Bartłomiej Mróz: Gdy nie ma się ręki, można usiąść i płakać. Ale można też zostać wicemistrzem świata

- Sportowi podporządkowałem całe życie. Mam medale mistrzostw świata i Europy, teraz moim celem jest start w igrzyskach olimpijskich w Tokio – mówi Bartłomiej Mróz, aktualny wicemistrz Europy i podwójny wicemistrz świata w parabadmintonie.

Paweł Kapusta
Paweł Kapusta

WP SportoweFakty: Nie ma pan ręki. Niejeden powiedziałby: przykra sprawa.

Bartłomiej Mróz: Powiedziałby, ale co mam zrobić? Załamać się? Nie oczekuję od nikogo współczucia, taryfy ulgowej czy zagłaskiwania. Trzeba sobie w życiu jakoś radzić.

Pan sobie radzi całkiem nieźle.

- Nie narzekam. Niedawno obroniłem tytuł wicemistrza Europy w grze singlowej, a w deblu sięgnąłem po medal złoty. Poza tym jestem aktualnym podwójnym wicemistrzem świata - w grze pojedynczej i podwójnej. Badmintonowi podporządkowałem całe życie. Trenuję sześć dni w tygodniu, Polski Związek Badmintona uznał, że prezentuję na tyle wysokie umiejętności, że mogę ćwiczyć z zawodnikami pełnosprawnej reprezentacji.
Potrafi pan wymienić wszystkie zdobyte tytuły?

- Najważniejsze są te, które już wymieniłem, czyli najbardziej aktualne. Ale to tylko kwestie sportowe. Proszę pamiętać, że pozostaje jeszcze radzenie sobie w życiu codziennym. Osoby pełnosprawne nie zdają sobie nawet sprawy, jak trudno jest wykonywać podstawowe, życiowe czynności używając jednej ręki. A co dopiero profesjonalne uprawianie sportu, generującego ogromne obciążenia.

O jakich czynnościach na przykład pan mówi?

- Jeśli chodzi o sport - podciąganie na drążku, ćwiczenia na siłowni, skakanie na skakance, pływanie. Są to czynności, z którymi w życiu przyszło mi się zmierzyć i na które znalazłem swoją receptę. Proszę się przez chwilę zastanowić i powiedzieć mi, czy łatwo zrobić to bez jednej ręki.

Królewscy panują w Madrycie, wielki Ronaldo - skrót meczu Atletico - Real [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Nie muszę się zastanawiać. Mam dwie ręce, a pływać nie umiem.

- No widzi pan, a ja sobie z tym radzę. Inny przykład: pojechałem na zimowy obóz z Akademią Wychowania Fizycznego, który mieści się w programie edukacji. Moim wyborem były biegówki. Dopiero, gdy stanąłem na nartach, uświadomiłem sobie, że do tego potrzebne są dwa kijki, które nie bardzo miałem jak chwycić. Mimo tego nie zrezygnowałem. Wszyscy używali oczywiście dwóch kijków, ja jednego, a i tak miałem najlepszy czas na moim roku i drugi najlepszy spośród wszystkich studentów.

A zwykłe czynności życiowe?

- Jest tylko jedna rzecz, której nigdy w życiu nie mogłem robić - pływać łódką z dwoma wiosłami. Raz podczas wakacji miałem możliwość spróbować - odepchnąłem się, wypłynąłem w kierunku głębi jeziora, po czym nie potrafiłem wrócić. Musiałem wyskoczyć do wody i doholować łódź do brzegu.

Od siedmiu lat nie mieszkam z rodzicami, każdego dnia muszę sobie radzić sam. Robienie prania, mycie naczyń, gotowanie, sprzątanie i wiele innych czynności to codzienność. Na przykład początki gotowania sprawiały mi lekką trudność. Odcedzenie makaronu, zrobienie czegoś na patelni, gdzie jedną ręką trzeba mieszać potrawę, a drugą trzymać patelnię, żeby nie uciekała... Ale nie miałem wyboru, do dyspozycji miałem tylko jedną dłoń i pięciocentymetrowe przedramię. To tylko kilka z wielu przykładów, które osobom czytającym te słowa polecam robić przez jeden dzień używając tylko jednej ręki. Ale dosłownie, bez oszukiwania.

Może się wydawać, że pana niepełnosprawność nie musi wykluczać rywalizacji z zawodnikami pełnosprawnymi. W końcu nie ma pan tylko jednej ręki. To jednak bardziej skomplikowane…

- Nie można zapomnieć, że moja kariera rozpoczęła się od startów, treningów i rywalizacji z zawodnikami pełnosprawnymi. Do tej pory często startuję w normalnych zawodach, w których później staję na podium - zarówno w Polsce, jak i za granicą. Ale gdy mówimy o wyczynowym graniu, tym zawodowym i na najwyższym poziomie, pojawiają się niuanse, które są nie do przeskoczenia. Na przykład dziennie mogę trenować badminton dwie godziny i 15 minut. To maksymalny czas, jaki mogę poświęcić na trening w makrocyklu na obciążeniu, jakie dostarczają mi zajęcia kadry narodowej.

Dlaczego akurat tyle?

- Wyjdźmy od kwestii podstawowej, bo nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę: wyczynowy badminton to nie jest "kometka" czy "babington", czyli odbijanie lotki na plaży. To jedna z najszybszych, generujących ogromne obciążenia, wymagających zarówno sprawności, jak i wydolności dyscyplin na świecie. Trening wyczynowego badmintonisty jest dla organizmu ogromnym wyzwaniem. Mogę sobie pozwolić na dwie godziny i 15 minut badmintona dziennie, bo wynika to z asymetrii mojego ciała, asymetrii mięśni. Mówiąc prościej - jedna strona jest rozbudowana bardziej, niż druga. Jedna strona generuje większe napięcie, niż druga. Przy skrajnych obciążeniach organizm zaczyna się buntować. Kiedyś spróbowałem wprowadzić system dwóch treningów dziennie, ale po tygodniu się rozsypałem. A co do rywalizacji z najlepszymi, tam znaczenie zaczyna mieć łapanie odpowiedniego balansu ciała, równowagi - w moim przypadku zawsze, niezależnie od tego, jak długo będę trenował, będzie to na trochę niższym poziomie.

Pana niepełnosprawność jest wynikiem wypadku?

- Nie, moja niepełnosprawność polega na braku prawego przedramienia od urodzenia. Może brzmi to brutalnie, ale to trochę lepsza opcja. Nie musiałem przyzwyczajać się po wypadku do nowej rzeczywistości, ręki nie mam od urodzenia, więc od samego początku musiałem uczyć się życia w trochę inny sposób, niż rówieśnicy. Wiele zawdzięczam rodzicom, którzy nie trzymali mnie pod kloszem. Tak, jak moi koledzy, wychodziłem na dwór, grałem w piłkę, spędzałem czas na świeżym powietrzu. Nie było chuchania, dmuchania. To kluczowe, żeby dziecko w takiej sytuacji od samego początku uczyło się samodzielności.

Badminton - jak często masz do czynienia z tą dyscypliną sportu?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×