Światowy czempionat rozpocznie się już w środę od biegów kwalifikacyjnych na 5 km kobiet i 10 km mężczyzn. Te dystanse przeznaczone są dla zawodników z państw bez narciarskich tradycji - w poprzednich latach uczestniczyli w nich m.in. narciarze z Afryki czy Ameryki Południowej, a jeśli już biegli w nich Europejczycy to również głównie z takich krajów jak Dania czy państwa bałkańskie. Z oczywistych powodów Justyny Kowalczyk w takim sprawdzianie zabraknie, gdyż kwalifikować się nie musi.
Dzień później, w czwartek 23 lutego, przyjdzie czas na pierwszą rywalizację o medale. Tytuł mistrzowski zostanie przyznany w sprincie, ale z tej konkurencji Polka zrezygnowała, gdyż będzie ona rozegrana w technice dowolne, której już nie trenuje i w której ustępowałaby wyraźnie konkurentkom. Kowalczyk poświęci więc ten dzień na trening.
W sobotę panie zmierzą się w kolejnej konkurencji, którą będzie skiathlon. I tym razem naszej reprezentantki zabraknie jednak na starcie - w biegu łączonym pokonałaby wprawdzie pierwsze 7,5 km w stylu klasycznym, jednak później kolejne 7,5 km musiałaby przebiec techniką dowolną. W tej sytuacji zrezygnowała również z tego występu.
Pierwszy start Kowalczyk w Lahti będzie miał więc miejsce dopiero w niedzielę w sztafecie sprinterskiej stylem klasycznym, w której będzie biec razem z Eweliną Marcisz. Dwa lata temu właśnie w tej konkurencji zdobyła w Falun medal - wtedy jej partnerką była Sylwia Jaśkowiec. O powtórkę takiego sukcesu będzie niezmiernie ciężko.
Zespołowy sprint rozpocznie serię trzech biegów z udziałem Kowalczyk. W jej planach są także 10 km stylem klasycznym, czyli bezsprzecznie najważniejszy występ, a także klasyczna sztafeta 4x5 km. Z kończącego mistrzostwa narciarskiego maratonu na 30 km stylem dowolnym Polka zrezygnowała. Jej starty w Lahti zamkną się więc w przeciągu pięciu dni - pierwszy będzie miał miejsce 26 lutego, a ostatni 2 marca.
ZOBACZ WIDEO: Nowa dyscyplina na igrzyskach olimpijskich? "To będzie spektakularne!"