Walka, walka i jeszcze raz walka - rozmowa z Januszem Szymczykiem, trenerem Olimpii-Beskid Nowy Sącz

Beznadziejna runda rewanżowa w wykonaniu Góralek sprawiła, że z posadą trenera pożegnał się Dusan Danis. Zastąpił go doświadczony Janusz Szymczyk. Czy pod jego wodzą zespół utrzyma się w Superlidze?

Marcin Rogowski: Pana rozbrat z piłką ręczną nie trwał zbyt długo, bo zaledwie 3 miesiące.

Janusz Szymczyk: Tak się złożyło, że tylko 3 miesiące. Jednak znów wróciłem na ławkę i trenuje zespół z Nowego Sącza.

Jak do tego doszło, że zastąpił pan Dusana Danisa?

Wszystko stało się bardzo szybko. Działacze klubu skontaktowali się ze mną w poniedziałek. Decyzję musiałem podjąć niemal natychmiast, bo sezon wkracza w decydujący moment. Wstępnie się porozumieliśmy i już we wtorek prowadziłem pierwszy trening. Zobaczymy jak to wszystko się potoczy. Obecnie nie mam do dyspozycji wszystkich zawodniczek, bo 4 z nich (Joanna Gadzina, Aleksandra Stokłosa, Aleksandra Sach i Katarina Dubajova - wyj. red.) są na zgrupowaniach różnych reprezentacji. Dopiero od poniedziałku będą wszystkie, ale z tymi co zostały normalnie pracujemy. Myślę, że dziewczyny wiedzą o co grają. Zostało tylko sześć meczów i każdy z nich jest bardzo ważny. Różnice punktowe nie są duże, więc wszystko jest jeszcze możliwe. Wspólnie zrobimy wszystko, by ekstraklasa pozostała w Nowym Sączu.
[ad=rectangle]
Pana umowa obowiązuje do końca obecnego sezonu?

- Tak. W zaistniałej sytuacji było to najbardziej naturalne i racjonalne. Po sezonie zobaczymy jaka będzie sytuacja i wtedy zapadną dalsze decyzje.
Objął pan zespół w bardzo ciężkim momencie. Nie dość, że zespół nie odniósł żadnego zwycięstwa w rundzie rewanżowej, to ostatnio przegrał spotkanie z bezpośrednim rywalem do spadku.
-

Sytuacja nie jest łatwa i nie ma co tego ukrywać. Jednak nie jest też beznadziejna. Nad ostatnim zespołem mamy trzy punkty przewagi, także to on musi gonić, a nie my. Chociaż wystarczy jedna porażka i już mamy go na karku. Jest jeszcze 12 punktów do zdobycia, dlatego w każdym spotkaniu w każdym spotkaniu trzeba "gryźć" parkiet, by je wyszarpać. Przeszłość trzeba zostawić za sobą, bo ta passa była fatalna. Nad zespołem ciążyło jakieś fatum. Kontuzje, wypadki samochodowe - to też miało wpływ na wyniki. Mam nadzieję, że limit pecha został już wyczerpany. Kadra nadal nie jest zbyt szeroka, ale niektóre dziewczyny już wróciły i wierzę, że pokażą charakter oraz ambicje, bo umiejętności mają. Ja cudotwórcą nie jestem i w tym elemencie wiele nie poprawię. Natomiast dużo można wygrać walcząc na boisku. Na parkiet wychodzi się nie po to by wyjść, lecz po to by się pokazać z jak najlepszej strony. Walka, walka i jeszcze raz walka. Tego będę wymagał od dziewczyn, że właśnie dzięki temu teoretycznie słabszy zespół wygrywa mecz.
Powiedział pan, że to SPR Olkusz ma gonić. Jednak wy też musicie odrabiać straty, by uniknąć baraży.

- Oczywiście. Każdy chce uniknąć baraży, bo to dodatkowy stres, nerwy, a także koszty. Mamy tylko dwa punkty straty do Tczewa i trzy do Piotrkowa. Nie jest przepaść, więc spokojnie można to odrobić. Po prostu trzeba mniej gadać, a więcej pracować. Tak jak mówiłem, póki co, nie mam wszystkich dziewczyn do dyspozycji, ale we wtorek powinno się to zmienić. Wtedy planujemy rozegrać sparing, żeby przećwiczyć różne warianty pod kątem meczu ligowego.
Macie już ustalonego rywala, czy jest to dopiero w fazie ustalania?

- Jeszcze nie, ale prawdopodobnie pojedziemy na Słowację.
Przez te dwa tygodnie ciężko będzie popracować nad stroną fizyczną, ale nad psychiczną już łatwiej.

- Sfera psychiczna jest bardzo ważna. Tutaj będziemy starać się coś zmienić. W głowie zawodniczek musi być zespół, a nie indywidualizm. Jeżeli będzie zespół to będzie dobrze.[b]

Widać było, że właśnie na to kładzie pan bardzo duży nacisk podczas treningu.
[/b]

- Bo to podstawa. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. To banał, ale jak będziemy bić w przeciwnika pięścią to przyjdą wyniki, bo pojedyncze palce bardzo łato wyłamać. To musi być jeden organizm - trener i zawodniczki. Jest mało czasu, ale wierzę, że tego dokonamy i osiągniemy sukces.
Dodatkowym problemem w przygotowaniach jest brak czterech podstawowych zawodniczek, o których wcześniej pan wspominał.
-

Dokładnie. No, ale taka jest sytuacja i nic na to nie poradzę. Nigdy nie rozpaczam, tylko biorę się do roboty. Te zawodniczki, które zostały w klubie trzeba przygotować do meczów, trzeba podtrzymać ich motorykę, a nawet lekko ją poprawić. Nie wolno jednak przesadzić, bo to tylko zaszkodzi. Spróbujemy wszystko zrobić tak, żeby było dobrze. Jednak trzeba pamiętać, że te dziewczyny na kadrach też normalnie trenują, grają i pewnie wrócą do nas w pełni przygotowane.
Po treningu bardzo długo  rozmawiał pan z bramkarkami. Czego dotyczyła ta rozmowa?

- Tematy były typowo zawodowe. Na pewno trzeba będzie wprowadzić trening specjalistyczny dla nich. To młode dziewczyny i one tego potrzebują. Rozmawialiśmy też o tym jak zachowują się wobec obrony. Takie rzeczy muszę wiedzieć, by móc poprawnie reagować i nie wprowadzać zamieszania.
W play-outach dwa pierwsze mecze gracie na wyjazdach, ale trzy kolejne na własnym parkiecie. Trzeba przyznać, że terminarz wam sprzyja.

- Ja z reguły na to nie patrzę, bo to bywa złudne. Jest taka rozpiska i tak trzeba grać. Z tych wyjazdów też należy przywieźć jakieś punkty. Nie można liczyć tylko na mecze u siebie. Jeśli wygramy wszystkie spotkania na własnym parkiecie, a tak zakładam, i zwyciężymy gdzieś na wyjeździe to prawdopodobnie utrzymamy się bez baraży.
Który rywal z będzie najcięższy? Sambor, Piotrcovia czy SPR?
-

W tych play-outach nie ma łatwych przeciwników. Jednak teoretycznie najtrudniejszym rywalem będzie Piotrcovia, ale i tak wszystko zweryfikuje boisko.
Dla Pana spotkania z Piotrcovią będą szczególne, bo trenował pan ten zespół.

- Nawet tutaj jest jedna dziewczyna (Kamila Szczecina - wyj. red.), z którą tam pracowałem. Jednak kilka lat minęło i Piotrcovia jest już tematem zamkniętym, więc sentymentów nie będzie. Teraz jestem w Nowym Sączu i będę robił wszystko, aby Olimpia-Beskid wygrywała.

Źródło artykułu: