Szczypiorniści Rebud KPR Ostrovia Ostrów Wielkopolski mogli czuć spory niedosyt po poniedziałkowych derbach Wielkopolski. Po thrillerze przegrali we własnej hali z Energa MKS Kalisz (32:32, k. 7:8).
Biało-czerwonym brakowało w tym sezonie meczu, w którym pokazaliby pełnię swoich możliwości. Okazją do tego miało być spotkanie z Piotrkowianinem Piotrków Trybunalski. Zespół z Mazowsza przegrał bowiem dotąd wszystkie spotkania - w tym trzy po rzutach karnych.
W pierwszej połowie nie udało się jeszcze tego osiągnąć. Trener Kim Rasmussen przyznał, czego zabrakło.
- Myślę, że pierwszy raz mieliśmy kontrolę. Na pewnym etapie zmarnowaliśmy kilka otwartych szans. Kilka razy graliśmy w przewadze i nie byliśmy wtedy odpowiednio skoncentrowani - wyjaśnił duński szkoleniowiec.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: był krok od śmierci. A teraz takie informacje
Po zmianie stron ostrowianie wrzucili piąty bieg. Zaczęli dominować na parkiecie i ostatecznie zwyciężyli różnicą aż 15 bramek. To był mecz, na jaki w 3mk Arenie czekano od początku rozgrywek.
- Rozmawialiśmy o tym w przerwie. Czułem, że musimy docisnąć i upewnić się, że piłka będzie trafiać do bramki. Chcieliśmy trzymać się naszego planu, założeń na ten mecz - dodał Rasmussen.
- Druga połowa była naprawdę, naprawdę dobra - zakończył trener Rebud KPR Ostrovia Ostrów Wielkopolski.
W następnej kolejce biało-czerwonych czeka wyjazd do Gdańska. Mecz z PGE Wybrzeżem odbędzie się w sobotę, 12 października o godz. 18:00.