Rzucił wszystko i poszedł na front. Wyjawił powód

Facebook / Na zdjęciu: Władymir Łazebnik (po lewej)
Facebook / Na zdjęciu: Władymir Łazebnik (po lewej)

Władymir Łazebnik w przeszłości z sukcesami walczył dla grupy KnockOut Promotions. Teraz pozostaje nieco zapomniany, a w ojczyźnie zdecydował się pójść na front. W rozmowie z portalem sport.tvp.pl mówi, dlaczego tak postąpił.

W tym artykule dowiesz się o:

W swojej zawodowej karierze Władymir Łazebnik stoczył 14 walk i wszystkie wygrał (8 KO). W 2004 roku trafił do grupy KnockOut Promotions, prowadzonej przez Andrzeja Wasilewskiego. Nie dotarł do niej jako anonimowy zawodnik. Miał kilka sukcesów. Największym z nich było wicemistrzostwo Europy w kategorii +91 kg z 1998 roku. Startował również na mistrzostwach świata.

Łazebnik bardzo dobrze radził sobie na polskich ringach. Tak się jednak stało, że zaledwie cztery lata po wejściu do KnockOut Promotions zakończył karierę. Miał ku temu bardzo ważny powód.

- Moja żona była w ciąży i przebywała w Kijowie. Ja trenowałem w Warszawie. Nie widziałem za bardzo przychylności, by ją tu sprowadzić, mieliśmy żyć osobno. Dla mnie to było bardzo ciężkie, dlatego skończyłem karierę w Polsce. Później to już nie było szans normalnie trenować, bo nie miałem sparingpartnerów - powiedział w rozmowie z portalem sport.tvp.pl.

Co istotne, do 2006 roku Łazebnik stoczył 12 walk, po czym miał przerwę. Dwa lata później boksował już tylko w Ukrainie, lecz tam pojedynkował się tylko dwa razy. Później na zawodowym ringu już go nie widzieliśmy.

Łazebnik zdecydował, że zostanie trenerem, a chętnych do współpracy nie brakowało. Były bokser dowodzi grupą kilkunastu osób. Kiedy w Ukrainie wybuchła wojna, to rzecz jasna priorytety się zmieniły. Były członek KnockOut Promotions sam postanowił rzucic wszystko i pójść na front.

- 8 km od mojego domu stały czołgi. Żyję tutaj, jem tutaj, piję tutejszą wodę. Tutaj mieszka moja córka, mama, siostra, brat, cała rodzina. Powiedziałem sobie, że muszę zrobić coś dla tego państwa. Wiem, że może ono nie jest idealne, ale to temat na inną rozmowę. Uznałem, że ja jako facet, muszę coś dla swojego kraju zrobić - podkreślił.

Na froncie dochodzi do wielu nieprzewidzianych oraz przykrych zdarzeń. Łazebnik przytoczył jedną z historii, która pokazuje jak bardzo trzeba na siebie uważać.

- Siedzieliśmy w takiej jamie, nagle jeden z naszych żołnierzy idzie bez ręki. Szedł spokojnie, później tylko zacisnął pasek na ramieniu i udał się do punktu ewakuacyjnego. Dotarł, ale ręki już nie ma... Takich sytuacji było za dużo - zakończył.

Czytaj także:
Wyzwał na pojedynek wielkiego mistrza. "To byłoby szalone"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty