WP SportoweFakty / Ilona Jasica / Na zdjęciu: Dawid Lampart na prowadzeniu

Dominacja odbije się na wizerunku ligi

Artur Babicz

Dużo wskazuje na to, że Stal Rzeszów może zdecydowanie zwyciężyć drugoligowe rozgrywki. Prezes Ireneusz Nawrocki zbudował prawdziwy "Dream Team" z Gregiem Hancockiem i Tomaszem Jędrzejakiem na czele. Tylko czy to nie wpłynie negatywnie na ligę?

W nadchodzącym sezonie 2. Ligi Żużlowej będzie można zobaczyć naprawdę duże nazwiska. W najniższej klasie rozgrywkowej będą jeździć zarówno uznani żużlowcy (m.in. Greg Hancock, Tomasz Jędrzejak czy Sebastian Ułamek), jak i młodzi zawodnicy z dużym potencjałem (m.in. Bartosz Smektała, Dominik Kubera czy Frederik Jakobsen).

Jednak mimo wszystko, wiele wskazuje na to, że żaden z zespołów nie będzie mógł się równać do Stali Rzeszów. Prezes Ireneusz Nawrocki zakontraktował zawodników, którzy na papierze posiadają największą jakość i to właśnie ekipa z Podkarpacia powinna zdominować te rozgrywki. Czy taki dominator może będzie korzystny dla rozgrywek z marketingowego punktu widzenia?

- Gdy w lidze jeden zespół dominuje nad pozostałymi, nie jest to korzystne dla całych rozgrywek. Zyski czerpie głównie dominator, a kibice tracą zainteresowanie. Nie ma emocji, które są najważniejszym czynnikiem działającym na fanów sportu. W takiej sytuacji przegrywają wszyscy - mówi Andrzej Soboń z agencji marketingu sportowego Arskom Group.

Inne zdanie jednak prezentuje Paweł Chmielowski, Prezes agencji Sport Analytics. -Patrząc przed sezonem na składy to oczywiście występuje takie ryzyko. W pierwszej kolejności trzeba podkreślić, że wzrośnie poziom ligi i to jest najważniejsze - mówi Chmielowski. - Nie przekreślałbym również szans innych ekip. Kolejarz Opole i MDM Komputery TŻ Ostrovia zbudowały silne zespoły, z którymi należy się liczyć. Dodatkowo PSŻ Poznań również może sporo namieszać, szczególnie na własnym torze. Sądzę, że tegoroczne rozgrywki dadzą większą jakość ludziom przychodzącym na mecze - dodaje Prezes agencji Sport Analytics.

Ewentualna dominacja jednego klubu może okazać się szczególnie niekorzystna w momencie, w którym uda dopiąć się przeprowadzenie transmisji telewizyjnych z meczów najniższej klasy rozgrywkowej. - Biorąc hipotetyczny przykład. Stal Rzeszów będzie miała dużą przewagę punktową w tabeli i będzie miała spotkanie u siebie. Mecz jest rozgrywany o 12:00, bo trzeba zdążyć z transmisją. Klub nie musi wystawiać najlepszych zawodników, bo nawet "średniacy" objadą rywala z bonusem. W takiej sytuacji kibic nie ma motywacji zarówno w postaci czysto sportowej, jak i rozrywkowej. Wówczas robi się z tego nudny produkt, ponieważ nie ma w nim emocji - mówi Andrzej Soboń.

Natomiast jeszcze niekorzystniej prezentuje się sytuacja gdyby zdecydowano się na przeprowadzenie retransmisji takich spotkań. - Wysoka wygrana faworyta znana jest dzień wcześniej, więc nie ma żadnej motywacji do tego, aby oglądać takie spotkanie. Obejrzą je jedynie najbardziej zagorzali fani obu zespołów. W takim przypadku niewątpliwie ucierpiałby wizerunek całej ligi, sponsorów, jak i telewizji - podsumowuje Soboń.

ZOBACZ WIDEO Finał PGE Ekstraligi to był majstersztyk w wykonaniu Fogo Unii 
Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

< Przejdź na wp.pl