Główną atrakcją wieczoru w kasynie Horseshoe w Mississippi było starcie weterana ringowego Luisa Collazo (37-7, 20 KO) z weteranem wojennym Sammym Vasquezem (21-2, 15 KO). Pierwszy z zawodowo boksuje od 2000 roku, a ponad dekadę temu był mistrzem świata, a drugi nie bez kozery nosi przydomek "Sierżant", bowiem jest wojskowym i był na dwóch misjach w Iraku.
Starszy Collazo wracał na ring po 17 miesiącach przerwy. Obawy o jego niedyspozycję były bezpodstawne, bowiem od początku wykazywał się dobrą dynamiką i umiejętnym bocznym ustawieniem.
Początek obfitował głównie w ciosy proste, ale obraz potyczki zmienił się w trzeciej rundzie. Vasquez próbował rywalizować w półdystansie, wdał się w bijatykę i został skarcony. Pięściarz z Brooklynu trafił świetnie kombinacją lewy-prawy przy linach i posłał rywala na deski.
Po przerwie w tarapatach był Collazo i kiedy wydawało się, że za moment sam może znaleźć się na deskach, zaczął odrabiać starty, a między linami rozgorzała wojna. - Co za runda! - emocjonował się amerykański komentator stacji FOX.
Vasquezowi brakowało szybkości i obrony, był trafiany lewymi sierpowymi, ale największe zagrożenie czyhało w prawej pięści Collazo. W połowie szóstego starcia wypalił właśnie prawym sierpowym bitym idealnie na szczękę i znokautował młodszego o pięć lat konkurenta. "Sierżant" podniósł się z maty dopiero po kilkudziesięciu sekundach.
#PBConFS1 pic.twitter.com/nbxmG3bYY8
— PBC (@premierboxing) 3 lutego 2017
ZOBACZ WIDEO Artur Szpilka broni Andrzeja Wawrzyka i nie zostawia suchej nitki na "hejterach". Padają ostre słowa