Na razie nie będę za mocno ingerował - rozmowa z Giennadijem Kamielinem, trenerem Nielby Wągrowiec

Z powodu choroby Edwarda Kozińskiego, funkcję I szkoleniowca pełnił przez pierwsze cztery kolejki dotychczasowy II szkoleniowiec - Paweł Galus. Stan zdrowia nadal jednak nie pozwalał Kozińskiemu na prowadzenia drużyny. Postanowił więc na własną prośbę rozwiązać za porozumieniem stron kontrakt trenerski z MKS Nielbą Wągrowiec. Od poniedziałku funkcję I trenera pełni doświadczony Giennadij Kamielin, który ma za sobą bogatą przeszłość na trenerskiej ławce polskich ekstraklasowych zespołów. W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl opowiada m.in. o swoich pochodzeniu, karierze oraz przyjściu do Nielby.

Piotr Werda: Proszę powiedzieć kilka słów o sobie.

Giennadij Kamielin: Mam 63 lata. Pochodzę z Kazachstanu. Urodziłem się w Ałma-Acie. Żona mieszka obecnie z moją matką w Doniecku, na Ukrainie. Ja natomiast mam mieszkanie w Kielcach. Właśnie tam, na Politechnice Świętokrzyskiej moja córka ukończyła w tym roku studia. Jest świeżo upieczonym inżynierem budownictwa. Jesteśmy z niej niezwykle dumni... Przeszedłem długą karierę zawodniczą. Występowałem na pozycji obrotowego. Miałem wtedy 198 cm wzrostu i ważyłem 108 kg. Występowałem w kadrze narodowej byłego Związku Radzieckiego. Grałem w wielu różnych klubach. Potem zostałem trenerem-stażystą kadry narodowej Związku Radzieckiego.

Od kiedy zajmuje się Pan trenowaniem w Polsce?

- W Polsce karierę szkoleniowca rozpocząłem w 1991 roku. Wtedy to zająłem się trenowaniem juniorów Zagłębia Lubin. Potem pojawiłem się w Chrobrym Głogów. W 1995 roku trafiłem do zespołu Iskry Kielce, czyli dzisiejszych Vive-Targów. Zdobyłem z zespołem trzy złote oraz dwa brązowe medale Mistrzostw Polski. Wywalczyliśmy również dwukrotnie Puchar Polski.

Jaki zespół prowadził Pan ostatnio?

- W styczniu ubiegłego roku rozpocząłem pracę w ASPR Zawadzkie. Jest to drużyna, która występuje w pierwszej lidze. Dobrze wspominam pobyt w tym klubie. Byliśmy jedną z czołowych drużyn tabeli. Myślałem, że będzie to krótki epizod w mojej karierze, jednak zostałem tam na dłużej.

Wiem, że był Pan już w Wągrowcu?

- Zgadza się. Ostatni raz byłem w Wągrowcu trzy lata temu. Będąc szkoleniowcem Azotów Puławy graliśmy z Nielbą Wągrowiec w Pucharze Polski. Przegraliśmy wtedy z MKS-em bodajże jedną bramką. Celem drużyny, którą prowadziłem była walka w lidze, a nie puchary...

Czy po przyjeździe do Wągrowca rozpoznał Pan jakąś znajomą twarz?

- Od razu rozpoznałem Andrzeja Smykowskiego. Znamy się od bardzo dawna, z czasów, kiedy byliśmy młodymi, energicznymi trenerami.

Czy miał Pan kontakt z którymś z zawodników Nielby?

- Najlepiej znam Aloszę Szyczkowa. Praktycznie otworzyłem mu drzwi do kariery. Grał on bowiem kiedyś w zespole „Czuwaj” Przemyśl. Wypatrzyłem go jako pierwszy i "pociągnąłem" stamtąd do Kielc. Dostał potem dobrą propozycję z Wisły. Nie robiłem mu problemów z przejściem do Płocka. Z rozgrywek ligowych znam Łukasza Białaszka, Jakuba Płócienniczaka oraz Kamila Sadowskiego. Kojarzę też parę bramkarzy: Adriana Konczewskiego oraz Marka Kubiszewskiego.

Co Pan sądzi o ostatnim meczu Nielby z Azotami?

- Kiedy dowiedziałem się, że Nielba zwyciężyła z Azotami, ogromnie się uradowałem. Drużyna potrzebowała zwycięstwa, aby wyjść z dołka. Porażki bowiem bardzo negatywnie wpływały na kibiców, zawodników i działaczy.

Jaka strategia na pierwszy tydzień pracy w Nielbie?

- Przez kilka pierwszych dni chciałbym przede wszystkim poznać grę zawodników. Na razie nie będę za mocno ingerował. Może to bowiem przynieść niepożądane skutki. Jeżeli jednak zobaczę coś, co będzie złe - zmienię.

Czy Nielba utrzyma się w ekstraklasie?

- Jestem tutaj po to, aby coś zrobić... Powiem szczerze, że nie każdy trener przyszedłby do zespołu w sytuacji, w jakiej jest Nielba. Mamy jednak młodą drużynę. Jestem optymistą... Powinno nam pójść dobrze.

Jaki ma Pan sposób prowadzenia drużyny?

- Jest to styl twardy, wręcz żołnierski. Zespół powinien być skoncentrowany tylko i wyłącznie na meczu. Na treningu musi panować żelazna dyscyplina.

Ile treningów przewiduje Pan w tygodniu?

- Nie będę wiele zmieniał w cyklu treningowym, który stosował Edward Koziński. Przewiduję więc siedem zajęć w tygodniu. Planuję jednak z chętnymi zawodnikami jeden dodatkowy trening indywidualny.

Czy będzie Pan współpracował z Pawłem Galusem - II trenerem?

- Uważam, że nie wolno odrzucać trenera, który pracował dotychczas z zespołem. Widać, że ma on dużą wiedzę. Jego rozpoznanie zespołu bardzo się przyda. Chcę również przekazać mu swoje doświadczenie.

Jak wspomina Pan okres gry w czasach ZSRR?

- Związek Radziecki miał klasową drużynę. Był najlepszy w całej Europie. Wtedy sport zajmował jedno z najważniejszych miejsc w życiu człowieka. Nie zarabiało się wielkich pieniędzy. Można było jednak przez sport zwiedzić cały świat...

Źródło artykułu: