1 października w tragicznych okolicznościach zmarł Graciano Rocchigiani. Słynny pięściarz we Włoszech jechał do partnerki i dzieci. Ze wstępnych ustaleń wynika, że Niemiec stanął na drodze i wysiadł z auta, a wtedy został potrącony przez inny pojazd. 54-latek zmarł na miejscu.
Śmierć "Rocky'ego" poruszyła całe środowisko a mocno przeżył ją Dariusz Michalczewski. Polak w przeszłości stoczył dwie ringowe wojny z Rocchigianim, a potem się zaprzyjaźnili.
- Czuję się do du**. To katastrofa. Nie potrafię w to uwierzyć. Graciano nie żyje? Niewyobrażalne! Syn Nicolas zadzwonił do mnie i o wszystkim powiedział. Zawyłem jak pies. Trwało wieczność, zanim się uspokoiłem. Cały czas płaczę - mówi Michalczewski w "Die Welt".
"Tiger" 8 grudnia miał spotkać się z przyjacielem na organizowanej przez siebie gali w Gdańsku. Niemiec został zaproszony jako gość honorowy i obiecał, że przyjedzie. Mieli także inne plany.
- W ostatnich miesiącach co tydzień rozmawialiśmy dwa razy. Zaprosił mnie także do swojego programu telewizyjnego. Wszystko już było zaplanowane i wydarzyła się ta tragedia. Nie, życie nie może być tak okrutne. (...) W czerwcu spotkaliśmy się w Monachium na gali. Rozmawialiśmy o otwarciu własnej szkoły boksu wraz z Henrym Maske i Axelem Schulzem. Teraz to już nieaktualne. Mam nadzieję, że "Rocky" odnajdzie spokój - dodaje.
Michalczewski i Rocchigiani w ringu pierwszy raz się zmierzyli w 1996 roku. Stawką był mistrzowski pas federacji WBO. Niemiec w nieprzepisowy sposób znokautował "Tigera" i został zdyskwalifikowany. Cztery lata później doszło do rewanżu. Wtedy Polak wygrał przed czasem, bo jego rywal nie wyszedł na dziesiątą rundę.
ZOBACZ WIDEO "Klatka po klatce" #23: Materla zaskoczony szybką decyzją Janikowskiego