Piąte miejsce Azotów - sukces czy rozczarowanie?

Kamil Kołsut

Na piątej pozycji fazę zasadniczą rozgrywek PGNiG Superligi zakończyli szczypiorniści Azotów Puławy. Przed startem sezonu apetyty były nieco większe, planu jednak wykonać się nie udało.

- Celem zespołu jest czwarte miejsce po rundzie zasadniczej - mówił pod koniec sierpnia prezes nadwiślańskiego klubu, Jerzy Witaszek. Latem w Puławach doszło do wietrzenia kadry, z zespołem rozstali się Tomasz Pomiankiewicz, Paweł Sieczka, Maciej Sieczkowski i Oleg Siemionov, a w ich miejsce Azoty pozyskały Piotra Masłowskiego, Michała Bałwasa, Krzysztofa Łyżwę oraz Krzysztofa Tylutkiego.

W sezon podopieczni Marcina Kurowskiego weszli znakomicie, nie przegrali sześciu kolejnych meczów, między innymi remisując we własnej hali z Orlen Wisłą Płock. W drugiej części rundy jesiennej drużyna wpadła jednak w dołek, poległa w Wągrowcu i Mielcu, kończąc rok porażkami w meczach z Warmią i PBS Jurandem. Na osłodę puławianie po raz pierwszy w historii klubu awansowali do Final Four Pucharu Polski, już na pierwszej przeszkodzie zakończyła się za to ich przygoda z Challenge Cup.

Zimą umowami z zespołem związali się Mateusz Przybylski i Artur Barzenkow, puławian mocno doświadczył jednak terminarz, w decydującej części fazy zasadniczej przyszło im bowiem rozgrywać wyjazdowe mecze z Vive, Wisłą i rewelacyjnym NMC Powenem. W tym roku z siedmiu meczów Azoty wygrały cztery, kończąc fazę zasadniczą z dorobkiem dwudziestu czterech oczek. Od momentu awansu do najwyższej klasy rozgrywkowej więcej punktów mieli tylko raz, w sezonie 2007/08, gdy do rundy play-off przystępowali z najniższego stopnia podium.

Puławianie wypracowali najlepszy wynik od czterech lat, niedosyt jednak pozostał, celem było bowiem czwarte miejsce gwarantujące w ćwierćfinale przywilej własnego parkietu. - W kuluarach mówiło się o tej pozycji, a nasza hala na pewno byłaby sporym atutem, nie ma jednak co teraz prorokować, czy mówić o zawodzie. Nie ma żadnej różnicy, czy wejdziemy do półfinału z czwartego, czy z piątego miejsca - mówi Michał Szyba.

Jak osiągnięty wynik ocenia trener Kurowski? - Niedosyt na pewno pozostaje, zwłaszcza po takich meczach jak z Zagłębiem na wyjeździe, czy z Jurandem u siebie - nie kryje puławski szkoleniowiec. W Lubinie jego podopieczni zmarnowali wysoką przewagę i wywalczyli tylko jeden punkt, a PBS Juranda zwyczajnie zlekceważyli, dając się zdystansować przeciwnikom pod względem woli walki i zaangażowania.

Dobre miesiąca ma za sobą Masłowski, świetnie spisywali się bramkarze, a mocnymi punktami formacji defensywnej byli Mateusz Kus i Grzegorz Gowin. Dobre zmiany dawał Krzysztof Łyżwa, skutecznością błyszczał Dmytro Zinczuk, tradycyjnie kłopoty z ustabilizowaniem wysokiej formy miał za to Michał Szyba. O ile jednak do drugiej linii kibice zastrzeżeń zbyt wielu mieć nie mogli, o tyle skrzydła rozczarowały kompletnie, głównie ze względu na transferowe zaniechanie (prawa flanka) i zamieszanie związane z Wojciechem Zydroniem (strona lewa).

Prawdziwą weryfikację wartości zespołu przynoszą dopiero mecze play-off, do których faza zasadnicza jest tylko przygrywką. Puławianie na własne życzenie - tracąc wspomniane punkty z Zagłębiem czy PBS Jurandem - postawili się w trudnej sytuacji i pierwsze ćwierćfinałowe spotkanie zagrają na wyjeździe. W tym sezonie w Mielcu wygrywały tylko Vive i Wisła, puławianie trudną halę rok wcześniej potrafili jednak zdobyć.

< Przejdź na wp.pl