- Trzeba podkreślić, że jesteśmy w szerokiej grupie, w której znajdują się drużyny zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Jeśli chodzi o kontakt z Justyną, to trzeba się pochwalić, że ostatnio mieliśmy możliwość przez kilka dni podpatrywać ją w akcji. To są chwile celebracji, kiedy można być w tych samych miejscach, gdzie jest realizowany nasz i jej trening. Nie ma zbyt wielu tych okazji w sezonie. Zima jest już jednak całkiem innym okresem, bo zawody Pucharu Świata są organizowane w tych samych miejscach. Jeśli chodzi o akomodację, pozostajemy w odizolowaniu od zespołu Justyny, ale to nie przeszkadza w komunikowaniu się - zaznacza w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Sylwia Jaśkowiec.
Czy to oznacza, że Justyna Kowalczyk to dla polskich biegaczek wciąż bardziej guru niż koleżanka? - To przede wszystkim liderka. My jesteśmy grupą pościgową. Justyna jest pionierką i wytycza szlaki, podnosi poprzeczkę. My nie mamy nic do stracenia, realizujemy własne założenia, plany i priorytety. Mamy oddzielny zespół i innego trenera. Myślę, że odgórne założenia związku względem nas też są inne - przyznaje zawodniczka urodzona w Myślenicach.
Sylwia Jaśkowiec twierdzi, że w nadchodzącym sezonie najważniejsze dla niej będą biegi sprinterskie z dystansami średnimi. - Priorytet to sztafeta i biegi krótkodystansowe. Tam będę szukała swojej szansy. Jeśli chodzi o zawody, najważniejsze są igrzyska olimpijskie. Biegi pucharowe będą swego rodzaju drogą do igrzysk - mówi 27-latka.
Na pytanie, jaki wynik w Soczi byłby zadowalający, nie potrafi odpowiedzieć. Aktualny poziom zawodniczek mają pokazać pierwsze starty pucharowe. One też pozwolą sformułować konkretne cele. - W miarę dobrych startów podnoszą się ambicje i modyfikują priorytety. Na pewno jednak w sprintach chcę gładko przechodzić przez kwalifikacje. To często jest jednak loteria, trzeba więc być gotowym na wszystko - kończy Sylwia Jaśkowiec.