Od samego początku Rachim Czakijew popełniał te same błędy, które we wcześniejszym etapie kariery kosztowały go dwie porażki przed czasem. Mistrz olimpijski z Pekinu polował na bardzo mocne sierpy, popełniając przy tym fatalne błędy w defensywie. W drugiej rundzie były rywal Krzysztofa Włodarczyka ("Diablo" wygrał przez techniczny nokaut w 8. rundzie w 2013 roku przyp. red.) otrzymał niepozorny, lekki prawy prosty i... padł na deski ringu w "Pałacu Lodowym" w Moskwie.
Obraz walki nie zmieniał się - Czakijew na szali postawił siłę, a Własow technikę i pracę nóg. Ta strategia zaprocentowała w piątym starciu, gdy po kolejnych szybkich kombinacjach 33-latek z Tobołska był liczony aż trzykrotnie!
Sytuacja niespodziewanie zaczęła się zmieniać w szóstym starciu - Czakijew trafił potężnym lewym hakiem na dół i zgięty z bólu Własow wylądował na deskach. Znakomicie jednak odpowiedział kilkadziesiąt sekund później i na plecach znalazł się jego rywal. Poziom dramaturgii osiągnął maksymalny pułap.
Czakijew podniecony tą sytuacją ruszył wściekle do przodu i w siódmej odsłonie spotkała go kara. W chwilę po rozpoczęciu tego starcia Własow zasypał go mocnymi sierpami i to był koniec. Dawny oponent "Diablo" ostatecznie padł, twarz miał skierowaną na matę i dał się wyliczyć. Przez kilka następnych minut dochodził jeszcze do siebie.
ZOBACZ WIDEO "Popek" przeszedł piekło: niesamowity ból, nie miałem sił