WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski

Piotr Gruszka wściekły po porażce. "Analizę zachowam dla siebie"

Michał Kaczmarczyk

GKS Katowice przegrał 2:3 z Onico AZS Politechniką Warszawską, a trener Ślązaków nie bał się otwarcie skrytykować postawy swojej drużyny i zachowania niektórych jej zawodników.

Dominacja GKS-u Katowice po trzech setach sobotniego meczu z ONICO AZS Politechniką Warszawską nie podlegała dyskusji, ale kiedy śląski zespół był już myślami przy trzech punktach i zejściu do szatni, przyjezdni wrócili do gry i odmienili losy konfrontacji. Nic dziwnego, że trener siatkarskiej GieKSy nie potrafił opanować nerwów.

- Mnie w tym meczu interesowało tylko zwycięstwo i moi zawodnicy o tym wiedzieli. W końcu jaka presja miałaby istnieć na nas w meczu, z całym szacunkiem dla rywala, z AZS-em z Warszawy? Powiem jedno: nie będę analizował tego meczu tak wylewnie, jak zawsze, na pewno biorę odpowiedzialność za wynik i grę zespołu. Mam swoją prywatną ocenę tego, co się wydarzyło, a niektórzy zawodnicy dali mi odpowiedzi na pewne pytania nie tylko swoją grą, ale i zachowaniem oraz chęcią pracy dla zespołu. Jestem wściekły, ale nie wypieram się odpowiedzialności za przygotowanie drużyny - mówił w pomeczowej rozmowie z klubowym portalem.

Co było główną przyczyną utraty przez GKS przewagi w dalszej części spotkania i oddania pola rywalowi opierającemu swoją grę na Michale Filipie? - Strach, strach i jeszcze raz strach. Było go widać choćby w ataku czy zagrywce. Według mnie ten mecz był po prostu słaby: zdaję sobie sprawę, że są dni, kiedy może się nie układać, kiedy nie układamy sobie gry, ale jeszcze jest coś, czego w siatkarzu nie można wytrenować albo pobudzić. To się ma albo nie ma. Ten paraliż rósł z kolejną częścią meczu i jeśli chodzi o jakość siatkarską, przez nasze błędy wyglądało to słabo - szczerze ocenił Gruszka.

Młody trener plusligowej ekipy nie tłumaczył postawy swoich podopiecznych nagromadzeniem spotkań w ekstraklasie ani żadnymi innymi czynnikami. - Zmęczenie ma dużą wagę, graliśmy sporo spotkań, ale najważniejsze było to, jak reagowaliśmy w pewnych sytuacjach, podczas presji. Taki Firlej to chłopak, który kiedyś być może będzie grał w siatkówkę, ale na dziś on wystawia, a nie rozgrywa. A my nie poradziliśmy sobie z wystawiającym... Pewnych rzeczy nie przeskoczymy, ale i tak ten mecz dał mi sporo odpowiedzi - tłumaczył szkoleniowiec, sugerując między wierszami, że ma poważne zastrzeżenia do części swoich zawodników.

ZOBACZ WIDEO Jacek Kasprzyk: To jest fantastyczna grupa
 
Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

< Przejdź na wp.pl