Liczę, że sezon 2014 będzie jeszcze lepszy - rozmowa z Alesem Drymlem

W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Ales Dryml szczegółowo analizuje tegoroczne występy. Czech przyznaje, że najbardziej bolesna okazała się dla niego porażka GKM-u podczas meczu w Gdańsku.

W tym artykule dowiesz się o:

Kamil Tecław: Ales, za nami sezon 2013. Jak oceniłbyś swoje starty w tym roku?

Ales Dryml: Ten sezon był dla mnie trochę taką sinusoidą - raz było dobrze, raz źle. Nie spodziewałem się, że w tym roku będę miał aż tyle jazdy. Przed moją pierwszą rundą Grand Prix w Pradze straciłem jeden silnik podczas czwartkowych zawodów ligowych, a w piątek na treningu przed GP drugą jednostkę napędową. To były dla mnie naprawdę ogromne ciosy i ciągle byłem krok do tyłu. Ciężko było zaplanować mi kolejne starty. Myślę, że zaskoczyłem pozytywnie w kilku spotkaniach GKM-u Grudziądz i sezon w Polsce mogę mogę uznać za udany. Oczywiście mogłoby być jeszcze lepiej, ale na przeszkodzie stanęły problemy o których wcześniej mówiłem.

W tym roku broniłeś tytułu Indywidualnego mistrza Europy, ale ostatecznie zająłeś w tych rozgrywkach trzynaste miejsce. Nie jesteś zapewne zadowolony ze swoich występów w SEC?

- Tak jak wcześniej powiedziałem - ten sezon nie był dla mnie łatwy i szczerze mówiąc te występy w SEC nie był dla mnie takie najgorsze. Podczas rundy w Togliatti świetnie wyszedłem w moim pierwszym biegu spod taśmy z czwartego pola i wydawało się, ze motocykl sprawuje się świetnie. W powtórce nie zadbałem jednak dokładnie o doregulowanie sprzęgła i skończyło się na taśmie. Mogłem zdobyć 3 punkty, a tak w programie na sam początek trzeba było wpisać wykluczenie. Podczas powrotu do boksu byłem bardzo zdenerwowany i nie mieściło mi się w głowie, że mogłem popełnić taki błąd. Później myślenie działała już inaczej i ciężko było mi walczyć z przeciwnikami. Te zawody mogły się dla mnie okazać całkiem dobre, a przez głupią taśmę zamieniły się w jedne z gorszych w tym sezonie. Dlatego żużel jest tak pięknym i nieprzewidywalnym sportem.

Sezon 2013 to także kilka występów w cyklu Grand Prix. Nie zaliczysz ich chyba jednak do udanych?

- Starty w tak mocnym gronie wymagają bardzo dużo wysiłku i zaangażowania. Ważnym elementem jest tutaj także logistyka. Ja do tego cyklu nie byłem przygotowany przed rozpoczęciem sezonu, ale ze względu na nieszczęście kolegów wystąpiłem w kilku rundach. To dla mnie kolejne bardzo cenne doświadczenie.

W trakcie sezonu doszedłeś do porozumienia z działaczami grudziądzkiego klubu i od razu stałeś się mocnym ogniwem drużyny. Jak ocenisz swoje starty w GKM-ie Grudziądz?

- Zawsze byłem gotowy do startów i czekałem na telefon. Ostatecznie się dogadaliśmy i od tego czasu wyniki zespołu poszły w górę. Muszę przyznać, że razem z chłopakami bardzo cieszyliśmy się z każdego zwycięstwa. Było świetnie i atmosfera zarówno podczas spotkań na własnym torze, jak i tych wyjazdowych była kapitalna. To był dobry sezon.

Czego twoim zdaniem zabrakło Grudziądzowi do awansu do Ekstraligi?

- Wiedzieliśmy, że ostatnie spotkanie w Gdańsku musimy wygrać, żeby awansować do Ekstraligi. Naprawdę wierzyłem, że może nam się to udać. Przecież w rundzie zasadniczej tam wygraliśmy. Dlaczego mielibyśmy tego nie powtórzyć? Włożyłem masę wysiłku, aby tego dnia być perfekcyjnie przygotowanym. Na Grand Prix w Sztokholmie zorganizowałem inny sprzęt od brata Lukasa. Podzieliłem mój team i koncentrowałem się na tym decydującym spotkaniu. Spotkanie od początku nie układało się po naszej myśli. Nic tego dnia nie szło tak jak powinno.

W najważniejszym spotkaniu w Gdańsku kompletnie zawiedliście. Analizowałeś to spotkanie?

- W tych pierwszych wyścigach chyba za bardzo odczuwaliśmy presję. Zaczęły się różne wykluczenia, taśmy i było bardzo nerwowo. Chyba tylko w jednym biegu czułem, że mogę coś zdziałać. Jechałem w kontakcie z przeciwnikami, ale przy próbie przedarcia się na trzecią lokatę - upadłem. Reszta wyścigów także była fatalna. W jednym z nich po starcie miałem nawet szanse wyjść na prowadzenie, ale znów doszło do kontaktu z zawodnikiem Wybrzeża. Rozpoczęły się problemy sprzętowe. Niby awaria łańcucha to nie jest wielki problem, ale byłem nieszczęśliwy, ponieważ mój motocykl po uderzeniu w dmuchaną bandę, wylądował na mojej prawej nodze. Odczuwałem spory ból, ale myślałem, że wszystko będzie ok - myliłem się. Wróciłem do swojego boksu i wiedziałem, że ten mecz jest przegrany zarówno dla mnie, jak i dla drużyny. Kiedy patrzałem na nasz zespół wiedziałem, że to nie jest nasz dzień. Podczas zebrania wszyscy byliśmy bardzo przygnębieni. Powiedziałem jednak trenerowi, że pomogę jak tylko będę mógł. Sport po raz kolejny okazał się nieprzewidywalny.

Wiedziałem, że to nie jest nasz dzień - wspomina bolesną porażkę GKM-u w Gdańsku, Ales Dryml
Wiedziałem, że to nie jest nasz dzień - wspomina bolesną porażkę GKM-u w Gdańsku, Ales Dryml

Jak przedstawiają się twoje rozmowy kontraktowe z polskimi klubami? 

- Chcę kolejny rok ścigać się w polskiej lidze. Liczę, że sezon 2014 będzie jeszcze lepszy od poprzedniego. Rozmawiam z kilkoma klubami i czekam na rozwój wydarzeń.

Jest szansa, że pozostaniesz w Grudziądzu? Rozmawiasz z działaczami na temat kontraktu?

- Bardzo chciałbym w następnym sezonie cieszyć grudziądzkich kibiców swoją jazdą. W tym momencie jesteśmy cały czas na etapie negocjacji i zobaczymy co się wydarzy.

W trakcie sezonu odniosłeś także kontuzje w Togliatti. Z twoim zdrowiem jest już wszystko w porządku?

- Miałem w tym roku trochę pecha. W Rosji złamałem obojczyk, mecz w Gdańsku przyniósł uraz kostki, a podczas ostatniego spotkania sezonu w Pradze złamałem żebro. Teraz chcę po prostu odpocząć, ale już powoli przygotowuje się do przyszłorocznych startów. Trenuje fitness i z dnia na dzień treningi będą coraz bardziej intensywniejsze.

Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!

Źródło artykułu: