Mam z Polską same dobre wspomnienia - rozmowa z Robem Bontje, byłym środkowym Jastrzębskiego Węgla

Agata Kołacz

Rob Bontje w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl wspomina czas spędzony w Jastrzębskim Węglu, a także zdradza, czego nie chciałby robić po zakończeniu kariery zawodniczej.

Agata Kołacz: Tęsknisz za Polską?

Rob Bontje: W zasadzie to na dobre jeszcze nie zdążyłem zatęsknić. Najpierw Czarni Radom zaprosili nas na międzynarodowy turniej, a później pojechaliśmy do Jastrzębia, aby rozegrać mecz podczas prezentacji drużyny. Dwa miesiące temu, zanim przeniosłem się do Berlina, spędziłem w Polsce kilka dni. Zabierałem rzeczy i przy okazji spotkałem się z byłymi kolegami z zespołu, oprócz tego byłem tutaj na weselu. Chociaż, chyba z drugiej strony można już powiedzieć, że trochę Polski mi brakuje...

Pewnie nie było łatwo opuszczać Jastrzębski Węgiel? W końcu spędziłeś tu trochę czasu.

- Rzeczywiście, nie było łatwo. Grałem w Jastrzębiu przez trzy lata, czyli naprawdę długo. W żadnym zagranicznym klubie nie spędziłem tyle czasu, więc mówi to samo za siebie. Było to dla mnie bardzo ciekawe doświadczenie. Tego, czego będzie mi najbardziej brakowało, to z pewnością ludzie, którzy przychodzili na mecze. W Polsce doping kibiców jest fantastyczny. Choć trudno w to uwierzyć, ale myślę, że atmosfera na halach wciąż się poprawia. Oczywiście będę również miło wspominał kolegów, a także sam klub, bo wszystko było bardzo dobrze zorganizowane. Nie jestem w stanie przypomnieć sobie jakichś negatywnych sytuacji, co jest chyba najlepszym podsumowaniem.

Kiedy mówisz o Jastrzębskim Węglu, uśmiech nie schodzi ci z twarzy...

- Pewnie masz rację, ale to dlatego, że mam bardzo pozytywne wspomnienia z tym klubem. Po prezentacji, na którą z Recyclingiem przyjechaliśmy do Jastrzębia, mogłem spotkać się z byłymi kolegami z drużyny. Często myślę o spędzonym tam czasie, zwłaszcza o ostatnim sezonie, który był bardzo udany dla klubu. Stworzyliśmy fajną ekipę i na pewno będziemy utrzymywać ze sobą kontakt. Chyba mogę nawet powiedzieć, że w Jastrzębiu czułem się trochę jak w domu, że jeszcze nigdy nie doświadczyłem tego z poprzednimi drużynami.

Jaką ocenę po tych trzech latach możesz wystawić polskiej lidze?

- O PlusLidze mogę się wypowiadać jedynie w samych superlatywach. Mam na myśli nie tylko sytuację w klubie, ale także to, jak te rozgrywki były zorganizowane. Wiele spotkań było transmitowanych w telewizji, poza tym wprowadziliście system wideoweryfikacji, który dopiero zaczyna być używany w innych ligach. Z całą świadomością mogę powiedzieć, że Polska jest bardzo dobrym miejscem do gry w siatkówkę. Gdyby ktoś zapytał mnie, czy powinien tu przychodzić, z całą pewnością bym go do tego zachęcał.

Z Jastrzębskiego Węgla przeniosłeś się do Berlin Recycling Volleys. Jakie są twoje oczekiwania w związku z grą w Niemczech? 

- Mój nowy klub od trzech sezonów jest mistrzem kraju, więc postaramy się kolejny raz udowodnić swoją wyższość, aczkolwiek na pewno wszyscy będą chcieli nam pokrzyżować plany. Zespół z Berlina z każdym rokiem chce robić mały krok do przodu. Teraz staramy się o organizację turnieju Final Four, co byłoby świetną sprawą, oczywiście wszystko będzie też zależało od naszych wyników. Jeśli chodzi o pozasportowe aspekty, to trudno mi cokolwiek powiedzieć. Nigdy nie grałem przeciw tej drużynie, więc nie wiem, czego mogę się spodziewać. Hala w Berlinie jest bardzo fajna i słyszałem, że dość dużo kibiców przychodzi na mecze. Z zawodników, z którymi będę reprezentował barwy Berlin Recycling Volleys, znam jedynie Francesco De Marchiego, graliśmy razem przez rok w Padwie. Muszę się wkomponować w drużynę, więc czeka mnie kolejne ciekawe doświadczenie, zwłaszcza w tym momencie mojej siatkarskiej kariery.

Holenderski środkowy bardzo ceni sobie czas spędzony w JSW
Dużo opinii słyszałeś o lidze niemieckiej? 

- O tak, wielu siatkarzy z Holandii grało i wciąż gra w Niemczech, więc miałem się z kim skonsultować. Berlin Recycling Volleys i VfB Friedrichshafen to zdecydowanie najsilniejsze ekipy w lidze. Dobre występy reszty przeciwników będą czymś w rodzaju zaskoczenia. Wiadomo, że podczas rozgrywek różne rzeczy mogą się przydarzyć, ale VfB Friedrichshafen będzie naszym głównym rywalem w walce o najwyższe cele, oczekiwania wobec nas są jasno określone. Myślę, że w Niemczech, podobnie jak w Polsce, różnice między drużynami są dość spore. W sezonie mogą padać różne wyniki, ale ostatecznie o medale i tak będą grać faworyci. Z moim nowym klubem również występujemy w Lidze Mistrzów, więc w tym przypadku różnica pomiędzy Berlin Recycling Volleys a Jastrzębskim Węglem nie jest duża.

Jak długo planujesz grać w Niemczech? 

- Dobre pytanie. Wcześniej zakładałem, że będę grał przez długie lata. Teraz podpisałem roczny kontrakt. Skupiam się tylko na najbliższej przyszłości. Wydaje mi się, że w moim wieku jest to uczciwe podejście nie tylko wobec klubu, ale i wobec siebie samego. Nie jestem po prostu w stanie powiedzieć, jak długo będę mógł jeszcze reprezentować ten poziom. Na pewno nie myślę jeszcze o końcu kariery, bo w tym sezonie chcę osiągnąć z Berlinem Recycling Volleys jak najlepszy wynik. Jeśli gra wciąż będzie mi sprawiała satysfakcję, chciałbym jeszcze przez kilka lat być związany z siatkówką. Jeśli nie będę już miał na nią ochoty, to oczywiście zrezygnuję. Na razie jednak wciąż siatkówkę lubię i nie mam powodów, by myśleć tak realnie o końcu kariery.

A zastanawiałeś już się kiedykolwiek nad tym, co dalej? Albo może masz jakieś miejsce, gdzie chciałbyś się rozstać z siatkówką? 

- Nie, właściwie nie mam żadnego takiego wymarzonego klubu. Po siedmiu latach we Włoszech rozegrałem trzy sezony w Polsce, teraz będę występował w Niemczech. Jeśli miałbym zakończyć karierę na wysokim poziomie, to na pewno za granicą. Natomiast jeśli wrócę do Holandii, do starego klubu i starych znajomych, to będzie to w formie zabawy. Wiem z kolei na pewno, że nie mógłbym być szkoleniowcem. Trenerzy muszą myśleć cały czas o siatkówce, nie potrafię tego pojąć (śmiech). Zastanawia mnie natomiast, jak wygląda taka zwyczajna praca, od ósmej do szesnastej... Może będę się chciał przekonać.

[nextpage]

Śledziłeś to, co działo się w Polsce podczas mistrzostw świata?

- Zaskoczę cię, ale muszę przyznać, że nie obserwowałem ich tak bardzo dokładnie. Pewnie głównym powodem było to, że w mundialu nie brała udziału reprezentacja Holandii. Sprawdzałem raz na jakiś czas wyniki, ale nie było też tak, że byłem skupiony wyłącznie na mistrzostwach.

Ale o ceremonii otwarcia cokolwiek chyba słyszałeś?

- Oczywiście! Ale nie wiem, ilu dokładnie ludzi było na Stadionie Narodowym... 57 tysięcy?

Około 63 tysięcy.

- No więc jeszcze więcej, to jest niesamowite. Myślę, że tylko jeden kraj był w stanie zorganizować coś takiego... To wspaniała sprawa i dla wszystkich kibiców, i dla całej drużyny. Chłopaki na turnieju pokazali się z bardzo dobrej strony i zasłużyli na triumf. Jeśli przegrywasz tylko jedno z trzynastu spotkań, masz taką świetną publikę za sobą, to jesteś po prostu wyznaczony do zdobycia złotego medalu. Dla Polski nie mogło to się skończyć lepiej, zwłaszcza, że triumfowaliście równo po czterdziestu latach. Wydaje mi się jednak, że teraz dopiero pojawi się problem. Mistrzostwo świata to jedno, ale od tego momentu wszyscy będą oczekiwać, że tak samo spiszecie się w Lidze Światowej, w mistrzostwach Europy czy nawet jeszcze na igrzyskach olimpijskich.

W obliczu zapowiedzi o odejściu z kadry Pawła Zagumnego, Mariusza Wlazłego, Krzysztofa Ignaczaka i Michała Winiarskiego wiara niektórych kibiców w kolejne sukcesy została mocno zachwiana.

- Jeśli faktycznie się na to zdecydują, to chyba lepszego pożegnania sobie nie mogą wymarzyć. Turniej wypadł świetnie, zdobyliście złoto przed waszą publicznością, czego chcieć więcej. Ciekawe, jak to będzie wyglądało... może jeszcze zmienią zdanie, a może w ich miejsce pojawią się nowi zawodnicy. Poza tym niektórych siatkarzy zabrakło w składzie na mundial, być może za jakiś czas będą do dyspozycji. Chociaż myślę, że nie należy się tym martwić. Nie macie przecież w kadrze dwunastu świetnych graczy, tylko z pewnością jest ich o wiele więcej. Trzeba mieć tylko świadomość tego, że nie można utrzymać wysokiego poziomu przez cały czas, ale na pewno na następnych imprezach będziecie faworytami.

W latach 90. męska reprezentacja Holandii mocno zaznaczyła swoją obecność na międzynarodowych parkietach. Zdobywała medale na mistrzostwach Europy, świata czy igrzyskach olimpijskich. Teraz próżno było szukać waszej drużyny chociażby na mundialu. Z czego to wynika?

- Wprowadzanych jest dużo zmian. Siatkarze z mojego pokolenia zrezygnowali już z występów w kadrze, dlatego pojawiają się nowi. Mamy teraz bardzo młody skład. Podobna sytuacja jest w żeńskiej kadrze, gdzie grają nawet 18-latki. To jest inwestycja w przyszłość, ogrywanie zawodniczek i zawodników, by za 2-3 lata stanowili o sile kadry. Poza tym federacja planuje zatrudnić doświadczonego szkoleniowca, który pomógłby reprezentacji Holandii odzyskać dawny blask. Myślę, że potrzebujemy także pewnych zmian w samym związku. Z oczywistych względów nie jestem teraz tak bardzo w temacie, dlatego podchodzę do tego z pewnym dystansem. Wydaje mi się, że naszym głównym problemem jest to, że nie potrafimy uczynić dużego kroku do przodu. Trudno jednoznacznie wskazać, z czego to wynika. Przez pewien czas było kilku zawodników, którzy nie chcieli grać dla reprezentacji, myślę, że to też miało jakieś znaczenie. Po prostu chyba kilka czynników złożyło się na to, że drużyna nie odnosi takich sukcesów jak kiedyś.

Rob Bontje przyznaje, że holenderska siatkówka potrzebuje zmian
Czy można to powiedzieć, że wpływ na to ma również poziom ligi w Holandii? Nie jest on chyba zbyt wysoki... 

- W ciągu ostatnich dziesięciu lat poziom zdecydowanie się obniżył. Najlepiej świadczy o tym fakt, że wszyscy reprezentanci grają poza granicami naszego kraju. Poza tym, liga w Holandii nie jest profesjonalna. Oprócz tego, że grasz, musisz normalnie pracować. Kluby nie mają więc żadnych argumentów, by zatrzymać zawodników. Cóż z tego, że nie brakuje młodych i zdolnych siatkarzy, skoro po dobrym sezonie ci 20-latkowie odchodzą. A wiadomo, że bez dobrych graczy nie podniesiemy poziomu ligi. Wydaje mi się, że dla wszystkich najlepiej by było, gdyby zostawali oni w kraju do około 22-24 lat, a później w celu swojego rozwoju wyjeżdżali za granicę.

Siatkówka jest w Holandii jest w ogóle popularna? 

- Jeśli porównasz to z Polską...

Podejrzewam, że teraz trudno jakikolwiek kraj z Polską porównywać. 

- (śmiech) Słuszna uwaga. Oczywiście była popularna, gdy odnosiliśmy sukcesy, gdy wygrywaliśmy złoto na mistrzostwach Europy czy igrzyskach olimpijskich. Byli świetni zawodnicy, były sukcesy, więc jedno wynikało z drugiego. Później jednak to zainteresowanie całkowicie zmalało. Wiadomo, że są osoby, które śledzą to, co się dzieje, ale trzeba jasno powiedzieć, że jest ich garstka. O wiele większą popularnością siatkówka cieszy się w sąsiadujących krajach, czyli w Niemczech i Belgii. Dlatego jeśli zawodnicy otrzymują propozycję z tych państw, to od razu z niej korzystają.

Na koniec muszę zapytać o jedną rzecz. Farbujesz włosy?

- (śmiech) Nie, po prostu mam taki kolor! Bardzo wcześnie zacząłem siwieć, bo w wieku 17 lat. Potrafisz sobie to wyobrazić? Włosy farbowałem jedynie w tym początkowym okresie, bo nie mogłem się pogodzić z tym, że na moich czarnych włosach zaczęły się pojawiać szare plamy (śmiech). To są jakieś genetyczne sprawy, bo mój tata też wcześnie osiwiał. Na pewno jednak nie w takim stopniu, ja jestem jakimś wyjątkowym przypadkiem!

< Przejdź na wp.pl