WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Janusz Kołodziej

Żużel. Janusz Kołodziej o wnioskach z pierwszej porażki, sprzęcie i celach swoich oraz Fogo Unii Leszno [WYWIAD]

Maciej Kmiecik

- Kto wie, czy gdyby nie ten pierwszy nieudany mecz, dalej bym nie błądził. Wnioski po tym spotkaniu zostały wyciągnięte. Mniejsza presja? Nie ma czegoś takiego. Jedziemy po to, by znów wygrać ligę - mówi Janusz Kołodziej, żużlowiec Fogo Unii Leszno.

Maciej Kmiecik, WP SportoweFakty: Ile czasu spędza pan w warsztacie? Pytam o to w kontekście tego, jak ważne we współczesnym żużlu jest dopasowanie sprzętu?

Janusz Kołodziej (żużlowiec Fogo Unii Leszno): Teraz, kiedy trwa sezon mogę się bardziej skupić na treningach niż doglądaniu sprzętu. Zimą od rana do nocy przesiadywałem w warsztacie z przerwą na trening ogólnorozwojowy. Godziny poświęcone na pracę w warsztacie nie poszły na marne, bo udało mi się uzyskać to, co chciałem w sprzęcie. Opłacało się to wszystko.

Na ile pan sam dogląda sprzętu, ale ile pracy wykonują mechanicy?

Cały czas staram się mieć coś do roboty w warsztacie, ale mamy to teraz fajnie poukładane. Zgrana, dobra ekipa to podstawa. Grubszą pracę wykonują chłopaki z teamu, ale ja lubię doglądać szczegóły i drobiazgi. Do mnie należy umycie kilku rzeczy, poskładanie czegoś tam przy motocyklach. Z warsztatem cały czas mam kontakt, ale nie tyle, co w zimie. Poza sezonem dzień w dzień od godziny 10 do 22 wieczorem pracowałem w warsztacie.

Od początku sezonu czuł się pan szybki, czy jednak po przegranym pierwszym meczu z Moje Bermudy Stalą Gorzów, poszły korekty sprzętowe praktycznie u każdego zawodnika Fogo Unii Leszno?

Wiadomo, że od pierwszego meczu liczyłem na dobry wynik, bo wiem, że stać mnie było na to. Okazało się jednak, że mieliśmy mały defekt w motocyklu. Nie zauważyliśmy tego po tej dużej ilości treningów przedsezonowych. Ta drobna usterka strasznie mieszała mi podczas zawodów. Raz czułem się szybki, a za chwilę nie.

ZOBACZ WIDEO Apator traci przez Motoarenę. Per Jonsson tłumaczy, co jest problemem 

Jak sobie z tym pan poradził?

Zaraz po pierwszym meczu odbyliśmy naprawdę szczerą rozmowę w teamie. Jeszcze raz to wszystko poukładaliśmy, kto odpowiada za każdy detal. Podzieliśmy pracę pomiędzy cały zespół i od tego momentu zaczęło to naprawdę fajnie funkcjonować, a wyniki poszły do przodu. Kto wie, czy gdyby nie ten pierwszy nieudany mecz, dalej bym nie błądził. Wnioski po tym spotkaniu zostały wyciągnięte, choć błędy popełnia się przecież cały czas. Na pewno jest ich teraz mniej.

Świetna średnia 2,319 i czwarte miejsce wśród najskuteczniejszych żużlowców PGE Ekstraligi. Jaka jest recepta Janusza Kołodzieja na ta wysoką formę?

Między innymi praca przy sprzęcie. To jest moim zdaniem podstawa. Szybkie motocykle są najważniejsze, a kolejna sprawa to jak najlepiej trzeba czuć ten sprzęt.

Drugie miejsce w PGE IMME, zwycięstwo w kwalifikacji do GP Challenge i drugie miejsce w Złotym Kasku. To pana świetne wyniki sprzed nieco ponad tygodnia. Czy po któryś z tych zawodów czuł pan jednak niedosyt?

Zależy jak na to popatrzę. Gdyby spojrzeć na te wyniki, że trzeba wszystko wygrywać, to niedosyt będzie, bo dwa razy zająłem drugie miejsce. Miałem jednak totalnie luźne podejście do tych zawodów i to poskutkowało. Pracuję nad tym, by mój poziom stresu był jak najniższy. Najmniej jestem zadowolony z tego ostatniego spotkania w Toruniu. Myślę, że musiało dojść do takiego momentu. Od nowa muszę się zresetować i przemyśleć kilka rzeczy.

Wystartuje pan w Grand Prix Challenge. W wieku 37 lat można myśleć o powrocie do cyklu Grand Prix?

Można próbować. Nie podchodzę do tego tematu jakoś szczególnie spięty i nie nastawiam się, że muszę wrócić do Grand Prix. Wiem, że im na większym luzie pojadę, tym wynik może być lepszy. Wszystko jest możliwe. Są możliwości i nadzieje na awans, ale nie jest to mój główny cel. Zobaczymy, w jakiej kondycji będę w Żarnovicy. Mam nadzieję, że dalsza część sezonu będzie układała się podobnie, jak ta pierwsza. Po takim meczu, jak ten ostatni w Toruniu jest lekki niepokój, ale wiem, czego chcę i wydaje mi się, że nie powinno być źle.

Przejdźmy do rozgrywek PGE Ekstraligi. We Wrocławiu Fogo Unia Leszno przegrała 43:47. W rewanżu uda się wygrać z bonusem?

Przede wszystkim chcemy wygrać, bo to jest podstawa, a niewiele brakuje do bonusa, bo wynik w pierwszym meczu był na styku. Wszystko jest możliwe, ale Betard Sparta Wrocław jest piekielnie mocna w tym roku. Spodziewam się, że u nas też będą silni. Pytanie, w jakiej my będziemy dyspozycji? Nie wygrywamy u siebie jakoś szczególnie wysoko, więc możemy spodziewać się bardzo wyrównanego spotkania.

Z drugiej strony zdajecie sobie sprawę, że porażka z Betard Spartą może wyrzucić pana zespół z play-offów?

Rzeczywiście, tabela jest tak na styku, że kolejna porażka na swoim torze, może mocno skomplikować sytuację. Zdajemy sobie sprawę, jak ważne jest to spotkanie, ale będziemy robić wszystko, by je wygrać. To jest tylko sport.

Fogo Unia Leszno ma jeszcze mecze u siebie z GKM i Motorem oraz wyjazd do Zielonej Góry. Teoretycznie możecie zdobyć komplet punktów, ale pojedziecie też z zespołami, które walczą o być albo nie być w PGE Ekstralidze lub w play-offach. W takich meczach chyba wszystko się może zdarzyć?

Zdecydowanie tak. Ten rok jest bardzo przewrotny. Ciężko cokolwiek przewidzieć. Nie lubię wróżyć z fusów. Jestem zawodnikiem, który zawsze się stara, ale niestety nie wychodzi w każdym meczu, tak jakby się chciało.

Fogo Unia nie jest wymieniana jako kandydat do kolejnego mistrzostwa. Jest mniejsza presja na złoto w tym sezonie?

Absolutnie nie. W moim odczuciu nie ma czegoś takiego, jak mniejsza presja. Nie zwracam uwagi na to, co ludzie mówią, jak typują i kogo widzą w roli faworyta. Wiem, co jest w naszym obozie i na pewno nie jedziemy po to, żeby jechać, tylko, by wygrać ligę i obronić tytuł.

W zespole borykacie się z problemami sprzętowymi. Emil Sajfutdinow czy Piotr Pawlicki mieli jeszcze niedawno większe lub mniejsze kłopoty. Czy wy między sobą rozmawiacie, wymieniacie się spostrzeżeniami o tunerach itp. W trakcie sezonu chyba nie łatwo dostać się do topowego tunera?

Każdy próbuje wszystkiego, czego się da. Jeżdżę na silnikach Ashleya Holloweya i mi one pasują. Piotrkowi Pawlickiemu w tym roku nie odpowiadały te silniki. Nic mu zatem nie da, że będę opowiadał, że ja się na nich dobrze czuję. U Emila Sajfutdinowa jest zupełnie inna sytuacja. Chłopaki szukają różnych możliwości, testują, sprawdzają. Każdy z nas jest inny, ma inny styl jazdy, jeździ na różnych ustawieniach motocykli. To, że mi odpowiada charakterystyka silników od Ashleya Holloweya, nie oznacza, że moje wskazówki coś pomogą.

To jest bardzo indywidualna kwestia…

Dokładnie. Ciężko to nawet wytłumaczyć komuś z boku. My jeździmy na tych motocyklach i je czujemy. Wiem, że będąc po drugiej stronie barykady trudno to zrozumieć. Jest silnik i silnik. W żużlu to wszystko jest tak wyżyłowane, że jeden silnik może komuś pasować idealnie, a drugi powie, że jest to beznadziejne.

11 lipca w Lesznie odbędzie się finał Indywidualnych Mistrzostw Polski. Pojedzie pan o kolejne złoto do kolekcji?

Zakwalifikowałem się do finału i mam szansę jazdy. Na torze w Lesznie nie wszystko układa mi się w tym sezonie idealnie. Dużo pracy przede mną. Mam jeszcze różne możliwości i opcje sprzętowe. Chciałbym się jeszcze może trochę "douczyć" tego toru przed meczem ze Spartą i finałem IMP. Wiele zależy od tego, jaki tor będzie tego dnia. Czasami jest tak, że wszystko idealnie pasuje, a są momenty, że nie mogę się pozbierać. Podobnie było w zeszłym roku w finale IMP. W czwórce skończyłem, ale nic więcej nie zdziałałem. Zobaczymy, jak będzie teraz.

Zobacz także: "Falubaz miał dziewięciu rywali"
Zobacz także: Zostało jeszcze 2,5 kg czasu i 2,5 mln do zebrania
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

< Przejdź na wp.pl