Masternak (36-2, 25 KO) rozpoczął wyjątkowo aktywnie i agresywnie, uderzał lewym prostym i spychał Mullera (18-5-2, 13 KO) do defensywy. Afrykanin nie był jednak bierny i już w pierwszej rundzie zaskoczył mocnym prawym sierpowym, który na szczęście nie wstrząsnął Polakiem. "Master" odważnie wchodził w wymiany, nie obawiał się siły gospodarza i szukał zakończenia kombinacji ciosami na korpus.
[ad=rectangle]
Wrocławianin miał przewagę szybkości, dynamiki i przede wszystkim ringowej błyskotliwości, z czym nie radził sobie ambitny rywal i każdy obiektywny obserwator może to potwierdzić. W końcówce trzeciej rundy karcił Mullera soczystymi atakami. W piątej odsłonie miejscowy "Huragan" próbował się odbudować i polował na podbródkowe, w końcówce wylądował na deskach i był liczony przez sędziego, choć powtórki pokazały, że po prostu… potknął się. Decyzja arbitra była nietrafiona, ale powinna skutkować odjęciem jednego punktu.
Po przerwie Masternak popełnił bolesną serię błędów i przyjął kilka bomb, oddając oponentowi pole i przegrywając tamtą rundę. Mocno bijący reprezentant Republiki Południowej Afryki zwietrzył swoją szansę, sztorm na szczęście był krótkotrwały. Okazało się, że z Masternakiem przeżywamy prawdziwy emocjonalny roller coster - w siódmym starciu Polak boksował wręcz koncertowo z olbrzymim rozmachem ofensywnym i po idealnym prawym sierpowym Muller ciężko upadł na matę. Wstał z wielkim trudem, ale niestety nie udało się dokończyć dzieła. Żal był tym większy kilka chwil później...
Długimi momentami był to jednostronny pokaz boksu i wszyscy byliśmy przekonani, że wyraźnym triumfatorem zostanie ogłoszony Masternak. Głos zabrali sędziowie i w sobie tylko znany sposób haniebnie wypunktowali niejednogłośne zwycięstwo Mullera - 95:93, 95:93 i 93:95. Trzeba jasno powiedzieć - takie werdykty niszczą boks.