East News / PIOTR DZIURMAN / Na zdjęciu: Tymoteusz Puchacz

Zawinił przy golach. Paulo Sousa go chwali

Mateusz Skwierawski

Tymoteusz Puchacz najpierw niefortunnie odbił piłkę głową, a później odpuścił krycie węgierskiego piłkarza. Te dwie sytuacje zaważyły na porażce Polski z Węgrami (1:2) w eliminacjach mistrzostw świata.

Puchacz był tradycyjnie aktywny w ofensywie, jednak poniedziałkowego spotkania z Węgrami nie może zaliczyć do udanych. Z przodu mało dawał zespołowi. Oprócz dobrego podłączania się do akcji, psuł dośrodkowania. Co jednak najistotniejsze - zawodził także w defensywie. Były zawodnik Lecha Poznań miał udział przy dwóch golach dla Węgrów. 

W pierwszej połowie przedłużył podanie głową po dośrodkowaniu z rzutu wolnego i Andras Schafer z najbliższej odległości pokonał Wojciecha Szczęsnego. W samej końcówce meczu Puchacz nieoczekiwanie odpuścił walkę na swojej stronie boiska. Przegrał pojedynek biegowy z przeciwnikiem i odpuścił pościg za Tamasa Kissem. Chwilę później Węgier podał do Daniela Gazdaga, a ten mocnym strzałem pod poprzeczkę dał gościom wygraną w Warszawie. 

Po meczu Paulo Sousa otrzymał konkretne pytanie: dlaczego Puchacz, który nie gra regularnie w swoim klubie, Unionie Berlin, występuje w reprezentacji. - Myślę, że zagrał naprawdę dobrze - stwierdził selekcjoner.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Messi sprzedaje luksusowy apartament. Zrobi niezły interes 

- Owszem, Tymek może prezentować się lepiej w obronie, ale zawsze daje nam dużo jakości. Jest silny, dynamiczny, biega od pola karnego do pola karnego. Wiemy, co może osiągnąć i jaki poziom może prezentować w przyszłości. To prawda, Tymek nie gra zbyt dużo w swoim klubie, ale to nie tylko jego problem. Mamy kilku zawodników, którzy w swoich zespołach nie rozgrywają dużej liczby minut - tłumaczył Sousa.

Puchacz w tym sezonie rozegrał dla Unionu sześć spotkań, ale wszystkie w europejskich pucharach (Liga Konferencji). Piłkarz nie dostaje szansy w Bundeslidze, najczęściej nie ma go nawet w meczowej kadrze, bo zdaniem trenera Unionu - nie jest jeszcze gotowy. Zawodnik pracuje indywidualnie, ćwiczy choćby dodatkowo w Poznaniu, ale przede wszystkim zarzuca się mu braki w grze defensywnej. Naszemu piłkarzowi zdarzały się proste błędy w meczach pucharowych, dlatego dalej czeka na szansę w niemieckiej ekstraklasie. 

Puchacz sam przyznał, że powoli kończy mu się cierpliwość. - Jestem trochę zmęczony tą sytuacją. Przyjeżdżasz na kadrę, grasz, wszystko jest fajnie. Wracasz do klubu i nie grasz. To nie jest łatwe, ale mam nadzieję, że to się niedługo zmieni - stwierdził w rozmowie z "Łączy nas piłka". - Robię wszystko, co mogę, żeby zacząć grać i czekam - wyznał.

Sousa tłumaczył, dlaczego w spotkaniu z Węgrami postawił na Puchacza, a nie Macieja Rybusa, który w Lokomotiwie Moskwa jest podstawowym zawodnikiem. Rybus wystąpił w reprezentacji już 65 razy, natomiast Puchacz rozegrał w drużynie narodowej dziewięć meczów.

Ostatnio to jednak Puchacz jest pierwszym wyborem Sousy w ważniejszych spotkaniach reprezentacji. 

- To dwaj inni zawodnicy. Fizycznie Tymek jest o wiele mocniejszy, biega w jedną i drugą stronę. Rybus w meczu z Andorą (4:1) spisał się bardzo dobrze w defensywie, ale znacznie więcej oczekuje od piłkarza na tej pozycji w ofensywie - wyjaśnił selekcjoner. 

Reprezentacja Polski zajęła drugie miejsce w grupie I z dwudziestoma punktami na koncie i o mistrzostwa świata w Katarze powalczy w marcowych barażach. Nie wiadomo jednak, czy będzie rozstawiona przed losowaniem. Węgrzy, którzy w Warszawie grali już o nic, skończyli eliminacje na czwartym miejscu - przed San Marino i Andorą.

Paulo Sousa komentuje porażkę. Zaskakujące słowa

Tak wygląda przeciętność. Kosztowna porażka z Węgrami

< Przejdź na wp.pl