Pewne było, że wraz z zakończeniem kariery przez Justynę Kowalczyk skończą się sukcesy w biegach narciarskich. Pierwsze zawody Pucharu Świata to potwierdziły. W rywalizacji kobiet najlepszą Polką była Urszula Łętocha, która zajęła 54. miejsce. Wśród mężczyzn najwyżej uplasował się Maciej Staręga, który był dopiero 69.
Sytuacji w polskich biegach narciarskich przygląda się Józef Łuszczek. To legenda tej dyscypliny i nasz ostatni złoty medalista mistrzostw świata. Słynny biegacz nie patrzy z optymizmem w przyszłość.
- Polskie biegi? Nie jest wesoło. Nic więcej nie trzeba mówić. Na swojego następcę czekam od czterdziestu lat. Nie widać go. Lubiłem z tego żartować. Zdejmowałem czapkę i mówiłem: patrzcie, zdążyłem już nawet osiwieć. Na medale Justyny czekałem nieco krócej - 33 lata. Dobrze, że się pojawiła. Dała nadzieję - mówi Łuszczek w TVP Sport.
Kowalczyk po zakończeniu kariery została przy biegach. Obecnie jest asystentką Aleksandra Wierietielnego, który prowadzi żeńską kadrę. Łuszczkowi podoba się takie rozwiązanie, ale ostrzega, że na efekty jej pracy długo poczekamy. - Mamy to szczęście, że Kowalczyk jest w takiej formie, że może jeszcze biegać z dziewczynami. To dużo daje, choć sezon dla Polaków nie będzie wesoły. W biegach nic nie dzieje się od razu. Nie zmienia to jednak faktu, że Justyna jest w stanie osiągnąć wyniki z dziewczynami, ale to... za kilka sezonów - wyjaśnia.
Były mistrz świata na koniec potwierdził to, o czym mówi się od dawna. Problemy tej dyscypliny w Polsce wynikają z braku odpowiedniej infrastruktury.
ZOBACZ WIDEO Andreas Goldberger docenił Piotra Żyłę. "Skacze na wysokim poziomie"