Kara finansowa dla Włókniarza? Prezes klubu wyjaśnia i apeluje do GKSŻ

WP SportoweFakty / Tomasz Kudala
WP SportoweFakty / Tomasz Kudala

GKSŻ może ukarać klub z Częstochowy za złamanie procedury dotyczącej meczu zagrożonego. Prezes Michał Świącik apeluje do władz polskiego żużla, żeby do sytuacji Włókniarza podejść ze zrozumieniem.

Spotkanie pomiędzy Eko-Dir Włókniarzem Częstochowa a Renault Zdunek Wybrzeżem Gdańsk nie doszło do skutku ze względu na opady deszczu. Sędzia decyzję o przełożeniu meczu podjął tuż po godzinie 13:00. Drużyny będą musiały spotkać się jeszcze raz w nowym terminie. Dla jednej i drugiej ekipy to dodatkowy koszt.

Większy problem mogą mieć jednak częstochowianie, bo GKSŻ może ich ukarać za złamanie procedury dotyczącej meczu zagrożonego. - Tor został ubity dopiero w sobotę, a nie w piątek. To złamanie regulaminu. Klubowi grozi kara od tysiąca do stu tysięcy złotych - mówił już wcześniej w rozmowie z naszym portalem Leszek Demski.

O komentarz do całej sytuacji poprosiliśmy prezesa klubu z Częstochowy. - Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, żeby tor był jak najlepiej przygotowany na niedzielne opady deszczu, o których mówiły wszystkie możliwe prognozy - mówi w rozmowie z portalem WP SportoweFakty Michał Świącik.

- W piątek o godzinie 16:00 w Częstochowie odbył się trening, który planowaliśmy od tygodnia. Mniej więcej w tym samym czasie przyszła do klubu informacja, że mecz otrzymał status zagrożonego. Zgodnie z regulaminem, od godziny 20:00 tor powinien być ubity i gotowy do odbioru wody. Trening trwał do godziny 19:00. Po jego zakończeniu nasz toromistrz stwierdził, że na torze są koleiny. Nie można było tego tak zostawić, bo później stałaby w nich woda. Podjęliśmy zatem decyzję, że trzeba lekko zbronować tor i następnie go ubić. Toromistrz robił to od godziny 19:00 i po prostu nie zdążył. Wszystko było gotowe w sobotę w południe. Mieliśmy wtedy idealnie ubity tor - wyjaśnia Świącik.

Częstochowski tor został zresztą w niedzielę odebrany i otrzymał dobrą ocenę od sędziego spotkania. Michał Świącik liczy, że władze polskiego żużla będą wyrozumiałe dla jego klubu. - Co zmienia fakt, że nie przygotowaliśmy toru do godziny 20:00 w piątek, a zrobiliśmy to do południa dnia następnego? Nie chcieliśmy odwoływać treningu, bo w piątek i sobotę w Częstochowie świeciło słońce. Mamy naprawdę świetnego toromistrza, który przykłada się do swojej pracy. Chciał zrobić wszystko jak najlepiej. Nie zamierzał przygotowywać toru na wariata. Mam nadzieję, że władze polskiego żużla podejdą do tematu ze zrozumieniem. Na Częstochowę trzeba spojrzeć zresztą szerzej. Nasz tor ma bardzo dobrą opinię, na którą pracowaliśmy latami. Jest zawsze właściwie przygotowany i można na nim zobaczyć doskonałe ściganie. W Polsce są dwa obiekty, które są zawsze idealne na całej szerokości. Poza naszym jest to toruńska Motoarena. To jest świadectwo jak pracujemy. Ważne są także opinie zawodników, którzy podkreślają, że u nas nigdy nie ma pułapek ani dziur. Wydajemy tysiące złotych tygodniowo na obsługę maszyn, które pracują na torze. W innych klubach ciężki sprzęt wyjeżdża dwa lub trzy razy do roku. Wierzę, że to wszystko zostanie wzięte pod uwagę. Jeszcze raz podkreślam, że nasz toromistrz robił wszystko dla dobra niedzielnych zawodów - tłumaczy prezes Włókniarza.

ZOBACZ WIDEO Jak świat zapamięta Rio po igrzyskach? (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Źródło artykułu: