Zbigniew Bartman: Jeszcze nigdy nie czułem się tak dobrze jak teraz
Zbigniew Bartman występuje w tureckim Galatasarayu Stambuł. Mistrz Europy z 2009 roku w maju skończy 30 lat, ale deklaruje, że czuje się znakomicie. - Tak dobrze jak teraz, to nie czułem się praktycznie nigdy - mówi.
WP SportoweFakty: Podejrzewam, że w Turcji ma pan całkowity spokój od wywiadów.
Zbigniew Bartman: Zdecydowanie tak, chociaż Galatasaray to jest bardzo duży klub, który ma swoją telewizję i własne media. Zdarza się, że po meczu udzielamy wywiadów, ale tylko i wyłącznie dla naszych własnych środków przekazu, czyli telewizji Galatasarayu lub jakichś gazetek.
Najbardziej irytują pana zawsze pytania o częste zmiany klubów czy o coś innego?
- Akurat w Turcji mnie o to nie pytają. Bardziej irytują mnie pytania o reprezentację.
A o porównania z Bartoszem Kurkiem?
- Teraz już tego nie ma, być może dawniej coś takiego się zdarzało. To było jeszcze jak obaj graliśmy na przyjęciu, chyba za czasów Castellaniego.
ZOBACZ WIDEO Ferdinando De Giorgi: Młodych trzeba uczyć, jak się pracuje w pierwszej reprezentacjiByły momenty, że chciał pan przywalić dziennikarzowi?
- Zdarzały się takie sytuacje. Po meczu nie zawsze człowiek jest usatysfakcjonowany tym, co się wydarzyło. Nieraz się przegrywa, a to jest tylko sport. Targają nami emocje. Dziennikarze czasami potrafią być - mówiąc krótko i szczerze - mendami.
Będąc za granicą śledzi pan polskie media czy całkowicie się odcina?
- Jak najbardziej śledzę, regularnie oglądam TVN24, żeby wiedzieć, co dzieje się w kraju. Media sportowe też przeglądam, choć nieregularnie. Chcę przynajmniej wiedzieć, jak wygląda tabela PlusLigi i jak mają się rozgrywki.
W maju skończy pan 30 lat. Kiedy ten czas tak szybko zleciał?
- Niesamowicie szybko zleciał. Zdaję sobie sprawę, że za chwilę będę 30-letnim zawodnikiem. Będę już trochę po drugiej stronie mocy, z trójką z przodu. Jak tak człowiek usiądzie i zastanowi się, ile wydarzyło się przez te ostatnie piętnaście sezonów grania, to było tego bardzo dużo. To nie jest tak, że ten czas przeleciał przez palce.
Jest pan w wieku najlepszym dla sportowca. Jak się pan czuje?
- Na pewno czuję się bardzo dobrze fizycznie. Tak dobrze jak teraz, to nie czułem się praktycznie nigdy. To mnie bardzo cieszy. Nie wiem, czy to jest związane z wiekiem czy ze zmianą pracy, jaką do tej pory wykonywałem w siłowni. Trochę od tego odszedłem i spróbowałem czegoś innego. Widzę też, że zaczynam rozumieć więcej siatkówki. Nie ukrywajmy, że do pewnych rzeczy człowiek dojrzewa dopiero z czasem. Wiele rzeczy, które na przykład powtarzali mi trenerzy jak byłem młodszy, które czasami przyjmowałem, a czasami traktowałem jako głupoty, zaczynam teraz dostrzegać i doceniać.
Co na przykład?
- Wiele rzeczy, chociażby technicznych. Całe życie było mi powtarzane o elementach w przyjęciu, które powinienem wykonywać, jak trzymanie rąk daleko od tułowia. Kiedyś wydawało mi się to głupotą, a teraz widzę, że kiedy to stosuję, to się bardzo przydaje.
Pamięta pan jeszcze jak tata wynajmował panu halę?
- Teraz mi się to przypomniało. Generalnie jednak nie pamiętałem o tym. Były takie czasy. Chodziłem wtedy do gimnazjum, więc miałem trzynaście czy czternaście lat. Pamiętam nawet jak mieszkaliśmy pod Warszawą, a w którejś zimie niesamowicie sypnęło. Na trening musieliśmy się przebijać przez te śniegi.
Zaczynał pan od koszykówki. W wieku 10 lat pana trener kazał wam biegać po siedem kilometrów.
- Zacząłem trenować koszykówkę bardzo wcześnie, bo w wieku siedmiu lat. Przez trzy lata trenowałem nie ze swoją grupą wiekową, bo nabór był na dziesięciolatków. Ja byłem wyrośnięty, więc wcale od tej grupy fizycznie i motorycznie nie odstawałem. Na specjalnych warunkach zostałem przyjęty. Potem utworzona została moja grupa dziesięciolatków, do której zostałem przeniesiony. Zmienił się wtedy trener i pojechaliśmy na taki obóz, coś jak wakacje z koszykówką, na dwa tygodnie. Zazwyczaj po południu trenowaliśmy tam koszykówkę, a przed południem trener uwielbiał robić wypady nad jezioro. Jeździł tam sam rowerem lub samochodem. My żeśmy za nim biegali po siedem kilometrów.
Wtedy zraził się pan do basketu?
- Nie tyle do basketu, co bardziej do metod szkoleniowych. Umówmy się - wśród seniorów można coś takiego zrozumieć, tym bardziej w takim sporcie jak koszykówka, gdzie dużo się biega. Ale nie u dzieci, które mają po dziesięć lat i dopiero zaczynają rosnąć. Takie obciążenia dla ich stawów to jest morderstwo.