Polki po meczu z Belgią: Za bardzo chciałyśmy
Mało kto spodziewał się tak dotkliwej porażki kadry Piotra Makowskiego w starciu z "Żółtymi Tygrysicami" w półfinale drugiej dywizji World Grand Prix. Jak tłumaczono tak słaby występ?
Trzy szybkie sety do dziewiętnastu, szesnastu i piętnastu punktów: nie takiego występu polskiej reprezentacji siatkarek spodziewano się w Koszalinie podczas rozgrywanego tam turnieju finałowego drugiej dywizji World Grand Prix. Siatkarki Piotra Makowskiego zapewniały, że nie pamiętają już nieudanego występu w holenderskim Doetinchem i zamierzają napisać nowy, lepszy rozdział swojej historii, ale ich plan legł z gruzach za sprawą niewiarygodnie skutecznej Lise van Hecke (25 punktów w trzech setach!) i jej koleżanek.
- Moje odczucia wobec tego meczu są takie, że chyba za bardzo chciałyśmy. Przez to, że byłyśmy spięte, nie potrafiłyśmy realizować własnych założeń. Ciała nas nie słuchały i nie robiłyśmy tego, co chciałyśmy na parkiecie - tłumaczyła po spotkaniu Agnieszka Kąkolewska, która nie mogła zaliczyć swojego występu do szczególnie udanych: zanotowała zaledwie jeden skuteczny blok na 14 prób, ponadto jej 6 punktów zdobytych w ataku były wątpliwej klasy wyczynem przy zdobyczach środkowych z przeciwnej drużyny
- Niby nikt nie nakłada na nas ogromnej presji, ale mimo to wiemy, że nas stać na wiele i zamierzamy udowadniać tym, którzy w nas nie wierzą, że potrafimy grać. Może w tym meczu za bardzo chciałyśmy i przez to kompletnie nic nie wychodziło - mówiła środkowa wrocławskiego Impela, wiedząc, że zarówno kibice, jak i siatkarscy eksperci krytykowali metodykę pracy z kadrą jej selekcjonera, a koszalińska porażka będzie dla nich jak woda na młyn.
Polska kadra spotykała się z podopiecznymi Gerta Vande Broeka na tyle często, by choć postarać się rozpracować rywala i wykorzystać jego słabe punkty. - Oczywiście, znamy się dość dobrze z Belgijkami, ale... trudno jest powiedzieć, co poszło nie tak. Oczywiście, jest w nas żal, że straciłyśmy szansę na wylot do Tokio na finały pierwszej dywizji, ale przecież w niedzielę tez jest dzień i trzeba powalczyć choćby o trzecie miejsce, prawda? - pytała ambitna Kajzer, która przypomniała chwilę potem: - Pamiętajmy, że ten zespół często się zmieniał, nie zawsze z własnej woli. Jak nie kontuzje, to rotacje w składzie... Potrzeba czasu, tylko czasu - zapewniała.