Żona prosiła polskiego pięściarza, by uciekał przed koronawirusem. "Rzuć to wszystko"

Newspix / MIROSLAW SZOZDA / 400mm.pl / Na zdjęciu od lewej: Mateusz Masternak z żoną Darią Masternak
Newspix / MIROSLAW SZOZDA / 400mm.pl / Na zdjęciu od lewej: Mateusz Masternak z żoną Darią Masternak

Kiedy Mateusz Masternak wyjeżdżał na turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich, sytuacja była w miarę normalna. Będąc w stolicy Wielkiej Brytanii, polski pięściarz odebrał telefon od małżonki: "kochanie, wracaj natychmiast".

[tag=12012]

Mateusz Masternak[/tag] marzy, by wywalczyć medal podczas igrzysk olimpijskich w Tokio. Znany pięściarz najpierw musi jednak uzyskać kwalifikację. Po wielu miesiącach przygotowań pojechał do Londynu, aby tam wywalczyć przepustkę do Japonii. Turniej rozpoczął dobrze. Zwycięstwem nad Davidem Michalkiem ze Słowacji (TUTAJ więcej szczegółów >>).

Kiedy z optymizmem patrzył na kolejnych rywali rozpętało się zamieszanie związane z epidemią koronawirusa. Najpierw w Polsce, kilka dni później w Wielkiej Brytanii. Ostatecznie MKOl przerwał turniej (pisaliśmy o tym TUTAJ >>), gdyż zdrowie zawodników było zagrożone. Zawody mają zostać dokończone w maju. Choć obserwując to, co się dzieje na świecie, nikt nie da ręki, że tak się stanie.

Marek Bobakowski, WP SportoweFakty.pl: Nie miał pan oporów, aby wyjechać z Polski w chwili, gdy epidemia koronawirusa zaatakowała tak naprawdę nasz kraj?

Mateusz Masternak: Wylądowałem w Londynie w środę, 11 marca. Wtedy w Polsce nie było jeszcze żadnych konkretnych decyzji rządu. Owszem, coś się mówiło, ale nie przypuszczałem, że sytuacja zmieni się tak diametralnie w ciągu kilku dni.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film

Skąd dowiedział się pan o problemach?

Od żony. Daria (małżonka Masternaka - przyp. red.) zadzwoniła do mnie spanikowana, że w Polsce zamykają szkoły, że jest coraz więcej chorych, że politycy proszą, aby zostać w domu.

Co pan na to?

Patrzyłem przez okno mojego pokoju hotelowego i jakby były dwa światy. Daria opowiada mi o takich rzeczach, które dzieją się w Polsce, a w Londynie na ulicach pełen spokój. Ludzie spacerują, wchodzą do knajp, spieszą się do pracy, na autobus. Normalne życie.

Żona nie naciskała, aby pan wrócił?

Naciskała. I to jeszcze jak! Mówiła: "kochanie, wracaj natychmiast, rzuć to wszystko, ja chcę mieć zdrowego męża, co mi z twoich sukcesów sportowych".

I czemu pan nie rzucił?

Moim marzeniem jest wyjazd do Tokio i walka o medal olimpijski. Poświęciłem na to wiele ostatnich miesięcy. Ciężkie treningi, zgrupowanie, zaniedbywałem rodzinę, żyłem w ciągłym stresie. Nie chciałem, by poszło to na marne. Dodatkowo ta atmosfera w Londynie. Normalne życie. Czułem się bezpiecznie. Oczywiście z drugiej strony ciągle myślałem o rodzinie. To były dla mnie ciężkie chwile.

Czuło się podczas turnieju, że koronawirus może zaatakować? Były wprowadzone środki ostrożności?

Gdyby nie wszechobecny żel dezynfekujący, to bym się nawet nie zorientował. Nie mierzono mi temperatury, na trybunach w początkowej fazie byli obecni kibice i nie przestrzegali zasady 1,5 m odstępu.

W ringu też ciężko zachować taki dystans.

Zgadza się. Boks to sport kontaktowy.

Nie bał się pan zakażenia?

Po telefonach od żony, zacząłem uważać. Nie wychodziłem prawie w ogóle z hotelu, nie chodziłem po mieście, kiedy brałem z hotelowej restauracji jabłko, to w pokoju przelewałem je wrzątkiem. No i myłem ręce, kilkadziesiąt razy dziennie.

Jak się teraz pan czuje?

Bardzo dobrze, nie mam żadnych objawów. Wszystko ok.

Po powrocie do Polski (rozmowa była przeprowadzona, jak nie był jeszcze znany termin przyjazdu Masternaka) czeka pana przymusowa kwarantanna. 

Tak, doskonale o tym wiem. Zastanawiamy się właśnie z małżonką, jak to zrobić. Mamy trójkę dzieciaków, nie za dużych. Trochę się obawiam, aby ich wszystkich nie zarazić. Choć oczywiście nie mam żadnych powodów, aby sądzić, że jestem zakażony. Z drugiej strony mieszkamy wszyscy razem w domu. Nie da się całkowicie odizolować. Sam nie wiem.

Co dalej z kwalifikacjami?

Zostały przerwane, ale jedno zwycięstwo mam zaliczone. Turniej ma zostać dokończony w Londynie, w maju. Będzie bardzo trudno przygotować po raz drugi szczyt formy.

Zwłaszcza że najpierw kwarantanna, a potem nie wiadomo, gdzie będzie pan trenował. Możliwości zajęć w Polsce są mocno ograniczone.

No właśnie. Niesamowicie trudna sytuacja. Musimy zastanowić się z trenerem i szefami PZB, co zrobić.

Komentarze (0)