Azoty zlekceważyły beniaminka?

Kamil Kołsut

Szczypiorniści Azotów Puławy mieli zakończyć rok pewnym zwycięstwem i awansem na trzecie miejsce w ligowej tabeli. Domowej porażki z PBS Jurandem Ciechanów nad Wisłą nie spodziewał się nikt.

Beniaminek już na samym początku zaskoczył gospodarzy szybką i agresywną grą, w ciągu kilkunastu minut podopieczni Pawła Nocha zbudowali sześciobramkową przewagę. Puławianie mieli problemy ze skutecznością, dobrze bronił Rafał Grzybowski, a ciechanowianie bombardowali bramkę Piotra Wyszomirskiego po kontrach, błyskawicznych wznowieniach i rzutach ze skrzydeł. Golkiper reprezentacji Polski uwijał się jak w ukropie i przed przerwą był zdecydowanie najlepszym graczem Azotów. Gdyby nie jego postawa, już po trzydziestu minutach wynik meczu byłby rozstrzygnięty.

- Piotrek spisywał się bardzo dobrze i tylko szkoda, że my w ataku mu nie pomogliśmy - przyznaje doświadczony Artur Witkowski. - Nie mogliśmy się wstrzelić, bramkarz rywali trochę pobronił, chcieliśmy jak najszybciej odrobić te straty. W nasze szeregi wdarł się chaos, bo zawsze, gdy chce się w krótkim czasie zniwelować przewagę, pojawiają się błędy - relacjonuje rozgrywający Azotów.

Zdaniem niektórych kibiców puławianie przed meczem nieco zlekceważyli przeciwnika. Co na to Witkowski? - Na pewno nie, podeszliśmy do tego starcia jak do każdego innego spotkania. Rywale niepotrzebnie nam odskoczyli, potem goniliśmy, ale zabrakło zdrowia i konsekwencji - nie ma wątpliwości doświadczony zawodnik.

LH-119786.jpg
Piotr Wyszomirski robił co mógł, drużyny od porażki jednak nie uchronił


Inaczej na początek meczu patrzy trener, Marcin Kurowski. - Zespół był zbyt pewny siebie, kompletnie zabrakło koncentracji - przyznaje szkoleniowiec Azotów. To wszystko odbiło się na przebiegu dalszej części meczu. - Musieliśmy podjąć ryzyko, zagrać obronę kombinowaną. W pewnym momencie przyniosło to efekt, bo doszliśmy przeciwnika, ale po przerwie w kluczowych chwilach myliliśmy się i nie wykorzystywaliśmy stuprocentowych sytuacji - relacjonuje Kurowski.

Jego podopieczni przez całą pierwszą połowę gonili wynik. Po przerwie puławianie przeszli na obronę cztery dwa, wyłączając z rozegrania Tomasza Klingera i Michała Prątnickiego, co długo przynosiło pożądany skutek. Przy stanie 19:20 gospodarze wygrali podwójne osłabienie, po chwili bramkę dołożył Michał Szyba, końcówka należała już jednak do przyjezdnych, którzy zachowali więcej sił i w ciągu siedmiu kolejnych minut zdobyli pięć bramek więcej niż szczypiorniści Azotów.

- Nie wykorzystywaliśmy czystych sytuacji i myślę, że było to związane z brakiem koncentracji wynikłym z przekonania, że czeka nas łatwy mecz - przyznaje Kurowski. - Przed spotkaniem przestrzegałem chłopaków, że w każdym starciu trzeba zagrać z maksymalnym zaangażowaniem, bo inaczej się nie wygra - podsumowuje szkoleniowiec Azotów.

Jego zespół zagrał zdecydowanie poniżej swoich możliwości, a szczypiorniści jeszcze długo po meczu nie mogli uwierzyć w końcowy rezultat. Przede wszystkim w Puławach ze znakomitej strony pokazał się jednak Jurand, który rozegrał swój najlepszy mecz w tym sezonie i bezbłędnie wykorzystał niemoc gospodarzy.

< Przejdź na wp.pl