Adrian Miedziński - prawdziwy bohater Aniołów

Unibax Toruń pokonał na wyjeździe w lany poniedziałek PGE Marmę Rzeszów 44:46. Jednym z głównych bohaterów tych zawodów był zawodnik gości - Adrian Miedziński. - Dokonał on heroicznego wyczynu - chwalił Polaka po meczu sam Jason Crump.

Mateusz Kędzierski
Mateusz Kędzierski
Mecz ligowy w Rzeszowie był dla popularnego "Miedziaka" trzecim startem w zawodach żużlowych w ciągu ostatnich trzech dni. W sobotę 25-letni żużlowiec wystąpił w barwach Unibaksu w pojedynku przeciwko klubowi z Wrocławia. Anioły wygrały to spotkanie 51:39, a sam zawodnik wywalczył wówczas 9 punktów i 2 bonusy. W biegu 9. spowodował jednak upadek Denisa Anderssona. - Ewidentnie to była moja wina. Mocno się rozpędziłem na prostej i chciałem przejść na zewnętrzną, aby wyprzedzić dwóch rywali na raz. Niestety uderzyłem w tylne koło Anderssona. Nic nie mogłem zrobić - tłumaczył torunianin. Adrian Miedziński wskutek swojego manewru także upadł na tor. Po meczu narzekał na ból prawej ręki i żeber. Dzień później czekał go kolejny występ na Motoarenie - finał Złotego Kasku. - Układ jest o tyle dobry, że w niedzielę zawody także odbędą się w Toruniu. Dobrze, że nie będzie aż tak dużo jeżdżenia - mówił przed turniejem Miedziński. Jeździec Aniołów już przed laty stawał na podium tej imprezy. W sezonie 2008 zawodnik zakończył finał Złotego Kasku na trzecim miejscu, a przed rokiem uplasował się tuż za Januszem Kołodziejem. - Nie oglądam się na innych, w tym roku interesuje mnie tylko wygrana. Jak się okazało, pewny siebie "Miedziak" dopiął swego i w sezonie 2011 to on stanął na najwyższym stopniu podium tej prestiżowej imprezy. Po rundzie zasadniczej miał w swoim dorobku 13 punktów, a w biegu dodatkowym zostawił w pokonanym polu Piotra Protasiewicza i to on mógł się ostatecznie cieszyć z końcowej victorii - Szczerze mówiąc po sobotnim upadku w meczu ligowym miałem trochę obawy o swój występ. Praktycznie nie spałem ostatniej nocy, ponieważ dokuczał mi ból. Później było znacznie lepiej i udało mi się przespać kilka godzin przed zawodami. Cieszę się z tego, że udało mi się zwyciężyć - mówił po finale szczęśliwy Miedziński.
Radość Miedzińskiego po triumfie w Złotym Kasku
Jednak na finale Złotego Kasku, żużlowo-świąteczny maraton wychowanka Apatora Toruń się nie skończył. W lany poniedziałek Unibaks Toruń miał walczyć o ligowe punkty w Rzeszowie. W pojedynku z tamtejszą PGE Marmą, Miedziński miał być jedną z czołowych postaci swojej drużyny. Nie mogło być tutaj mowy o zmęczeniu materiału. - Ręka cały czas mi dokucza, ale muszę jeszcze dać z siebie wszystko podczas poniedziałkowego meczu. Dopiero po tych zawodach będę miał trochę czasu, aby się podleczyć przed spotkaniem z Unią Leszno - mówił zmobilizowany. Samo spotkanie rozpoczęło się dla reprezentanta Polski bardzo udanie. W pierwszym swoim starcie Miedziński wraz ze swoim kolegą z pary - Chrisem Holderem, wystartował jak z katapulty i dowiózł do mety podwójne zwycięstwo. W kolejnym biegu musiał jednak uznać wyższość rywali i na mecie był dopiero czwarty. To była jedyna wpadka 25-letniego zawodnika w poniedziałkowym meczu. W kolejnych dwóch biegach dorzucił do swojego dorobku 5 punktów, jednak charakter i prawdziwą wolę walki pokazał w przedostatniej gonitwie dnia. Przed biegami nominowanymi pojedynku Żurawi z Aniołami było 37:41 dla gości. Bieg 14. rozpoczął się od znakomitego wyjścia spod taśmy Rune Holty i Adriana Miedzińskiego. We wszystko wmieszał się jednak zawodnik gospodarzy - Chris Harris, który na wyjściu z pierwszego łuku, ostrym atakiem po krótkiej wypchnął "Miedziaka" pod bandę. Polak na pełnej prędkości wyjechał na zewnętrzną, nie zdołał opanować swojego motocykla i z impetem uderzył w jadącego z tyłu Holtę. Obaj zawodnicy drużyny przyjezdnej bardzo groźnie upadli na rzeszowski tor. Na szczęście po kilku chwilach wstali o własnych siłach. Artur Kuśmierz, sędzia poniedziałkowego meczu, ku uciesze fanów PGE Marmy, z powtórki biegu wykluczył Norwega z polskim paszportem. Niezwykle poobijany Miedziński nie zastanawiał się ani chwili dłużej, tylko wsiadł na motocykl i pognał na linię startu, by wziąć udział w powtórce 14. biegu. Przed drużyną PGE Marmy pojawiła się olbrzymia szansa na korzystny wynik. Gdyby para Harris-Kuciapa pokonała podwójnie obolałego Miedzińskiego, wówczas w całym spotkaniu byłby remis i o końcowym wyniku decydowałby jedynie bieg 15.
Poobijany Miedziński przed powtórką biegu 14.
Powtórzony wyścig 14. rozpoczął się udanym startem osamotnionego zawodnika gości. Gospodarze nie dali jednak za wygraną i po szaleńczych atakach na drugim okrążeniu obaj wyprzedzili torunianina. Miedziński nie poddał się i po chwili rozdzielił parę PGE Marmy, by na ostatnim łuku, po błędzie Macieja Kuciapy o centymetry wygrać bieg. Pewnym stało się to, że torunianie pojedynku z rzeszowianami nie przegrają. Holder w ostatniej odsłonie dnia przywiózł do mety 2 "oczka", a Unibaks wygrał cały mecz 44:46. Po spotkaniu nie bez powodu ojcem sukcesu Aniołów nazwano Miedzińskiego. - Po tak fatalnym upadku dokonał on heroicznego wyczynu - obolały zdołał wygrać bieg czternasty. Z pewnością jest on bohaterem dzisiejszego meczu - mówił o Polaku najlepszy zawodnik spotkania - Jason Crump. - Twardy z niego chłopak - nie krył ciepłych słów pod jego adresem prezes Unibaksu - Wojciech Stępniewski. Adrian Miedziński po prostu pokazał klasę. Niejeden zawodnik po tak groźnym upadku zrezygnowałby z kontynuowania dalszej jazdy w meczu. "Miedziak" zacisnął zęby i zagwarantował korzystny wynik swojej drużynie. Z pewnością kibice "czarnego sportu" w Polsce taką postawę zawodnika na żużlowym torze chcieliby oglądać jak najczęściej. Adrianowi życzymy szybkiego powrotu do pełni zdrowia. Mateusz Kędzierski

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×