Grand Prix Czech w czasach pandemii. Restrykcje są. Mało kto ich przestrzega, ale "pokuta" boli po kieszeni
Patrząc na obostrzenia związane z wjazdem do Czech, mogłoby się odechcieć wizyty w Pradze. W praktyce wygląda to inaczej niż na papierze. Sąsiedzi do restrykcji podchodzą liberalnie. Lepiej jednak nie przekonywać się, co grozi za ich złamanie.
Od 9 lipca w reakcji na odnotowane w Czechach przypadki wariantu Delty koronawirusa zaostrzone zostały zasady dotyczące wykazywania przez podróżujących tzw. bezinfekcyjności. Podróżujący z Polski do Czech mają obowiązek okazania zaświadczenia o przyjęciu pełnego szczepienia, od którego minęło 14 dni. W przypadku przejścia choroby musi minąć nie więcej niż 180 dni. Do wjazdu wystarczy też paszport COVID-owy. Czytając te wytyczne na stronie Ministerstwa Spraw Zagranicznych wydawać by się mogło, że na przejściu granicznym czeka nas kontrola.
Na granicy bez kontroli
Nic bardziej mylnego - w drodze na żużlowe Grand Prix minęliśmy granicę w Kudowie Zdroju bez żadnych przeszkód i kontroli. Dopiero w stolicy Czech w niektórych hotelach wymagane jest przedstawienie jednego z powyższych zaświadczeń.
Dziennikarze akredytowani podczas Grand Prix Czech musieli okazywać paszport COVIDowy, wypełniać specjalną ankietę i dopiero wówczas otrzymywali przepustki do wejścia na stadion. Ale o wstępie do parku maszyn nie można było nawet pomarzyć. Po zawodach fotoreporterzy obrabiali i wysyłali zdjęcia w skrajnie trudnych warunkach, siedząc na parkingu z laptopem na kolanach. Biuro prasowe w czasach pandemicznych bowiem nie funkcjonuje, a jego brak trudno jakoś logicznie wytłumaczyć.
ZOBACZ WIDEO To pięta achillesowa cyklu Grand Prix. Potrzeba reformy!
Czesi dmuchają na zimne
W Czechach nie odnotowano jeszcze jakiegoś drastycznego skoku zachorowań na COVID-19, w szczególności na wariant Delta. Średnia liczba przypadków z ostatnich 7 dni wynosi niespełna 250. To jednak dwa razy więcej niż przed miesiącem. - Władze, wprowadzając nowe restrykcje, wolą dmuchać na zimne. W publicznych środkach transportu zakładajcie maski - dodaje Janu.
Liberalne podejście
W restauracjach i kawiarniach, nawet jeśli przepisy nakazują obowiązek posiadania masek, nikt ich nie respektuje. Praktycznie nikt nie nosi tam masek. Do czasu zajęcia miejsca przy stoliku lepiej jednak założyć maskę, by nie narazić się na mandat.
- Teraz jest już więcej turystów, ale do tłumów sprzed pandemii jeszcze daleko. Zauważyłem jednak, że Czesi - w przeciwieństwie do Polaków w kurortach - wcale nie wywindowali cen, próbując się szybko odkuć. Piwa w centrum można się napić już nawet za 35 koron. Są oczywiście miejsca blisko starówki, gdzie jest drożej, ale generalnie ceny nie szokują - dodaje Grzonka. - Praga powoli wraca do życia, choć do tego, co było jeszcze kilka lat temu, daleko.
W sobotnie południe w najbardziej reprezentacyjnych miejscach Pragi tłumów rzeczywiście nie ma. Spotkać można kibiców, ubranych w narodowe barwy lub koszulki swoich idoli, ale trudno to nawet porównywać do normalnych czasów sprzed pandemii, gdy na Moście Karola poruszało się w żółwim tempie, wśród setek, jeśli nie tysięcy turystów z różnych zakątków Europy i świata.
Żużlowe Grand Prix Czech od 25 lat przyciągało do Pragi tłumy kibiców. Z Polski w początkowych latach jeździło po kilkanaście autokarów i kilkaset, jeśli nie kilka tysięcy samochodów z naszymi rodakami, którzy wspierali Tomasza Golloba. Marketa była biało-czerwona. To były jednak inne czasy. Wtedy wstęp kosztował w przeliczeniu na złotówki znacznie mniej. W końcówce ubiegłego wieku było to nieco ponad 20 złotych. Obecnie za najtańszy pakiet biletów na dwudniowe zawody, nawet z 20-procentowym rabatem trzeba zapłacić około 400 złotych.
Do Pragi przyjechało także sporo fanów z Wrocławia. Oni rzecz jasna trzymają kciuki za Macieja Janowskiego. - Ważne, żeby na koniec zawodów odegrali Mazurka Dąbrowskiego. Obojętnie dla kogo - mówią polscy kibice. W piątek mogli odśpiewać hymn na cześć zwycięzcy, Janowskiego.
Jeśli ktoś chce odwiedzić stolicę Czech, niekoniecznie przy okazji zawodów Grand Prix, śmiało może przyjeżdżać. Kilka dni czy weekend w Złotej Pradze to gwarancja atrakcji, a w obecnych realiach praskie zabytki można zwiedzać w spokoju, bez tłumu turystów, którzy w czasach przed zarazą byli jedną z wizytówek stolicy Czech.
Z Pragi Maciej Kmiecik
Zobacz także: Janowski przebił wyczyn Golloba
Zobacz także: Praga rozkochała się w Janowskim
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>