LSK. Wyjechały, by stać się gwiazdami światowego formatu. Mogą pójść w ślady Leona

Materiały prasowe / Grupa Azoty Chemik Police / Na zdjęciu: Gyselle Silva Franco (nr 17) i Wilma Salas (nr 10)
Materiały prasowe / Grupa Azoty Chemik Police / Na zdjęciu: Gyselle Silva Franco (nr 17) i Wilma Salas (nr 10)

Wilma Salas i Gyselle Franco są w Polsce od tego sezonu. Grają znakomicie, ich drużyna jest liderem. Po opuszczeniu Kuby nie są powoływane do kadry narodowej. Jedna z nich pytana czy rozważyłaby grę dla innego kraju, odpowiada: "Być może".

Gyselle Silva Franco i  z  miejsca stały się gwiazdami Ligi Siatkówki Kobiet. Na nich oparta jest gra drużyny . Klub chciałby odzyskać tytuł mistrzowski, który stracił w poprzednim sezonie. Dziewczyny są liderkami tabeli ekstraklasy.

W tym sezonie aż ośmiokrotnie któraś z Kubanek sięgała po tytuł najlepszej zawodniczki meczu. Mają rewelacyjne statystyki. Silva Franco jest piątą najlepiej zagrywającą siatkarką LSK (20 asów). Z kolei Salas, choć trener Ferhat Akbas w niektórych spotkaniach daje odpocząć liderce, to ósma atakująca polskiej ligi.

Trudno iść śladami Leona

Gyselle i Salas wybrały podobną drogę jak Wilfredo Leon. Opuściły kraj, bo chciały robić międzynarodową karierę. Tym samym skazały się na banicję, nie mają powrotu do reprezentacji kraju.

ZOBACZ WIDEO Piotr Zieliński gra va banque? Finał może być zaskakujący!

Leon, ale także inni kubańscy siatkarze, po wieloletnich oczekiwaniach na pozwolenia w końcu znaleźli dla siebie miejsce w kadrach Polski czy Włoch. Wilma Salas pytana o to, czy rozważyłaby propozycję gry w barwach innego kraju, odpowiada: "Być może".

Nie sposób nie zastanowić się, czy liderka Chemika nie mogłaby - tak jak Leon - zasilić kadry Polski kobiet. Światowa Federacja Siatkówki dopuszcza zmianę obywatelstwa sportowego tylko po spełnieniu szeregu restrykcyjnych procedur. Zawodnik reprezentujący wcześniej barwy innej reprezentacji musi dwa lata przebywać na terytorium nowego kraju, mieć jego obywatelstwo i zgodę nowej federacji. Tak było w przypadku Leona. Wszystko jednak może trwać nawet kilka lat. Siatkarki w tej chwili mają po 28 lat.

Kubanki zaczynały przygodę z siatkówką w Santiago de Cuba, na południu kraju, i do 2012 roku grały w kadrze narodowej. Dwa lata później obie opuściły wyspę i trafiły do azerskiego .

- Grałyśmy w reprezentacji ponad osiem lat. Nie było łatwo przenieść się do Europy, bo musiałyśmy oddalić się od naszych rodzin, kraju i borykać się z różnicą kulturową. Jednak zdecydowałyśmy się podążać za marzeniami - opowiada Salas.
 
- Jeśli chodzi o problemy z opuszczeniem kraju, to ich nie miałyśmy, ponieważ przenosiłyśmy się do Europy zgodnie z prawem. Trafiłyśmy do Turcji, zapewniano nas, że nie spotkają nas za to żadne konsekwencje - mówi ze smutkiem Wilma Salas, która w zeszłym sezonie była zawodniczką Cuneo Volley, drużyny grającej na co dzień w jednej z najlepszych lig świata, włoskiej Serie A.

Wyjazd za granicę Kuby dla siatkarzy i siatkarek oznacza automatyczny brak powołań do reprezentacji kraju, który w latach 90. był w tym sporcie potęgą. Świadczy o tym siedem medali Ligi Światowej i dwa krążki mistrzostw świata. Skąd, w dość niewielkim kraju, taki wysyp siatkarskich talentów?

- Zawdzięczamy to znakomitej szkole siatkarskiej, do której także uczęszczałyśmy, jednej z najlepszych na świecie - tłumaczy Gyselle Silva. - Mamy także do siatkówki dobre charaktery - jesteśmy bardzo pracowici, bo musieliśmy walczyć o to, co było dla nas istotne. Tego nie można się nauczyć w żadnej szkole - dodała.

Kubanki bardzo cieszą się, że grają w jednym klubie. - Czujemy się ze sobą tak samo zżyte, jak na początku naszej znajomości, kiedy stałyśmy się przyjaciółkami. Znamy się już kawał czasu. Chodziłyśmy razem do szkoły mając po osiem lat - dodaje  przyjmująca.

W środowisku siatkarskim do Gyselle i Wilmy przylgnęła już nawet ksywka, która dość dobrze oddaje charakter obu zawodniczek - "kubańskie pantery".

- Tak nazwano pierwszy raz bodajże w Rabicie Baku - tłumaczy MVP SuperPucharu Polski, "Gigi" Franco.

Rywala zawsze trzeba dobić

Siatkarki z Polic nie tylko jak burza odprawiają z kwitkiem kolejnych rywali w Lidze Siatkówki Kobiet (bilans zwycięstw do porażek policzanek to 18-1), ale również znakomicie reprezentują Polskę w Pucharze CEV. Niedawno awansowały do ćwierćfinału tych rozgrywek, eliminując po drodze renomowany zespół Galatasaray Stambuł. - Gra w europejskich pucharach jest dla nas czymś naprawdę znaczącym - przyznaje Salas.

Gorycz porażki policzanki po raz pierwszy poczuły dopiero dwa tygodnie temu, ulegając drużynie z Rzeszowa 2:3. - Poczułyśmy się zbyt zrelaksowane po dwóch łatwo wygranych setach i później trudno było wrócić do meczu. Nie możemy czuć się zbyt pewnie, niezależnie od tego z kim gramy - stwierdza Gyselle Silva.
- Na Kubie na wpajano, że nigdy nie można dać rywalowi szans, zawsze trzeba go dobić - dodaje Salas.

Zobacz również:
LSK. Trener Błażej Krzyształowicz wprost o sytuacji Grot Budowlanych Łódź. "Jesteśmy teraz pod wodą"
LSK. Mistrz Polski bez szans. Developres SkyRes Rzeszów wyjechał z Łodzi z kompletem punktów

Źródło artykułu: