Wielkim antybohaterem pojedynku w półfinale turnieju World Boxing Super Series był sędzia Robert Byrd. Walka zakończyła się w 3. rundzie, ale 74-latek zdążył popełnić kilka rażących błędów. Przez brak reakcji po ciosie Krzysztofa Głowackiego w tył głowy Mairisa Briedisa, Łotysz "odpłacił" się Polakowi nieprzepisowym łokciem prosto w szczękę.
Polak padł na matę, był wyraźnie zamroczony, a sędzia klepnął go w ramię i krzyknął: "Wstawaj. Jedziemy, wstawaj!" Zgodnie z przepisami Byrd powinien dać "Główce" czas na odpoczynek, maksymalnie nawet do 5 minut. Ostatecznie Łotysza ukarał odjęciem jednego punktu. Całą sytuację zobaczysz TUTAJ.
Następnie powiedział pięściarzom, by walczyli czysto i wznowił pojedynek. Briedis błyskawicznie zaatakował Polaka, który przyjął otwartą wojnę. Łotysz kilkukrotnie mocno trafił naruszonego wałczanina, posyłając Polaka na deski.
"Główka" po chwili padł jeszcze raz na deski - 9 sekund po gongu, oznajmiającym koniec rundy. Byrd w całym zamieszaniu nie usłyszał ciągle rozbrzmiewającego sygnału. Krótka przerwa nie wystarczyła Głowackiemu. W 3. rundzie został ponownie znokautowany i sędzia przerwał pojedynek.
"Nie poddam się" - mówił po zakończeniu walki polski pięściarz (więcej TUTAJ).
ZOBACZ WIDEO Boks. Głowacki - Briedis. Sauerland twierdzi, że sędzia popełnił tylko jeden błąd