WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Kevin Małkiewicz

Żużel. To mógł być rekordowy transfer. Klub i zawodnik nie chcieli o tym słyszeć

Mateusz Puka

ZOOleszcz GKM mógł otrzymać naprawdę duże pieniądze za Kevina Małkiewicza. Jednak rozmowy na temat przejścia juniora zakończyły się, zanim na dobre się rozpoczęły. Grudziądzanie nie chcieli słyszeć o transferze.

To tylko pokazuje, jak wielkie nadzieje w Kevinie Małkiewiczu pokładają władze ZOOleszcz GKM-u Grudziądz. Zdolny junior został wypożyczony pod koniec sezonu do Betard Sparty Wrocław i pozostawił tam na tyle dobre wrażenie, że czołowy polski klub był gotowy zrobić naprawdę wiele, by zatrzymać go u siebie na stałe. 

Grudziądzanie doskonale zdają sobie sprawę, że jeśli tylko wyraziliby zgodę na jego odejście, to śmiało mogliby oczekiwać nawet miliona złotych, a ta propozycja zapewne zostałaby zaakceptowana. Małkiewicz ma przed sobą jeszcze pięć lat w roli młodzieżowca, a już teraz można przypuszczać, że w tym czasie będzie wiodącą postacią na swojej pozycji w PGE Ekstralidze. 200 tysięcy złotych za sezon nie wydaje się więc w tym przypadku wygórowaną stawką. W GKM-ie byli tego świadomi, ale uznali, że to nie pieniądze są najważniejsze.

Ostatecznie zwyciężyła u nich sportowa ambicja i chęć stworzenia jednego z najlepszych duetów juniorskich w lidze. W kolejnym sezonie w GKM ścigać się będą Małkiewicz i Kacper Łobodziński, a punkty młodzieżowców mają sprawić, że w Grudziądzu już nie będą drżeć o spadek z ligi. Poza tym klub po latach posuchy chce się wreszcie pochwalić efektami pracy nad adeptami.

ZOBACZ WIDEO: PGE Ekstraliga planuje ważną zmianę w regulaminie. Najlepsze kluby będą miały kłopoty?
 

Z tego właśnie powodu nie zdecydowano się podjąć poważniejszych rozmów na temat oddania zdolnego wychowanka do Wrocławia. Zresztą poważnie o pozostaniu w Sparcie nie myślał też sam zawodnik, który od początku deklarował, że chce dalej współpracować z trenerem Robertem Kościechą, a to było możliwe tylko pod warunkiem kontynuowania kariery w GKM-ie. 

- Mogę jedynie skomentować to tak - nie było żadnych rozmów na temat pieniędzy z Kevinem Małkiewiczem, czy też jego macierzystym klubem. Nie składaliśmy żadnych ofert finansowych. Kevin wiedział, że ma otwarte drzwi do Betard Sparty, bo swoją postawą w poprzednim sezonie na to zapracował. Niemniej zawsze podkreślamy, że każdy zawodnik musi chcieć być częścią tej drużyny i WTS-u, to powinien być jego wybór. Nie wywieraliśmy zatem żadnej presji na zawodniku. Kevin zadeklarował, że wraca do Grudziądza i to uszanowaliśmy - odpowiedział przedstawiciel Sparty, Adrian Skubis.

Małkiewicz nie stoi jednak przed łatwym zadaniem, bo tak naprawdę w PGE Ekstralidze pojechał jeden znakomity mecz. Teraz poprzeczka zawieszona będzie dużo wyżej, a w nowym sezonie zawodnik będzie musiał sobie radzić na nowym sprzęcie, bo ten, z którego korzystał jako zawodnik Sparty był własnością tego klubu i został we Wrocławiu. 

Czytaj więcej:
Kiedy w PZM skończy się wreszcie cierpliwość?
Sparta skomplikowała zadanie Madsenowi
Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

< Przejdź na wp.pl