Czeka nas dużo pracy, abyśmy wrócili na salony - rozmowa z Krzysztofem Przybylskim, trenerem Piotrkowianina

Po wywalczeniu awansu do PGNiG Superligi z NMC Powen Zabrze niespodziewanie z zespołem zdecydował się pożegnać trener Krzysztof Przybylski. Szkoleniowiec wybrał ofertę spadkowicza, Piotrkowianina Piotrków Trybunalski.

W sezonie 2010/2011, z zaledwie jedną porażką na koncie, NMC Powen Zabrze pod wodzą Krzysztofa Przybylskiego awansowało do PGNiG Superligi. Po zakończeniu rozgrywek zarząd klubu długo negocjował przedłużenie kontraktu z dotychczasowym szkoleniowcem. Rozmowy zakończyły się fiaskiem, a trener Przybylski zdecydował się na przyjęcie oferty spadkowicza, ekipy Piotrkowianina Piotrków Trybunalski.

SportoweFakty.pl: Z NMC Powen w pięknym stylu wywalczył pan awans do PGNiG Superligi. Nie żal było opuszczać ekstraklasowego zespołu na rzecz spadkowicza?

Krzysztof Przybylski: Oczywiście było mi żal odejść z Zabrza po wywalczeniu awansu. Wreszcie po to się pracuje, żeby grać i trenować w najwyższej klasie rozgrywkowej. Długo negocjowałem z zarządem klubu przedłużenie mojego kontraktu. Poszedłem na duże ustępstwa, ale niestety klub nie chciał uwzględnić moich drobnych uwag dotyczących zatrudnienia mnie. Uważam, że trzeba współpracować i mieć do siebie wzajemne zaufanie a tego od początku mojej pracy w Zabrzu brakowało ze strony zarządu klubu. Zrezygnowałem z NMC Powen i podjąłem nowe wyzwanie jakim jest praca z Piotrkowianinem, z którym chcę powalczyć o powrót do PGNiG Superligi. Może powroty do ekstraklasy do będzie moja specjalność (śmiech)?

Jak będzie pan wspominał ponad rok pracy z klubem z Zabrza?

- W NMC Powen włożyłem dużo pracy. I żałuję, że rozstałem się z drużyną. Pracowało mi się z zawodnikami bardzo dobrze. Oczywiście jak w każdym zespole były pewne niedomówienia, ale jednak między mną a zawodnikami więcej było zrozumienia i współpracy, niż złych emocji. Zamknąłem ten rozdział, chociaż przykro, że rozstaliśmy się z zarządem w niezupełnie przyjaznej atmosferze.

Rozstanie z NMC Powen i nagła propozycja z Piotrkowianina to było spore zaskoczenie...

- Propozycja z Piotrkowa pojawiła się, po tym jak wyniknęły pewnie niezgodności między mną a prezesem zabrzańskiego klubu. Uznałem, że dalsza współpraca nie miałaby sensu. Podstawą współdziałania jest wzajemny szacunek. Bo nie jest niczym wyjątkowym, że trenerom czy zawodnikom mogą zostać odebrane pieniądze, można się nie zgadzać w różnych kwestiach z zarządem. Trzeba umieć czasami przyznać rację również drugiej stronie. Źle się pracuje w atmosferze kiedy po jednym przegranym meczu trener dostaje wypowiedzenie umowy. Był to jeden z kilku czynników mających wpływ na to, iż zdecydowałem, że trzeba się rozstać z Zabrzem.

Piotrkowianin to drużyna, której daleko do pełnego profesjonalizmu...

- W piłce ręcznej niewiele jest w pełni profesjonalnych zespołów, w których zawodnicy utrzymują się tylko z gry. W większości klubów zawodnicy pracują lub uczą się. Czasem gra pomaga w ukończeniu studiów młodym ludziom, którzy w perspektywie mają dalszy rozwój sportowy. Mogą oni robić to co lubią, piłka ręczna jest dla nich przyjemną formą spędzania wolnego czasu i często źródłem utrzymania w czasie studiów.

Przyjęcie posady w Piotrkowie wiąże się z koniecznością pogodzenia pracy trenera i pracy zawodowej na Śląsku. Codzienne dojazdy nie budzą pana obaw?

- Faktycznie będę codziennie dojeżdżał do pracy, w domu tak na dobrą sprawę będę spędzał tylko weekendy. W te, w które będą mecze będę zostawał z piątku na sobotę w Piotrkowie. Chyba, że będziemy grali gdzieś blisko mojego miejsca zamieszkania, jak chociażby w samych Piekarach. Taki tryb pracy wiąże się z wieloma wyrzeczeniami, między innymi z tym, że mniej czasu będę spędzał z rodziną. Jestem związany z piłką ręczną od 25 lat, jest to moja pasja, więc jestem gotowy na te wyrzeczenia, bo ciężko byłoby mi się rozstać ze szczypiorniakiem. Pracuję jako trener i robię dokładnie to co lubię i będę to robił tak długo jak będzie to możliwe.

1 sierpnia rozpoczęliście przygotowania. Jak wygląda ich pełen plan?

- Na początku będziemy trenowali na zmianę raz na hali, raz na stadionie w Piotrkowie. 11 sierpnia rozpoczynamy zgrupowanie w Ostródzie, gdzie planujemy rozegrać dwa mecze sparingowe. Ten okres zakończymy turniejem w Wągrowcu w dniach 19-20 sierpnia. Następnie wracamy na własne obiekty. Mamy też zaplanowane kolejne sparingi, między innymi z Azotami Puławy, Olimpią Piekary Śląskie i z Gwardią Opole. Będziemy mieli trochę okazji do gier kontrolnych, których będzie około trzynastu. 17 września startują pierwszoligowe rozgrywki. Pierwszy mecz gramy z Viretem Zawiercie.

Jak ocenia pan wasze szanse w I lidze?

- Myślę, że nie będzie nam w lidze łatwo. Bardzo trudnym rywalem będzie Gwardia Opole, w której nie ubył żaden z kluczowych graczy, a jeszcze się wzmocniła. Mocnym zespołem będzie też Olimpia Piekary Śląskie. Nieobliczalna u siebie może być też drużyna z Przemyśla i Końskich. Także na pewno będzie ciekawie.

Wspomniał pan o zbrojeniu w szeregach rywali. W Piotrkowie przeważa rubryka "straty"...

- W Piotrkowie zebrał się ciekawy skład. W zespole został kilku doświadczonych zawodników, doszło kilku młodych, obiecujących graczy. W nadchodzącym sezonie będziemy mieli bardzo mocne skrzydła, ciekawa jest bramka, duża rywalizacja będzie na kole. W zasadzie na każdej pozycji jest po kilku równorzędnych zawodników. Pozostaje kwestia tego, że jest to raczej młoda drużyna, w dużej mierze przebudowana, którą trzeba będzie poukładać od nowa. Czeka nas dużo pracy, żeby nasza gra wyglądała tak jakbyśmy sobie tego wszyscy życzyli i abyśmy wrócili na salony, czyli do PGNiG Superligi.

Źródło artykułu: