Przez wiele lat kibice żyli rywalizacją Marit Bjoergen i Justyny Kowalczyk. To one napędzały biegi narciarskie. Dziś obie są szczęśliwymi matkami i głównie skupiają się na życiu prywatnym. Norweżka jednak zdecydowała się wrócić do czasów, gdy była profesjonalną sportsmenką.
Norwegowie już mogą kupować książkę, która opowiada o jej karierze. Są tam historie wzlotów i upadków. Jeden z tych drugich został opisany przez portal vg.no. Chodzi bowiem o doping.
To działo się w 2017 roku po mistrzostwach świata w Lahti, w których zdobyła cztery złote medale. Test antydopingowy wykazał, że w organizmie Bjoergen jest zakazana substancja. Groziła jej dyskwalifikacja i ogromny cios wizerunkowy.
ZOBACZ WIDEO: Internauci przecierają oczy. Co zrobiła polska gwiazda?!
"Poczuła się wtedy tak, jakby ktoś wbił szpony w jej brzuch. Wpadła w panikę" - pisze Ingerid Stenvold, autorka książki "Zwycięskie serce".
Norweska biegaczka po informacji, że wykryto u niej doping, zaczęła płakać, miała trudności ze złapaniem oddechu, a nawet pojawiły się mdłości. Wiedziała, co by to oznaczało w jej przypadku. Miała także w głowie dopingowe wpadki swoich rodaków - Martina Johnsruda Sundby'ego i Therese Johaug - na których spadła ogromna krytyka.
Bjoergen jednak miała świadomość, że nie stosowała dopingu. Test dał wynik pozytywny, bo przed i w trakcie MŚ brała trzy tabletki dziennie, które miały opóźnić miesiączkę. To praktyka powszechna i w pełni dozwolona w sporcie.
Problem w tym, że ten specyfik zawiera środek, który jest zakazany. Przeważnie jest on jednak wydalany wraz z moczem. Tutaj tak się nie stało, a prawdopodobnie przyczyną było duże odwodnienie organizmu. Biegaczka szybko się odwołała, a potem musiała czekać dwa tygodnie na decyzję.
- To był bardzo niespokojny czas. Nie potrafiłam spać i miałam mdłości. Czekałam tylko na telefon. To było coś strasznego. Ludzie z mojego zespołu próbowali mnie uspokoić, że takie sytuacje się zdarzają, ale ja wcześniej o tym nie słyszałam. Gdybym była lepiej poinformowana, to może lepiej bym sobie poradziła z tą sytuacją - wspomina wybitna sportsmenka.
Ostatecznie agencja antydopingowa była dla niej łaskawa. Przyjęto wersję Bjoergen i skończyło się bez kary. Potem słynna Norweżka zaliczyła jeszcze jeden pełny sezon i definitywnie rozstała się z profesjonalnym sportem.
Wpadka dopingowa mogła zrujnować jej karierę. Marit Bjoergen w trakcie kariery często była posądzana o stosowanie dopingu. Atakowali ją nie tylko kibice, ale także zawodniczki, w tym Justyna Kowalczyk. Wszystkim przede wszystkim nie podobał się fakt, że norweskie biegaczki stosują leki na astmę.
Justyna Kowalczyk pyta swoich fanów: "No i która to?" >>
"Tyle żółci i kontrowersji". Justyna Kowalczyk-Tekieli mocno zdziwiona >>