Narkotyki, demony, depresja, czyli tajemnice rywala Tomasza Adamka
Haumono zdecydował się podpisać kontrakt z angielskim klubem London Broncos. Wreszcie zaczął grać regularnie (48 spotkań w sezonie), dostał nagrodę przyznawaną przez zawodników. Po sezonie wybrał się na imprezę do jednego z londyńskich lokali. Zamieniła się ona dla niego w koszmar. - Byliśmy w czteropiętrowym klubie. Nagle zacząłem widzieć w ludziach demony. Gdy schodziłem na niższe piętro, czułem jakbym był coraz bliżej piekła - opisywał w "The Daily Telegraph". W innym z wywiadów dodał: - W życiu każdego człowieka jest punkt zwrotny. Ten był moim. Uciekł z klubu i zapewnia, że już nigdy nie tknął narkotyków. Uważa, że było to dla niego ostrzeżenie, prawdopodobnie ostatnie. Stał się człowiekiem głęboko religijnym. - Bóg pokazywał mi, dokąd zmierzam. Byłem tak przestraszony. Wybiegłem stamtąd i od tamtej pory nigdy nie sięgnąłem po narkotyki - podkreślił. Nazywa wspomnianą przerażającą wizję "religijnym przebudzeniem".
Drugie życie w ringu
Skończył z uzależnieniem, kończył już także karierę w rugby. Z pewnością mógł osiągnąć w tym sporcie więcej, gdyby nie metamfetamina, kokaina czy marihuana. Gdy w porę się opamiętał, postawił na swoją drugą pasję, jaką jest boks.
Pierwsze walki toczył między 2000 a 2002 r. Wygrał osiem pojedynków, został mistrzem Nowej Południowej Walii, ale odrzucił ofertę współpracy ze słynnym promotorem Donem Kingiem i wrócił na kilka lat do rugby. Karierę bokserską wznowił w 2007 r. - już po tym, jak zobaczył demony i piekło. Wygrywał kolejne walki, marzył o mistrzostwie świata, choć co pewien czas przekonywał się, że to wyzwanie poza jego zasięgiem.
Tak było choćby w 2009 r., gdy Haumono (z rekordem 15 zwycięstw i jeden remis) przystąpił do pojedynku z Roycem Sio. Były rugbista padł na deski już w... 11. sekundzie i był na skraju nokautu. Miał to szczęście, że rywal najwyraźniej zapomniał, że to boks, a nie MMA. Sio doskoczył do leżącego Haumono i wyprowadził jeszcze dwa ciosy. Został za to słusznie zdyskwalifikowany, a "Solo" dopisał w ten sposób kolejne zwycięstwo.
Największym sukcesem Haumono było zdobycie mistrzostwa Australii w wadze ciężkiej. 7 września 2012 r. pokonał przez techniczny nokaut Franklina Egobiego. Tym samym poszedł w ślady ojca Maile'a Haumono, który dzierżył ten pas od listopada 1976 r. do grudnia 1977 r.
Rywal Adamka stoczył 29 walk. Wygrał 24, zremisował dwie, a trzykrotnie schodził z ringu pokonany. Po raz pierwszy trzy miesiące po pojedynku z Sio. Przegrał niejednogłośną decyzją sędziów z Justinem Whiteheadem. W 2013 r. został znokautowany przez Kevina Johnsona, zaś w 2016 r. przez Josepha Parkera (obecnie mistrza świata federacji WBO). To był ostatni występ Haumono w ringu. Australijczyk zapowiadał, że zabierze młodszego o 17 lat Parkera "w ciemne miejsca", ale przegrał po silnym prawym podbródkowym w czwartej rundzie.
Mentor dla trudnej młodzieży
Poza ringiem Haumono od kilku lat stara się wyciągać z "ciemnych miejsc" dzieci i młodzież z problemami. Za własne pieniądze założył w Redfern, biednej dzielnicy Sydney, ośrodek terapeutyczny. Prowadzi go wraz z żoną Margaret.
Angażuje się także w kampanie antynarkotykowe. Przed pojedynkiem z Hunterem Samem w 2015 r. zbierał fundusze na walkę z metamfetaminą. Australijskie media podkreślają, że w środowisku, z którego wywodzi się Haumono, panuje prawdziwa "epidemia ice", a po ten narkotyk sięgają nawet ośmioletnie dzieci. Bokser nagrał specjalny film na potrzeby kampanii.
Gdy zapytano go, dlaczego zdecydował się opowiedzieć swoją mroczną historię, odparł wprost: - To ma być przestroga dla następnych pokoleń. Chcę, by młodzi ludzie nie popełniali tych błędów co ja. Obok mistrzostwa świata to rzecz, której chcę najbardziej - mówił. Tytułu w wadze ciężkiej raczej już nie wywalczy. Pozostaje mu skupić się na drugim zadaniu.