Obaj zawodnicy wyszli do ringu jako niepokonani. Faworytem wśród kibiców, ekspertów i bukmacherów był . Nic dziwnego - kariera Brytyjczyka w ostatnich latach robi ogromne wrażenie.
Anglik z Watford wygrał wszystkie dwadzieścia pojedynków przez nokauty. Do tej pory tylko dwaj rywale - Carlos Takam i Władimir Kliczko - wytrzymali z nim dłużej niż siedem rund.
Kariera Josepha Parkera również nabrała tempa. Nowozelandczyk nie ma jednak tak nokautującej siły jak konkurent. Z dwudziestu czterech starć "tylko" osiemnaście wygrywał przez nokauty. Pokonał między innymi Hughie'ego Fury'ego czy Andy'ego Ruiza juniora.
Gospodarz wystawił do walki swoje tytuły IBF, IBO i WBA Super, zaś jego konkurent dołożył do tego trofeum WBO. Zasada była prosta - zwycięzca miał zgarnąć wszystko.
Kibice oszaleli już na starcie
Rangę tej walki podkreśliła jej arena zmagań. Do pojedynku doszło na Millenium Stadium w walijskim Cardiff. Na żywo z trybun imprezę oglądało 80 tysięcy kibiców, a kilkadziesiąt razy więcej zasiadło przed odbiornikami na całym świecie. Pojedynek pokazano w 215 państwach i terytoriach zależnych.
Wśród fanów ogromne wrażenie zrobiło wejście do ringu Josepha Parkera, który wyszedł do "Can't be touched" Roya Jonesa Juniora, a obok niego dwaj rodacy, rdzenni Nowozelandczycy wykonujący regionalny taniec. Nijak miało to się jednak do wejścia Anthony'ego Joshuy. Publika oszalała, a sam został powitany niczym bóg. Kibice w ojczyźnie go po prostu pokochali.
Momentami było zbyt spokojnie
Od początku pojedynku słyszalny był ogromny aplauz dla Joshui płynący z trybun. Startowa faza starcia nie była jednak szaleńcza. Obaj pięściarze zachowywali się spokojnie, momentami wręcz nieśmiało. Pierwsze rundy były bardzo bliskie. Sędziowie punktowi mieli problem ze wskazaniem lepszego z wojowników.
W starciu charakterystyczne były bardzo nisko opuszczone ręce Parkera. Sytuacja rozkręciła się wyraźnie dopiero w szóstej rundzie. Wtedy ciosy zaczęły padać z obu stron, ring zaczął się trząść. Te trzy minuty były z pewnością najciekawsze na przestrzeni ponad półgodzinnego starcia.
W trakcie batalii ogromna krytyka spływała na decyzje podejmowane przez sędziego ringowego. Wydawało się, że zbyt pochopnie przerywał akcje w brudnym boksie, nie pozwalał na jakiekolwiek groźniejsze sytuacje. Był pacyfistą, a to bokserskim kibicom się nie podoba.
W kilku ostatnich minutach pojedynku Joshua neutralizował mocniejsze ataki Parkera. Jego przewaga była widoczna coraz bardziej. Przeciwnik musiałby bardzo zaryzykować, aby odnieść zwycięstwo. Mimo wszystko Nowozelandczyk pokazał się bardzo dobrze i zaskoczył - mało kto spodziewał się, że wytrwa aż tyle i momentami zagrozi Anglikowi.
118-110, 119-109 i 119-109 - tak walkę na korzyść Brytyjczyka wskazała trójka arbitrów. Te punktacje były dość przesadzone, ponieważ przyjezdny "urwał" na pewno więcej niż tylko dwie rundy.
Kto kolejny? Powietkin, Wilder?
Niewykluczone, że promotorzy skonfrontują teraz zwycięzcę z innym wygranym z gali w Cardiff. W drugiej walce wieczoru Aleksander Powietkin pokonał przecież Davida Price'a i zdobył mniej znaczące pasy WBA i WBO. Te wywindują go w rankingach. Dla 38-letniego Rosjanina byłaby to ostatnia szansa na odzyskanie tytułu mistrza świata.
Innym kandydatem do walki z królem wagi ciężkiej jest inny czempion tej kategorii, Deontay Wilder. "Brązowy Bombardier" to mistrz WBC. Joshui brakuje już tylko tego pasa, a wydaje się, że tam również byłby faworytem.