszty pracy o 930 tys. złotych. Przy Reymonta 22 nie widziano w tym niewłaściwego. Szymański utrzymał się w radzie nadzorczej Wisły SA i zarządzie TS "Wisła" jeszcze do ubiegłego roku.

Toksyczna miłość 

Gdy w sierpniu stowarzyszenie odbiło Wisłę SA z rąk Meresińskiego, który na kilka tygodni sparaliżował działania piłkarskiej spółki, ludzie z TS "Wisła" jawili się jako ci, którzy uratują klub przed upadkiem, a nie ci, którzy doprowadzą do największej kompromitacji w historii. Jako "mający Wisłę w sercu" cieszyli się poparciem trybun i otrzymali bardzo duży kredyt zaufania. Tymczasem w trakcie trwających dwa i pół roku rządów Sarapaty dług spółki wzrósł z 12-18 mln zł w chwili przejęcia do ponad 40 mln zł, choć w międzyczasie na samych transferach wychodzących klub zarobił ok. 20 mln zł. Na koniec roku na koncie spółki były tylko 51 tys. zł. Piłkarze i trenerzy nie otrzymywali wynagrodzenia przez całą rundę jesienną. Spółka wpadła w spiralę długów, zapożyczając się u kolejnych kibiców (Wojciech Kwiecień, Rafał Ziętek, właściciele Dasta Invest i Antrans) byle tylko przetrwać kolejny miesiąc.

Sarapata i jej ludzie mieli przygotować spółkę do sprzedaży poważnemu inwestorowi, ale to się nie udało. Wręcz przeciwnie, w dwa i pół roku piłkarska spółka została opleciona przez rodzinno-koleżeńską sieć powiązań, na której korzystali wszyscy, tylko nie klub. Doszło nawet do tego, że podczas gdy piłkarze i trenerzy pracowali jesienią niemal za darmo, dwuosobowy zarząd spółki pobrał w 2018 roku wynagrodzenie w wysokości 910 tys. zł! To pobicie rekordu zarządu Basałaja, który na dodatek składał się z trzech, a nie dwóch osób jak zarząd Sarapaty.

Mało tego, w maju 2017 roku Sarapata odważyła się na zaatakowanie Cupiała. - Wielka sportowo Wisła była zarządzana życzeniowo. Nie wydaje się więcej pieniędzy, niż się ma - mówiła, tymczasem w 2017 roku na wynagrodzenie dla piłkarzy Wisła wydawała 15 mln zł - tylko raz w historii wydawała więcej: 19 mln zł w 2013 roku, kiedy sprzątano jeszcze po epoce holenderskiej. To efekt obdarzenia zbyt wielkim zaufaniem Manuela Junco, przez którego kadra pierwszego zespołu rozrosła się do 30 zawodników. Mało tego, kilka miesięcy później, mając już na liście płac Dariusza Wdowczyka i Kikao Ramireza, zdecydowała się zatrudnić Joan Carrillo, którego sztab w utrzymaniu był blisko dwa razy droższy od sztabu Ramireza (160 do 90 tys. zł). Carrillo ostatecznie wypowiedział Wiśle kontrakt z jej winy, co oznacza kolejne ok. 1,5 mln zł do wypłaty Hiszpanowi.

Sarapata i jej współpracownicy mieli mieć Wisłę w sercu, ale ta miłość okazała się toksyczna, a takie uczucie ma to do siebie, że prędzej czy później wyniszcza. Nie tylko nadużyli zaufania kibiców, ale też zostawili Wisłę bez środków, a na koniec wystawili ją na pośmiewisko oddając klub Ly i Hartlingowi. Stowarzyszenie, już bez skompromitowanej Sarapaty, straci mnóstwo czasu i energii na to, by wrócić do punktu zero sprzed 16 grudnia. Energii, która mogła być wykorzystana w zupełnie inny sposób i czasu, którego ostatecznie może braknąć do uratowania spółki.  Nie mówiąc już o doszczętnie zrujnowanej reputacji. Po pierwsze, głośnym reportażem Szymona Jadczaka, który we wrześniu minionego roku jako pierwszy przedstawił związki Sarapaty i Dukata ze światem przestępczym. Po drugie, szopką związaną ze sprzedażą klubu, jakiej polska piłka jeszcze nie widziała. Przez kibico-działaczy klub z Reymonta 22 stracił wiarygodnością, która stara się odbudować były właściciel i prezes Legii Warszawa - Bogusław Leśnodorski.

< Przejdź na wp.pl