20-letnia Julia Szeremeta przed wyjazdem do Paryża mówiła, że jej celem jest zdobycie medalu. Polka nie była w gronie faworytek, ale pokazała się z bardzo dobrej strony. Jej charakterystyczny styl walki był trudny do rozszyfrowania przez rywalki.
Polka pogromczynie znalazła dopiero w finale. Była nią reprezentantka Tajwanu Lin Yu-Ting, która wygrała wszystkie trzy rundy. Szeremeta tym samym zdobyła srebrny medal igrzysk olimpijskich, co jest jej największym sukcesem w karierze.
Za sukces ten Polka zarobiła wielkie pieniądze. To 200 tys. zł z PKOl, 70 tys. zł z ministerstwa sportu. Do tego dochodzą nagrody z Polskiego Związku Bokserskiego (100 tys. zł) i miasta Lublina (25 tys. zł). Szeremeta dostanie także diament, voucher na wakacje, samochód i mieszkanie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Neymar wraca do gry. Odbył wyjątkowy trening
Ile z tych pieniędzy przypadnie trenerowi Tomaszowi Dylakowi? Trener jasno wypowiedział się na ten temat.
- Ja żadnego procentu od Julki nie mam. Nigdy bym od niej nie wziął nawet złotówki. To są jej pieniądze i jeszcze będę jej pomagał je dobrze zainwestować, by zabezpieczyła sobie przyszłość - powiedział twórca sukcesu Szeremety.
Może on liczyć na nagrodę finansową, ale nie ukrywa, że pieniądze nie są dla niego najważniejsze. Dodajmy, że PKOl dla trenerów za srebrny medal przygotował premię w wysokości 75 tys. zł.
- Ja dopiero niedawno sprawdziłem, jakie pieniądze były ustalone za medal, bo ja tego nie robię dla pieniędzy, to moja misja, marzenia. Zresztą po trzech miesiącach pracy w związku dopiero sprawdziłem, jaką mam pensję. Jeśli chodzi o nagrodę finansową za Paryż, to jest jakiś skok, ale nie taki, żeby sobie życie ułożyć - dodał.
Czytaj także:
Był w Paryżu. Teraz mówi, kto opłacił wyjazd jego osoby towarzyszącej
Linette musiała uznać wyższość nastolatki. Sensacyjna porażka na US Open