W październiku zeszłego roku Therese Johaug została złapana na dopingu. W organizmie Norweżki wykryto zabronioną substancję - clostebol. Biegaczka tłumaczyła, że zakazany środek znalazł się u niej nieświadomie. Korzystała z maści Trofodermin, którą smarowała usta.
Norweska Komisja Antydopingowa zawiesiła ją na trzynaście miesięcy, a obecna kara obowiązuje do listopada. W ocenie działaczy Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS) kara była zbyt łagodna, dlatego złożyli oni odwołanie do Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu (CAS).
Na początku czerwca Norweżka stawiła się na sali sądowej. Ostateczny werdykt pozna w ciągu kilku tygodni. Obowiązująca do listopada kara może zostać podtrzymana lub przedłużona. Niewykluczone jest też uniewinnienie biegaczki.
Maltańska firma zajmująca się hazardem internetowym i zakładami bukmacherskimi przedstawiła Norweżce ofertę pozycji ambasadora na czas do końca dyskwalifikacji. Oferowano jej ponad milion koron za kilka miesięcy współpracy.
Hazard jest jednak w Norwegii niedozwolony, a sportowcy, którzy podpisują kontrakty reklamowe, często miewają kłopoty. Doświadczył takich choćby norwesksi piłkarz John Arne Riise, który w podobnej sytuacji został zawieszony przez norweską federację piłkarską.
Według dziennika "Verdens Gang" Therese Johaug odrzuciła ofertę ze względu na kłopoty Johna Arne Riise oraz fakt, że norweska federacja narciarska, sponsorowana przez konkurencyjnie działającego na norweskim rynku totalizatora sportowego, opłaca prawników, pracujących nad jej sprawą w CAS, płacąc za to 820 tysięcy koron.
ZOBACZ WIDEO: Kontuzja kręgosłupa przerwała karierę polskiego rajdowca. Teraz jest gotów, by wrócić