Były prezes krytykuje zmiany w Polskim Związku Badmintona. "Nikt im nie podskoczy w partii rządzącej"

PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: debel mężczyzn Polska - Szkocja
PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: debel mężczyzn Polska - Szkocja

W grudniu doszło do zmian w zarządzie Polskiego Związku Badmintona. Dotychczasowego prezesa Marka Zawadkę zastąpił Marek Krajewski. Były szef federacji krytykuje powołanie na funkcję wiceprezesa eurodeputowanego PiS, Tomasza Porębę.

W tym artykule dowiesz się o:

Grudniowe zmiany w zarządzie Polskiego Związku Badmintona wywołały w środowisku sporo kontrowersji. Dotychczasowe władze z Markiem Zawadką na czele uważały, że przeprowadzenie nadzwyczajnego zjazdu wyborczego było działaniem bezprawnym. Nowym szefem związku został Marek Krajewski, a jego współpracownikiem eurodeputowany Prawa i Sprawiedliwości, Tomasz Poręba, który objął funkcję wiceprezesa.

Takie uwikłanie związku w politykę nie podoba się byłemu prezesowi. - Tam gdzie wchodzi polityka, nie ma żalu. Gratuluję moim oponentom, którzy przejęli władzę. Wzięli sobie ojca stróża, który decyduje o listach wyborczych. Nikt im nie podskoczy w partii rządzącej - powiedział nam Marek Zawadka, który na temat zmian w zarządzie ma wyrobione zdanie. - Ministerstwo nam nie dawało pieniędzy, a nowej władzy już da. Takie przejęcie związku za złotówkę - mówi.

- Jeżeli miało nastąpić przejęcie władzy, to powinno to być, jak u cywilizowanych ludzi. Nie wejście w kilka osób do związku, czy przewiezienie całego majątku związku w inne miejsce. Właściwie to brakuje tylko plutonu egzekucyjnego. Ta działalność na rzecz oczyszczenia finansów, przy jednoczesnym niezrozumiałym postępowaniu ministerstwa, nie była łatwa. Wystarczyło napisać pismo, a nie pokazywać duży poziom arogancji i nie prowadzić rozmów - dodał Zawadka.

Problemy finansowe Polskiego Związku Badmintona ciągną się od lat. Za kadencji Zawadki udało się unormować sytuację ekonomiczną, a nie było to łatwe. Gdy obejmował stanowisko, związkowe konta były zablokowane. Ministerstwo nadal wspierało dyscyplinę, ale poprzez Podlaski Związek Badmintona. Dzięki działalności Zawadki udało się zawrzeć ugodę z ZUS-em i zaczęto spłacać zadłużenie.

ZOBACZ WIDEO To miał być przejściowy rok dla siatkówki. "Na MŚ chcieliśmy być w pierwszej szóstce"

Kwota, jak na możliwości związku, była ogromna. - Ten dług ciągnął się od kilkunastu lat. To było 400 tysięcy kapitału i 600 tysięcy odsetek. Spłacaliśmy to i pieniądze szły przez związek. Po roku okazało się, że coś nie gra. Nie wiadomo dlaczego ministerstwa nie interesowało to, dlaczego uregulowaliśmy sytuację finansową - powiedział Zawadka.

Działacz nie ukrywa, że dziwi go zachowanie Ministerstwa Sportu i Turystyki. Jego przedstawiciele brali udział w wyborach, które nie były zgodne ze statutem związku. Współpraca z ministerstwem nie była dobra. W PZBad za kadencji Zawadki przeprowadzono dwie kontrole, z czego w większości skupiano się na szukaniu nieprawidłowości u jego poprzedników.

Marek Krajewski w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" mówił, że zarządu z Zawadką na czele nikt nie chciał. Długi nie pozwalały na organizowanie podstawowych rzeczy niezbędnych do uprawiania badmintona. Zawadka ma za złe sposób zmian i to, że ministerstwo jego ekipie rzucało kłody pod nogi. Zaangażowanie Poręby ma pomóc w zyskaniu sponsorów, w tym państwowych spółek, które mogą pomoc w poprawieniu sytuacji badmintona w kraju.

- Zderzyły się dwie filozofie zarządzania sportu. Ludzi, którzy uważają, że najważniejsze w sporcie jest ministerstwo oraz ludzi, którzy są zdania, że najistotniejsze jest wsparcie w samorządzie. Sztuczne i niezrozumiałe zamykanie kurka przez ministerstwo spowodowało zamknięcie ośrodka centralnego i to spowodowało dużo złego. Ministerstwo napisało, że mamy słabych zawodników. Zobaczymy, co napisze w styczniu, gdy przyjdą pieniądze - zakończył Zawadka.

Źródło artykułu: