Menadżer wypatrzył utalentowanego "Główkę" jeszcze w czasach amatorskich, następnie doradził mu przejście na zawodowstwo. Ten krok nastąpił w 2008 roku, a w kolejnych latach Głowacki był wielokrotnie główną gwiazdą wieczoru na imprezach grupy Babilon Promotion. Punktem zwrotnym tej współpracy była walka z Marco Huckiem w sierpniu ubiegłego roku, gdy polski pretendent sensacyjnie znokautował Niemca w 11. rundzie.
- Pomagałem Krzyśkowi jeszcze w czasach amatorskich. Był jednym z pierwszych zawodników, na których postawiłem. Po latach doprowadziliśmy do walki z Marco Huckiem, ten nas zlekceważył i stało się! Choć od tego momentu minęło już kilka miesięcy, to w dalszym ciągu jest wielka radość. Duma mnie rozpiera, bo każdy promotor marzy o tym, by wychować mistrza świata - komentuje w rozmowie z WP SportoweFakty Babiloński.
Pochodzący z Wałcza pięściarz nie jest zwolennikiem tak często spotykanego w boksie "śmieciowego gadania". Ewentualne "skandale" z Głowackim w roli głównej na pewno wpłynęłyby na jego rozpoznawalność, ale to nie w stylu cichego czempiona, który przede wszystkim koncentruje się na aspekcie sportowym.
- Jeżeli mam mówić wprost, to Krzysztof pozostaje normalny, nie unosi się nad ziemią. Wielka chwała takim zawodnikom, ogromnie mnie to cieszy, że współpracuję z tak skromnym człowiekiem. Być może jest to problemem, z punktu widzenia marketingowo-medialnego, ale on po prostu taki jest i nie zamierzamy go zmieniać. Ciężką pracą zdobył pozycję i chce budować swoją rozpoznawalność dzięki walkom, a nie poprzez afery i sprzeczki. Głowacki jest wojownikiem, w ringu oddaje całe swoje serce. Sodówka na pewno nie uderzy mu do głowy - dodał promotor.
Mańkuta, który dzierży trofeum WBO w wadze junior ciężkiej, w akcji powinniśmy zobaczyć w kwietniu. Podczas gali w Nowym Jorku ma skrzyżować rękawice z doskonale znanym polskim kibicom Stevem Cunninghamem.
Zobacz wideo: Bedorf: to było dla mnie wielkie zaskoczenie