Stefan Smołka. Powroty do przeszłości: Veni, vidi, vici - Jana Palucha

Materiały prasowe / Jan Paluch na motocyklu z wózkiem - fot. Fundacja im. Jana Palucha
Materiały prasowe / Jan Paluch na motocyklu z wózkiem - fot. Fundacja im. Jana Palucha

Jan Paluch - czy ktoś pamięta takie nazwisko? Świetny polski motocyklista pochodzący ze Lwowa, korzystając ze skromnego wyboru osiadł po wojnie na stałe w Bytomiu. Stał się znakomitym obywatelem starego śląskiego grodu.

W tym artykule dowiesz się o:

Jako zawodnik reprezentował barwy bytomskiej Polonii, a na krótko również Budowlanych z Rybnika. W wieku czternastu lat, razem z rodziną przez wojenną zawieruchę, w 1945 roku został wypędzony z bajkowej krainy dzieciństwa. Od małego tryskał niewiarygodną energią. Gdy już dosiadł motocykla, to chciał być wszędzie tam, gdzie cokolwiek się w temacie działo. Nie tylko meldował się na starcie licznych imprez, ale wiele z nich potrafił wprost wygrywać - podług maksymy Juliusza Cezara: "veni, vidi, vici" - przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem. Taki był Jan Paluch.

Żużel nie był dla Janka Palucha ani pasją jedyną ani najważniejszą. Władysław Pietrzak napisał o nim: "prawdziwe dziecko z Bardzo Przyjemnego Miasta, pięknie bałakające po lwowsku, jeżdżące na motocyklu tak, jakby się na nim urodził". Pan Władysław, ikona dziennikarstwa, pionier powojennego polskiego żużla, który z Warszawy również "zesłany" został na Górny Śląsk, przypomniał, że klub Polonii Bytom stworzyli po wojnie lwowiacy, swoistą namiastkę kresowej potęgi sportowej Pogoni Lwów, najsilniejszego polskiego klubu przed wojną. Notabene podobnie było z klubami Odry Opole i Piasta Gliwice, których wspólnym rysem pozostały niebiesko-czerwone barwy klubowe, nawiązujące do lwowskiej Pogoni. Nawiasem mówiąc dzisiejsza lwowska Pogoń, nazywana klubem Polaków, resztkami sił walczy o przetrwanie. Apelujmy o pomoc dla założonej przez licealistów w 1904 roku niezłomnie wciąż polskiej Pogoni Lwów!

Pierwszym powojennym prezesem sekcji motocyklowej klubu Polonia w Bytomiu został Roman Paluch, prywatnie ojciec Jana. To potwierdza rolę lwowiaków w organizowaniu klubu. Pod okiem ojca, zrzeszony w Polonii piętnastoletni Jan Paluch już "pozwalał sobie" na efektowne zwycięstwa. Wygrał m.in. mistrzostwo Polski w wyścigach motocykli z wózkiem, a dwa lata później zwyciężył w Międzynarodowym Maratonie Motocyklowym. Od 1948 roku na blisko sześć lat wszedł odważnie w "czarny sport" i zaskakująco dobrze sobie w tej materii radził. Dla tak niepokornej i wszędobylskiej duszy to jednak wciąż nie było to. Zbyt ciasno, zbyt jednostronnie, słowem - zbyt nudno. W 1953 roku w rajdzie motocyklowej Sześciodniówki zdobył złoty medal, wielokrotnie startował w głośnych, by nie powiedzieć kultowych, Rajdach Tatrzańskich, wygrywając w swoich kategoriach w latach 1951, 1954, 1956. W jego ulubionej konkurencji motocyklowych rajdów szosowo-terenowych dwukrotnie wygrał klasę (pojemnościową) motocykli 350 cc - lata 1952 i 1957. Uwielbiał też ekstremalne popisy na motocrossie, gdzie też niewielu miał sobie równych. Powoli rodzi się książkowe opracowanie biografii tego wybitnego sportowca i nietuzinkowego człowieka. Prosimy o info, by nie zatarł się żaden ślad, jaki nam potomnym niesamowity Jan Paluch zostawił.

Jan Paluch z wieńcem laurowym - fot. Fundacja im. Jana Palucha
Jan Paluch z wieńcem laurowym - fot. Fundacja im. Jana Palucha

Wracając do speedwaya, Jan Paluch z Polonią Bytom był wyróżniającym się uczestnikiem pierwszego sezonu w polskiej żużlowej lidze. Po, jakże mało obiektywnych a bardzo dyskusyjnych, eliminacjach bytomianie znaleźli się w drugiej lidze 1948 roku, ale, dzięki m.in. naszemu bohaterowi Paluchowi, Polonia, wraz z drużyną RKM Rybnik, awansowała do ekstraklasy. Kolejny sezon 1949 roku okazał się dla Bytomia nadspodziewanie udany, gdyż Polonia otarła się o miejsce medalowe. Jan Paluch był najlepszym, obok Jerzego Jankowskiego, zawodnikiem bytomskiego klubu i jednym z czołowych wówczas żużlowców w Polsce.

Najlepszym potwierdzeniem żużlowej klasy bytomianina z lwowskim rodowodem był pierwszy w historii zunifikowany jednodniowy finał indywidualnych mistrzostw Polski na żużlu, rozegrany wobec piętnastu tysięcy widzów w dniu 23 października 1949 roku w Lesznie. Jan Paluch sprawił wtedy największą sensację, ulegając tylko niezwyciężonemu Alfredowi Smoczykowi i równie sławnemu Eugeniuszowi Zenderowskiemu, gromiąc po drodze takie ówczesne tuzy jak Ludwik Rataj i Bonifacy Spitalniak z Ostrowa Wielkopolskiego, Jan Najdrowski z Grudziądza, Paweł Dziura z Rybnika, Tadeusz Kołeczek z Łodzi czy też przede wszystkim Henryk Woźniak i Józef Olejniczak z klubu gospodarza - LKM Leszno. O tytule zadecydował siódmy wyścig dnia, zakończony kolejnością odwzorowaną potem w końcowej klasyfikacji. W tym pasjonującym wyścigu trójka dotąd niepokonanych "podzieliła się" poniekąd medalami IMP 1949.

Jan Paluch był wyjątkowym człowiekiem czynu, o szerokich horyzontach myślowych, bardzo lubianym wszędzie, gdzie się pojawił. Dla każdego miał uśmiech serdeczny, nikomu nie skąpił przyjaznej dłoni. Za bardzo lubił rozległe przestrzenie ("Hej, hej, hej sokoły / Omijajcie góry, lasy, doły"), by pozostać dłużej przy żużlu. Stąd pewnie jego decyzja o rezygnacji z "czarnego sportu" na rzecz innych motocyklowych wyzwań. Po opuszczeniu Rybnika w 1953 roku jeszcze przez wiele lat słychać było o wyczynach rajdowych i crossowych walecznego Jana Palucha z Bytomia.

Gdy już odstawił motocykl dla sportowego wyczynu, automatycznie stał się aktywnym działaczem w mieście, w bytomskim cechu rzemiosł. Z poświęceniem latami służył dla dobra miasta, w którym z całą rodziną osiadł.

Jan Paluch odszedł cichutko 23 maja 2002 roku. Pozostawił dobro, jakie za życia rozsiewał. Bezlitosny czas zaciera kontury faktów. Niepodsycane permanentną opowieścią legendy gasną. Na szczęście pełen energii wnuk Jana Palucha, notabene jego imiennik, wziął się aktywnie za ocalanie dziadka od zapomnienia. Stworzył fundację jego imienia i pieczołowicie gromadzi materiały. Ich sukcesywne ujawnianie sprawi, że postać Jana Palucha - wielkiego Ślązaka ze Lwowa - z całą pewnością ożyje. Na chwałę Jego samego i nas wszystkich.

Stefan Smołka

ZOBACZ WIDEO Marek Cieślak i Jarosław Hampel nie czytają wypowiedzi Roberta Dowhana. Tak jest lepiej

Źródło artykułu: