Więcej niż mistrzostwo świata - sezon 2013/14 w wykonaniu AZS Politechniki Warszawskiej
Warszawscy Inżynierowie co roku, wbrew racjonalnym przesłankom i prognozom, osiągają dobry wynik. W tym sezonie zajęli wysokie szóste miejsce, a jednej piłki zabrakło im do piątego.
Przed sezonem
Stołeczny zespół potocznie określany jest mianem trampoliny, bo rok w rok traci większość swoich zawodników na rzecz innych plusligowych klubów, bogatszych i lepiej zorganizowanych. Nie inaczej stało się po sezonie 2012/13, kiedy to z drużyną pożegnało się ośmiu graczy, w tym czterech z pierwszego składu. Do zespołu dołączyli za to: rumuński atakujący Adrian Gontariu, słowacki rozgrywający Juraj Zatko, rozgrywający Maciej Stępień, przyjmujący bułgarski Iwan Kolew oraz polscy Artur Szalpuk i Paweł Kaczorowski, a także środkowi Dawid Gunia i Mateusz Sacharewicz. Pod koniec sierpnia na treningach w Warszawie pojawił się również doświadczony Paweł Woicki, który nie mógł znaleźć klubu. Było to rozwiązanie korzystne dla obu stron, bo szykowany na podstawowego rozgrywającego Politechniki Zatko uczestniczył ze swoją reprezentacją w mistrzostwach Europy.
Tak jak u wszystkich zespołów poza tzw. wielką czwórką, deklaracje przedsezonowe zakładały awans do rundy play-off. - O to musimy powalczyć na pewno. Jeżeli nie wejdziemy do ósemki, to będziemy traktować ten sezon jako nieudany. A będzie trzeba się naprawdę mocno bić o play-off w tym roku, bo właściwie wszystkie zespoły mają potencjał na wejście do ósemki, a cztery muszą odpaść. Mam wrażenie, że będzie się liczyć każdy pojedynczy punkcik i rezultaty będą się ważyły do ostatniej kolejki - słusznie przewidywał przed rozpoczęciem ligi Jakub Bednaruk, trener AZS Politechniki Warszawskiej.
Wzloty i upadki
Tuż przed pierwszą kolejką ligową warszawiacy wygrali po raz drugi w historii Memoriał Zdzisława Ambroziaka (ogrywając m.in. Sir Safety Perugię, późniejszego wicemistrza Włoch), co wniosło powiew optymizmu, ale szybko on się rozwiał. Już w drugiej kolejce Inżynierowie w bardzo kiepskim stylu przegrali 1:3 ze słabszym z beniaminków, BBTS-em Bielsko-Biała, pokazując przy tym wiele chaosu i słabej gry. Po następnym meczu z zespołem pożegnał się Woicki, który podpisał kontrakt w Bydgoszczy, a jego miejsce w podstawowej szóstce zajął słowacki rozgrywający. I od tego momentu zaczął się najgorszy okres w warszawskiej Politechnice, która przegrywała do zera spotkanie za spotkaniem, w tym również pierwszy mecz w Challenge Cup z Fenerbahce Stambuł. Nie było w zespole woli walki, koncepcji gry, nie było w ogóle widać drużyny na boisku, tylko pojedynczych, zagubionych siatkarzy, którzy wyglądali jak by chcieli jak najszybciej uciec. - Z jednej strony popełniłem błąd w przygotowaniach fizycznych i to mogło być jego konsekwencją. Z drugiej strony dużo krzywdy zrobił nam mecz w Bielsku w drugiej kolejce, gdzie dostaliśmy bardzo niespodziewanie srogą nauczkę, straciliśmy pewność siebie na boisku i wkradła się nerwowość w naszą grę. Nie potrafiliśmy w sytuacjach stresowych grać swojej siatkówki i bardzo łatwo można było nas złamać psychicznie. Wystarczyło na nas tupnąć nogą, a my od razu przerażeni chowaliśmy się po krzakach. Krzyknęli na nas kibice i zapomnieliśmy jak się odbija piłkę. Do tego doszła zmiana rozgrywającego z Pawła Woickiego na Jurka, która nam zaszkodziła na pewno. I to nawet nie chodzi o jakość rozegrania, tylko o ogromną różnicę mentalną. Jak graliśmy z Pawłem, to w trudnych momentach wszyscy patrzyli na niego, co on zrobi i on sobie z tym radził, a Jurek w trudnych momentach patrzy na nas, co my zrobimy. To są dwie bardzo odmienne osobowości i to przejście było trudne dla całej drużyny - tak diagnozował listopadową zapaść pierwszy szkoleniowiec.
Jednak po tym trudnym okresie drużyna się pozbierała i zaczęła grać o wiele lepiej. Już rewanżowy mecz Challenge Cup w Stambule pełen był walki i determinacji, a klika dni później warszawiacy byli o włos od sprawienia sporej niespodzianki, przegrywając na przewagi w tie-breaku w Jastrzębiu. Potem przyszło ważne mentalnie zwycięstwo nad byłymi kolegami w Gdańsku i widać było w grze stołecznego zespołu stabilizację, powtarzalność oraz zapał i serce do gry. Łatwo wygrywali z równorzędnymi przeciwnikami, a pod koniec stycznia na oczach pięciu tysięcy kibiców efektownie pokonali ówczesnego mistrza Polski. Awans do play-off stawał się coraz bardziej realny. Na kilka kolejek przed końcem rundy zasadniczej warszawiakom brakowało zaledwie trzech punktów do pewnego awansu do ósemki, ale ta świadomość podziałała na zawodników paraliżująco. A akurat te ostatnie spotkania grali z zespołami niżej uplasowanymi, które z ogromną determinacją wyszarpywały każdy punkt i nie były łatwym rywalem. Kibice stołecznej drużyny mogli przeżyć chwile grozy, obserwując jak ich zespół, zamiast zapewnić sobie awans i spokojną głowę, najpierw przegrywa u siebie w piątym secie z Lotosem Trefl Gdańsk, a potem 1:3 w Kielcach. Zwycięstwo w ostatniej kolejce nad nie walczącym już o nic BBTS-em dał jednak podopiecznym trenera Jakuba Bednaruka siódme miejsce. - Jestem bardzo zadowolony, bardzo dumny i bardzo szczęśliwy. Siódme miejsce z naszymi możliwościami i debetem to mistrzostwo świata - mówił po tym spotkaniu.
Pierwszym przeciwnikiem AZS Politechniki Warszawskiej w play-off była PGE Skra Bełchatów, która nie pozostawiła warszawiakom żadnych złudzeń, oddając im zaledwie dwa sety w całej rywalizacji. W drugiej rundzie Inżynierowie zetknęli się z Cerrad Czarnymi Radom, którzy w rundzie zasadniczej byli zdecydowanie lepsi od Politechniki i w dwumeczu nie oddali mazowieckiemu rywalowi nawet punktu. Tym razem, ku zaskoczeniu wszystkich, to warszawiacy okazali się lepsi i wygrali tę rywalizację w dwóch meczach, biorąc tym samym upragniony i srogi rewanż na podopiecznych trenera Roberta Prygla.
W trzeciej rundzie play-off warszawscy Akademicy spotkali się z Indykpolem AZS Olsztyn, a do rozstrzygnięcia tego pojedynku potrzebne było aż pięć meczów. Każdy z nich był niezwykle emocjonujący i dramatyczny, ostatecznie Inżynierowie przegrali na przewagi w piątym secie piątego spotkania w Olsztynie (choć prowadzili już 14:10) i stracili szansę wystąpienia w pucharach europejskich w następnym sezonie. Po tak zaciętej walce szóste miejsce było pewnym rozczarowaniem, ale z drugiej strony wcześniej nikt w najśmielszych snach nie spodziewał się, że warszawski zespół będzie w ogóle miał szansę na tak wysoką lokatę.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!
Zawodnicy
Tylko dwóch siatkarzy było stałym elementem pierwszej szóstki przez cały sezon. Przyjmujący Maciej Pawliński stabilizował przyjęcie i odpowiadał za zadania defensywne w drugiej linii, a często pomagał zespołowi swoją trudną zagrywką. Jako kapitan i z racji swojego doświadczenia wnosił do drużyny dużo spokoju i zimnej krwi. Jednocześnie był też drugim najlepiej punktującym AZS Politechniki Warszawskiej (302 punkty). Środkowy Marcin Nowak w tym sezonie przeżywał kolejną już młodość na boisku. Regularna, mocna zagrywka (22 asy), ponad 50 proc. skuteczności w ataku (w bardzo różnorodnych wersjach), 0.6 bloku na set i 281 punktów (najlepiej punktujący zawodnik Politechniki na kontrach, drugi najlepiej punktujący środkowy w PlusLidze) to wyniki, jakich nie powstydziłby się żaden zawodnik w lidze. Obaj siatkarze byli stałym i zwykle niezawodnym punktem swojej drużyny.
Rozgrywający Juraj Zatko zaczął grać jako podstawowy od 4. kolejki i dłuższy czas zajęło mu zgranie się z kolegami. Do końca sezonu był bardzo nierówny i chimeryczny, miewał mecze świetne, jak i bardzo słabe. Nie ma on osobowości lidera, łatwo traci głowę i wiele pracy w jego dobre funkcjonowanie musiał włożyć pierwszy szkoleniowiec.
Obaj atakujący mieli swoje gorsze i lepsze chwile, na przestrzeni całego sezonu nieco wyżej można ocenić Pawła Adamajtisa, który zrobił postępy w porównaniu z minionym sezonem, choć nadal drażni nierównym poziomem gry. Adrian Gontariu, który miał być podstawowym zawodnikiem w Warszawie, zagrał kilka fantastycznych spotkań (zwłaszcza w Gdańsku i z Resovią na Torwarze), ale w drugiej połowie sezonu coraz częściej tracił efektywność i zarazem miejsce w pierwszej szóstce.
Najwięcej emocji i rozgłosu z warszawskich siatkarzy wzbudził junior Artur Szalpuk, który zadebiutował w rozgrywkach ligowych. Zaprezentował się jako bardzo dynamiczny, wyjątkowo dojrzały i poukładany zawodnik, bardzo perspektywiczny i o wybitnych umiejętnościach w ofensywie, oczywiście jak na swój młody wiek. W obliczu nierównej dyspozycji obu atakujących często to właśnie debiutant kończył najtrudniejsze piłki sytuacyjne, z odwagą, ale i nie tracąc głowy.
Analiza
AZS Politechnika Warszawska od lat boryka się z brakiem sponsora, długami oraz zaległościami w wypłatach, a także innymi niedociągnięciami w zarządzaniu. W tym sezonie miała jeden z najniższych budżetów w lidze. Do tego, jak co sezon, skład był budowany od zera, tym bardziej więc zajęcie szóstego miejsca jest ogromnym sukcesem. Na pewno jest to wielka zasługa sztabu szkoleniowego, który znalazł zawodników w ramach bardzo ograniczonych możliwości finansowych, zbudował z nich drużynę i zaszczepił w nich taką wolę walki i serce do gry, że nawet zaległości finansowe i inne problemy organizacyjne ich nie zniechęcały. Warto także podkreślić dobrą współpracę indywidualną trenera Jakuba Bednaruka z zawodnikami oraz umiejętność znalezienia wyjścia z poważnego dołka, w jaki zespół wpadł w listopadzie.
Co dalej?
Z racji trudnej sytuacji finansowej wszystkie kontrakty w klubie były roczne i na pewno nastąpią liczne zmiany w składzie, jak co sezon. Oficjalnie ogłoszono na razie, że Dawid Gunia odchodzi do Transferu Bydgoszcz, nieoficjalnie wiadomo, że kilku zawodników przejdzie do innego klubu w PlusLidze. Kilku kolejnym klub nie będzie proponował nowych kontraktów, a z kilkoma jest w trakcie negocjacji. Jest prawie pewne, że sztab szkoleniowy pozostanie w niezmienionym składzie. Pozyskiwanie siatkarzy na następny sezon będzie zależeć przed wszystkim od budżetu klubu i znalezienia ewentualnych sponsorów, a także od decyzji władz ligi dotyczącej jej poszerzenia. Dotychczas mimo niskich i nieregularnych pensji Politechnika mogła przyciągać zawodników możliwością pokazania się w PlusLidze, przy czternastu zespołach to nie będzie już taki atut.
Garść statystyk
Najwięcej rozegranych setów: Michał Potera (125) i Juraj Zatko (124)
Najwięcej zdobytych punktów: Paweł Adamajtis (319)
Najwięcej asów serwisowych: Maciej Pawliński i Juraj Zatko (po 27)
Najwięcej punktów zdobytych blokiem: Marcin Nowak (72)
Najlepsze przyjęcie: Michał Potera (32 proc. przyjęcia perfekcyjnego), Maciej Pawliński (28 proc.)
AZS Politechnika Warszawska jest na drugim miejscu po ZAKSIE pod względem punktów zdobytych w kontrze (1273) oraz na drugim miejscu po Skrze w kategorii punktów zdobytych blokiem (336).
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!
Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.