W piątkowym finale biegu na 1500 metrów podczas HME w Toruniu Marcin Lewandowski wpadł na metę jako drugi - tuż za plecami Jakoba Ingebrigtsena. Po kilku minutach Norweg został jednak zdyskwalifikowany za przekroczenie linii toru na początku wyścigu, a na pierwsze miejsce został przesunięty Polak (przewinienie Ingebrigstena można zobaczyć TUTAJ).
Lewandowski ze zwycięstwa długo się jednak nie cieszył. Kilka godzin później po odwołaniu Ingebrigstena przywrócono mu złoty medal. - Ciężki okres był. Dużo zamieszania (...) Dekorację medalową przełożyli, bo były walki, protesty. Nikt nie wiedział, o co chodzi - powiedział następnego dnia Lewandowski w nagraniu, które udostępnił w swoich mediach społecznościowych.
Polak nie ukrywa, że jest zaskoczony takim obrotem spraw. - Bardzo kontrowersyjna decyzja. Dziwnie, że tak się stało, bo wszyscy sędziowie, i polscy, i zagraniczni, stwierdzili jednogłośnie, że powinna być dyskwalifikacja, jednak komisja zdecydowała, bez podania powodu, że nic się nie zmienia - nie ukrywał Lewandowski.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: rajskie wakacje seksownej tenisistki
Z czego wyniknęło takie zamieszanie? - Różne były opcje. Szantaże ze strony Norwegów, że jeśli nie wygra, to nie wystartuje na 3000 metrów, a to jest gwiazda. Także różne dziwne historie - dodał 33-latek.
Dla Lewandowskiego to kolejny medal HME. W 2017 i 2019 r. sięgał po złoto na tym dystansie, a w 2015 r. wygrał bieg na 800 metrów. Mimo wielkiego zamieszania, z piątkowego startu również jest zadowolony. - Bardzo się cieszę, że w takiej stawce dowiozłem srebrny medal - zapewnił.
Jednocześnie Lewandowski wyjawił, dlaczego w sobotę nie wystartował w biegu na 3000 metrów. - Coś mi walnęło w plecach. Pewnie od stresu. Przykro mi, że nie zobaczycie mnie na tym dystansie, ale zdrowie jest najważniejsze - zakończył nagranie.
Czytaj też: HME Toruń 2021. Jakob Ingebrigtsen odpowiada na słowa Marcina Lewandowskiego