Newspix / Mieczyslaw Swiderski / Na zdjęciu od lewej: Jacek Gmoch, Marian Szeja, Jerzy Sadek, Stanisław Oślizło

Pierwszy Polak, który strzelił gola Anglikom. "Posyłał niemożliwe bomby"

Grzegorz Wojnarowski

- Najpierw było dalekie podanie ode mnie, potem Banaś podprowadził, dośrodkował, a Jurek wyprzedził obrońcę i strzelił - tak pierwszego gola strzelonego Anglii w historii naszych potyczek wspomina Jacek Gmoch.

Arcyważny mecz z Anglią w eliminacjach mistrzostw świata Katar 2022 zagra Polska w środę wieczorem na Wembley (godz. 20.45). Historia pierwszego gola w tej ekscytującej konfrontacji pomiędzy obiema reprezentacjami zaczyna się 55 lat temu.

Był 5 stycznia 1966 roku. Stadion Goodison Park w Liverpoolu. Biało-Czerwoni przyjechali wtedy do miasta Beatelsów na zaproszenie Anglików, którzy kilka miesięcy później mieli być gospodarzami mistrzostw świata.

- Na mistrzostwa zakwalifikowały się Związek Radziecki i Bułgaria, dlatego chcieli się z nami zmierzyć, żeby sprawdzić, jaki jest poziom piłki nożnej w "demoludach" - wspomina Jacek Gmoch, były selekcjoner reprezentacji Polski, który 55 lat temu grał na Goodison Park.

ZOBACZ WIDEO: Gdzie będzie grać Kamil Grosicki w przyszłym sezonie? Padła jasna deklaracja! 

Polacy na angielskie MŚ nie awansowali. Byli blisko, w eliminacjach potrafili zremisować z Włochami i pokonać na wyjeździe silną Szkocję - w Glasgow zwycięskiego gola zdobył właśnie Jerzy Sadek. Wedle legendy kopnął w bramkę tak mocno, że piłka przerwała siatkę, choć ta najprawdopodobniej była po prostu źle zamocowana. O braku kwalifikacji zdecydowały dwie wyjazdowe klęski - 0:2 z Finlandią i 1:6 z Włochami.

Solą w oku władz PZPN była zwłaszcza ta druga porażka. Za winowajcę uznano selekcjonera Ryszarda Koncewicza. Legendarny "Faja" już miał żegnać się z posadą, kiedy angielska federacja zaoferowała mecz za całkiem niezłe pieniądze. Czasu na zmianę selekcjonera nie było, dlatego ustalono, że w Liverpoolu Koncewicz poprowadzi naszą kadrę po raz ostatni.

Graliśmy "obronę Częstochowy"

Anglicy wystawili bardzo mocny skład. Ośmiu piłkarzy, którzy wystąpili na Goodison Park osiem miesięcy później zagrało w finale mistrzostw świata. A Biało-Czerwoni? Przyjechali bez kilku czołowych wtedy zawodników, którzy po jednym z wcześniejszych spotkań kadry wpadli w czasie granicznej kontroli z przywiezionymi z Zachodu towarami. Karą była dyskwalifikacja.

- Wydawało się nam, że Anglia jest poza zasięgiem. Trochę ze względu na ich propagandę - opowiada Gmoch. - W tamtych czasach angielska telewizja przekazywała  za darmo najciekawsze fragmenty swoich spotkań ligowych. I jak się oglądało te fragmenty, wydawało się, że nie ma co z nimi grać. No, ale tamten mecz się nam udał - dodaje z satysfakcją były selekcjoner kadry Polski.

Koncewicz wystawił przeciwko ekipie słynnego Alfa Ramseya bardzo defensywny skład. Z czterema nominalnymi środkowymi obrońcami. - Staszek Oślizło, Henryk Brejza, Andrzej Rewilak i ja - wszyscy byliśmy stoperami - wspomina Gmoch. - Graliśmy taką "obronę Częstochowy", ale tuż przed końcem pierwszej połowy poszła kontra. Byłem ustawiony po prawej stronie, posłałem daleką piłkę do Jana Banasia. Ten zacentrował do Sadka, który ubiegł obrońcę i strzelił obok Gordona Banksa.

W drugiej połowie na 1:1 wyrównał Bobby Moore. Strzelił głową z pięciu metrów, po pięknej asyście George'a Cohena zewnętrzną częścią stopy. Polacy przeżywali w końcówce trudne chwile, ale Anglicy nie potrafili zdobyć zwycięskiego gola. Duża w tym zasługa Mariana Szei, który kapitalnie grał w bramce.

Tuż po końcowym gwizdku sędziego Sadek i Gmoch ponoć dostali propozycję gry w Evertonie. Za tego pierwszego najbogatszy wówczas klub na wyspach, nazywany "Bankiem Anglii", miał oferować 100 tysięcy funtów, co w tamtych czasach było w piłce nożnej zawrotną kwotą. Na transfer nie było jednak żadnych szans. Skończyło się na zachwytach miejscowej prasy, która pisała, że wielu reprezentantów Polski miałoby miejsce w drużynach Premier League. Sadka porównywano do Tommy'ego Lawtona, w latach 50. jednego z najlepszych angielskich napastników.

- To było wielkie wydarzenie, które według mnie historycznie broni się do dziś. Czy ktoś później, poza panem Kazimierzem Górskim, zremisował na wyjeździe z Anglią? Nie, wszyscy przegrywali. Po powrocie do kraju byliśmy bohaterami, w prasie dużo o nas pisano, mówiono o meczu w telewizji - wspomina Gmoch.

Sadek, piłkarz ŁKS-u, już wcześniej był w Łodzi znaną osobą. Po powrocie z Liverpoolu stał się jeszcze sławniejszy. Dziennikarz Stefan Szczepłek wspomina, że wysoki, przystojny i elegancki napastnik był wtedy jedną z najpopularniejszych postaci w mieście, a niedostępne towary dostawał od ręki. Kartek na mięso, które wtedy było luksusem, nigdy nie potrzebował. Dla Sadka zawsze coś się znalazło. Żartowano, że gdyby na ulicy Piotrkowskiej przejechał skrzyżowanie na czerwonym świetle, milicjant by mu tylko zasalutował.

Bramkarze bali się jego uderzeń

Jan Tomaszewski, który na początku lat 70. spotkał się z Sadkiem w ŁKS-ie, pierwszego polskiego strzelca gola w meczu z Anglią wspomina jako niezwykle skromnego człowieka. - Umiał się sprzedać na boisku, ale nie za bardzo lubił rozmawiać z dziennikarzami - mówi nam. A jakim był piłkarzem? - Miał instynkt. Tak jak Robert Lewandowski wiedział, gdzie się ustawić, gdzie pobiec. Piłka odbijała się od słupka, biegło do niej czterech zawodników, a to on pierwszy do niej dochodził.

- No i ten nieprawdopodobny strzał z obu nóg z prostego podbicia - opowiada legendarny bramkarz. - Miał tak ułożoną nogę, że piłka szybowała z dużą mocą w światło bramki. Posyłał niemożliwe bomby. Jak trafił metr, półtora metra od bramkarza, były duże trudności, żeby to obronić. Bramkarze bali się jego uderzeń, nawet jak strzelał z 30. metra.

Dla ŁKS-u Sadek grał przez 12 sezonów, w 2013 meczach ligowych zdobył dla tego klubu 102 gole. W reprezentacji Polski w latach 1965-1971 zagrał 18 razy, bramek zdobył sześć - z Anglią, ze Szkocją, dwa z Finlandią, z Luksemburgiem i z Brazylią. Nie potrafił jednak na stałe zagrzać miejsca w kadrze.

W 1973 roku jako jeden z pierwszych polskich piłkarzy wyjechał za granicę, do Holandii. Przez chwilę grał w Sparcie Rotterdam, w HFC Haarlem spędził trzy lata. Potem wrócił do ŁKS-u. Po zakończeniu kariery nie został przy piłce nożnej. Zajął się handlem.

W ostatnich latach życia Sadek zmagał się z chorobą nowotworową. Zmarł 4 listopada 2015 roku w Żyrardowie. Miał 73 lata. Pochowano go na łódzkim Cmentarzu Doły.

Legendarny gracz ŁKS-u jest jednym z zaledwie pięciu polskich piłkarzy, którzy strzelili gola w wyjazdowym meczu przeciwko Anglii. Później udało się to Janowi Domarskiemu, Markowi Citce, Jerzemu Brzęczkowi i Tomaszowi Frankowskiemu. Jednak Sadek na zawsze pozostanie tym pierwszym.

5 stycznia 1966 roku, Goodison Park, Liverpool

Anglia - Polska 1:1 (0:1)

Bramki: Bobby Moore 74 - Jerzy Sadek 43.

Anglia: Gordon Banks - Jack Charlton, George Cohen, Bobby Moore, Ray Wilson - Alan Ball, Nobby Stiles, Gordon Harris - Joe Baker, Roger Hunt, George Eastham.

Polska: Marian Szeja - Jacek Gmoch, Henryk Brejza, Stanisław Oślizło, Andrzej Rewilak - Piotr Suski, Zygmunt Schmidt, Jan Wilim (39' Jan Banaś) - Józef Gałeczka, Jerzy Sadek, Janusz Kowalik.

Czytaj także:
Bayern ma problem. Kto za Lewandowskiego? Niemcy piszą o wariantach
Polacy uklękną przed meczem z Anglią? "Jestem absolutnie przeciwko takim akcjom"

< Przejdź na wp.pl