Ciągle to do mnie nie dociera - rozmowa z Weroniką Nowakowską Ziemniak

Michał Bugno
Michał Bugno
Sporo czasu poświęcacie na wspólne rozmowy?

- Podczas startów bywa, że rozmawiamy przez Skype’a codziennie. Normalnie dyskutujemy raz w tygodniu. W takich momentach jak teraz, kiedy startuję w MŚ, Kasia stara się poświęcić mi jak najwięcej czasu. A kiedy nadarza się okazja, spotykamy się twarzą w twarz. To najlepsza opcja, choć przy moim trybie życia bardzo trudna.

W ostatnich latach kilkakrotnie rozważała pani zakończenie kariery biathlonistki. Rozumiem, że w tej chwili temat jest całkowicie zamknięty. Pojawiają się myśli o igrzyskach olimpijskich w Pjongchangu?

- Nie chciałabym teraz deklarować, że na pewno się tam pojawię. W ubiegłym roku powiedziałam sobie, że chciałabym potrenować jeszcze rok lub dwa, dać sobie szansę i spróbować zajmować miejsca na podium PŚ. Chciałam pokazać, że to, na co pracowałam przez wiele lat, w końcu znajdzie odzwierciedlenie w wynikach. I właśnie się doczekałam. Wcześniej pojawiały się myśli, że być może powinnam robić w życiu coś innego. Na szczęście otrzymałam informację zwrotną, że znajduję się w dobrym miejscu. Dało mi to dużo pewności i motywacji do dalszej pracy. Dziś jestem pełna ochoty do dalszych treningów. A co do igrzysk – nie chciałabym już dziś deklarować swojego udziału. Mogę powiedzieć tylko, że na pewno będę startować w kolejnym sezonie.

W jakim stopniu pomagają pani zajęcia z trenerem strzelectwa Krzysztofem Rymskim?

- Daje mi dużo wskazówek, ale to bardzo osobiste sprawy. Czasem wystarczą dosłownie dwa lub trzy zdania, które trafią głęboko do głowy czy serca, a nosi się je przez całe lata. Pamiętam słowa mojego trenera z czasów juniorskich – Henryka Przybyszewskiego, który zawsze powtarzał mi: „Malutka, mistrzem Polski ktoś musi być, ale na świecie niekoniecznie musi mieszać Polka”. Bardzo wzięłam je sobie do serca. Mimo, że nie pracujemy już razem, to cały czas mam je w sobie. Mam też swoje własne określenie, którego używam podczas zawodów. Może nie powinnam tego mówić, ale kiedy nie idzie mi na strzelnicy, powtarzam sobie: „f…ck it, go on!”. To bardzo brzydkie słowa, ale szalenie mobilizują mnie do tego, żeby iść na trasę i walczyć o kolejne sekundy oraz strzelania.

W piątek startujecie w sztafecie. Jaki wynik dla pani byłby satysfakcjonujący?

- Chciałabym po zawodach spotkać się z moimi babami w sytuacji, kiedy każda wie, że zrobiła super robotę. Jeżeli faktycznie każda będzie mogła tak o sobie powiedzieć, to myślę, że kibice również będą mieli dużo radości.

Wygląda na to, że ma pani spory apetyt na kolejny sukces. Na swojej stronie internetowej napisała pani: „baby moje kochane, pokażmy na co nas stać!”.

- Tak, po prostu. Jeżeli każda pokaże maksimum swoich możliwości, to wynik na pewno będzie bardzo satysfakcjonujący. Od kilku lat powtarzam, że mamy zgrany zespół. Te MŚ w pewnym sensie należą do mnie, ale poziom dziewczyn też jest bardzo dobry. Nigdy nie osiągnęłabym takich wyników, gdybym nie trenowała w ich gronie. Bo przecież tak naprawdę na zgrupowaniach w pewnym sensie codziennie mierzymy się ze sobą. Oczywiście nie każdy trening jest wyścigiem, ale po dziewczynach widzę pewność strzelecką. Znamy się jak łyse konie. Każda z nich ma cechy, które podziwiam. Obserwuję je i sama też się od nich uczę. Każdą z dziewczyn stać na wspaniały wynik. A skoro jest nas cztery „supermenki”, to znaczy, że w sztafecie też powinno być dobrze.

Widzi pani perspektywy na to, żeby w najbliższych latach w Polsce podniósł się poziom męskiego biathlonu?

- Bardzo bym chciała, żeby poziom chłopców się podniósł i z całego serca im tego życzę. Są szanse, że faktycznie tak się stanie. Nie chciałabym na nikogo nakładać presji, ale są młodzi zawodnicy, którzy mają bardzo dobre wyniki badań wydolnościowych i całkiem dobrze rokują. Bardzo chcą i są charakterni. To jest super. Nie wiem, czy stanie się to za rok, dwa, czy za pięć lat, ale widzę takie szanse.

Czy poza karabinem i nartami starcza pani jeszcze czasu na jakiekolwiek pozasportowe pasje w życiu?

- Mam bardzo dużo pasji, ale problem polega na braku czasu. Staram się rozwijać – również poza sportem. Ukończyłam studia z animacji społeczno-kulturalnej na Uniwersytecie Wrocławskim. W tej chwili w indywidualnym trybie studiuję drugi kierunek na AWF Katowice. Poza tym moją pasją jest nauka językówobcych. Staram się wkomponować to w moje codzienne życie.

Zna pani język angielski, czeski i rosyjski?

- Nie chciałabym otwarcie deklarować, bo podobno jestem teraz coraz popularniejsza i za chwilę wezmą mi jakiegoś tłumacza, żeby udowodnił że jednak nie znam.

Albo to panią spróbują wcielić w rolę tłumacza.

- Dokładnie. Prawda jest taka, że posługuję się angielskim. Dogadam się też po włosku i po rosyjsku. Myślę, że mogę powiedzieć, że mówię również po czesku, aczkolwiek nie mam na to żadnych papierów. I zupełnie do niczego mi nie są potrzebne, bo robię to z pasji. To nie jest tak, że widzę swoją karierę w przyszłości jako tłumacz języków obcych. Zajmuję się tym dla przyjemności.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×