Mariusz Wach przegrał z Arturem Szpilką decyzją sędziów. To jednak jego rywal wyglądał po walce dużo gorzej i otrzymał wiele groźniejszych ciosów. Wach kilka dni po walce udzielił wywiadu Andrzejowi Kostyrze. Jego wygląd nie sugeruje, że niedawno przegrał pojedynek.
- Jakieś ciosy dochodziły, ale były to bardziej obtarcia. Najważniejsze, że obyło się bez poważnej kontuzji. Często po walkach łokcie, dłonie szwankowały. Teraz z ringu wyszedłem zdrowy, bez mocnego ciosu. Ręce były nienaruszone. Z tego powodu jestem zadowolony - mówi Wach.
39-letni bokser po walce czuł się na tyle dobrze, że miał jeszcze siły, aby spędzić czas ze znajomymi. - Poszliśmy na kebab i poszwędaliśmy się trochę po mieście. Potem obejrzeliśmy walkę Głowackiego. Artur nie miał sił i chciał iść do pokoju - opowiada.
Werdykt sędziów wzbudził sporo kontrowersji. Według wielu osób, to Wach bardziej zasłużył na zwycięstwo. - Oglądałem ten pojedynek kilka razy. Widziałem to zupełnie inaczej. Powinienem rozstrzygnąć przed czasem i nie zostawiłbym wtedy żadnych wątpliwości. Za bardzo chciałem i głowa puszczała. Napalałem się na mocne ciosy, a wystarczyło cofnąć się o pół centymetra, odczekać pięć sekund i ponowić atak. Ja chciałem zrobić mu krzywdę i urwać głowę. To go uratowało przed nokautem. Przegrałem frajerstwo na własnej życzenie i sam do siebie mogę mieć pretensje - dodaje Wach.
Nie może on być zadowolony z wyniku walki, ale jego postawa napawa go optymizmem. - Z przebiegu walki jestem zadowolony. Myślę, że zaprezentowałem się bardzo dobrze. Kibice nie zawiedli się co do mojej osoby. Niektórzy myśleli, że wyjdzie drewniany i sztywny Wach - kończy z nadzieją, że Artur Szpilka da mu możliwość rewanżu.
ZOBACZ WIDEO Wach: Biłem mocniej, ale on był bardziej ruchliwy. O wyniku zadecydował jeden cios