Gdyby nie wsparcie fundacji, nie pojechaliby na wielki turniej. Na nim pokonali wszystkich. Polska staje się potęgą

PAP/EPA / Sebastian Borowski / Na zdjęciu: Krzysztof Buras
PAP/EPA / Sebastian Borowski / Na zdjęciu: Krzysztof Buras

Polacy wygrali 16. Olimpiadę Brydżową w kategorii "Open". - Nie zarobiliśmy ani grosza. Gdyby nie wsparcie fundacji "Bridge for Business", nie moglibyśmy nawet pojechać na taki turniej - mówi WP SportoweFakty złoty medalista, Krzysztof Buras.

Polska niespodziewanie wygrała dwie najważniejsze konkurencje podczas 16. Światowej Olimpiady Brydżowej. Biało-Czerwoni okazali się najlepsi w kategorii Open (Krzysztof Buras, Wojciech Gaweł, Rafał Jagniewski, Przemysław Janiszewski, Kamil Nowak i Wojciech Strzemecki) oraz wygrali rywalizację mikstów. Po ogromnym sukcesie w Buenos Aires rozmawiamy z najbardziej utytułowanym reprezentantem Polski, zdobywcą tak zwanej potrójnej korony, Krzysztofem Burasem.

Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty: Do czego można porównać rangę turnieju w Argentynie, kierując się innymi dyscyplinami?

Krzysztof Buras, zwycięzca 16. World Bridge Games, zdobywca Bermuda Bowl z Wuhan 2019 roku i triumfator Otwartych Mistrzostw Świata Par z 2022 roku: Najprościej do piłkarskiego mundialu. To impreza, która odbywa się raz na cztery lata. Drużynowe Mistrzostwa Świata, zwane Bermuda Bowl, odbywają się co dwa lata, a parowe co cztery. Wyłonienie zwycięzców trwało 10 dni. Ostatnie Bermuda Bowl trwało 12, a Mistrzostwa Świata Par 6. Gra się 8-10 godzin dziennie (najdłużej w parach), rozegraliśmy ponad 500 rozdań, z czego w samym finale i półfinale po 96. Na co dzień turnieje par trwają nie dłużej niż jeden dzień, a turnieje drużynowe nie dłużej niż dwa dni i odpowiednio nie więcej niż 50-100 rozdań. Zatem był to prawdziwy maraton przeciwko najlepszym zawodnikom z całego świata.

ZOBACZ WIDEO: Chwyta za serce. Dzieciaki pokazały, że żadne warunki im niestraszne

To pana kolejny sukces w karierze. W dodatku trzeci skalp do tak zwanej potrójnej korony.

Jestem pierwszym zawodnikiem od ponad czterdziestu lat, któremu udało się wygrać trzy najważniejsze turnieje. Chyba pierwszym, który zrobił to w zaledwie pięć lat i każdy turniej z innym partnerem oraz pierwszym Polakiem z takim osiągnięciem.

Polska od dawna liczy się na arenie międzynarodowej?

Należymy do wąskiego grona krajów, z którymi od zawsze należy się liczyć. Wyróżniłbym jeszcze Stany Zjednoczone, Włochy, Norwegię i Francję. Na przestrzeni lat trochę się zmieniało, ale trzon pozostaje identyczny. Za najlepszą drużynę, tak zwany dream team, obecnie uchodzi Szwajcaria. Reprezentuje ją trzech Polaków, dwóch Holendrów i jeden Szwajcar, a cała szóstka zajmuje pierwsze sześć miejsc w światowym rankingu (Buras po ostatnich zawodach awansował na 8. - przyp. red.). Drużyna ta ma duży budżet pozwalający jej przez cały rok grać we wszystkich ważnych zawodach na całym świecie. Polaków można znaleźć też w reprezentacjach innych państw. To pokazuje, jak duży zasób silnych zawodników jest w naszym kraju.

W czym tkwi fenomen brydża?

To jedyny sport umysłowy, w którym człowiek jeszcze nie przegrywa z komputerem i póki co się na to nie zanosi. Wszystko przez charakterystykę brydża. Decyzje podejmuje się w warunkach niepewności, bez pełnej informacji, ważne są też wątki psychologiczne, gdyż podczas gry wnioski o tym, jaki jest układ kart wyciąga się na podstawie zagrań partnera i przeciwników. Czasami gracz próbuje zmylić przeciwnika wykonując teoretycznie gorsze zagranie, ale gdy przeciwnik "złapie haczyk" sądząc na jego podstawie, że rzeczywisty układ jest inny niż w rzeczywistości, zagranie to okazuje się czasami genialne.

Właściwie takie samo rozdanie nie zdarza się dwa razy w życiu. Brydż jest pod tym względem zupełnie unikatowy. Gdybym miał go do czegoś porównać, zestawiłbym ze sobą szachy i pokera, ale to nadal nie oddaje fenomenu dyscypliny. Kolega, z którym często grywam, porównuje decyzje brydżowe do decyzji, jakie podejmuje podczas swojej pracy, a zajmuje się rynkami finansowymi.

W brydża może grać każdy, bez względu na wiek czy sprawność fizyczną. Pomimo iż trzeba dużo liczyć, większość obliczeń jest prosta, więc lubią grać także humaniści, bardzo dobrze odnajdują się oni w psychologicznych i społecznych aspektach gry. Przy brydżu często nawiązuje się przyjaźnie na całe życie, a niektórzy, na przykład ja, znajdują wręcz miłość swojego życia.

Równie dobrze w turniejach może rywalizować zarówno 15-latek, jak i 100-latek. Zresztą jeden z Włochów, który radzi sobie bardzo dobrze na turniejach, zbliża się do tej magicznej bariery. Jest żywym przykładem, że brydż wpływa pozytywnie na długowieczność, bo pobudza umysł. Niektórzy dzięki temu mogą starzeć się trochę wolniej. Próżno szukać wśród brydżystów osób, które zachorowały na Alzheimera, nawet przeprowadzono badania wskazujące, iż osobom chorym pomaga nauczenie się i praktykowanie gry w brydża.

Jechaliście do Argentynie jako jedni z faworytów, czy sprawiliście sensację?

Na pewno największe szanse dawano Szwajcarii. Eksperci zaliczali nas do grona drużyn, które mogą jej zagrozić. Może nie sprawiliśmy sensacji, ale zaskoczyliśmy świat. Wspomnianą Szwajcarię pokonaliśmy właśnie w półfinale. Wtedy zaczęliśmy czuć, że to może być nasz turniej. Wielkie zwycięstwo z faworytami nas uskrzydliło przed finałem z Włochami.

Rywalizacja od początku układała się po waszej myśli?

Nie. Już w pierwszej rundzie play-offów Irlandia zawiesiła nam poprzeczkę bardzo wysoko. Zawodnicy po meczu sami do nas podeszli, mówiąc, że zagrali mecz życia i będą kibicować nam w kolejnych rundach. W ćwierćfinale pokonaliśmy Chińczyków, a potem odprawiliśmy Szwajcarię. Z kolei finał przypominał przejażdżkę rollercoasterem. Na początku przegrywaliśmy. Napędził nas trzeci set, w którym zdeklasowaliśmy rywali i zbliżyliśmy się do remisu. Potem wyszliśmy na prowadzenie, którego nie oddaliśmy do samego końca.

Co było kluczem do sukcesu?

Być może nie wszyscy zdają sobie sprawę, że brydż jest bardzo męczącym sportem. Oczywiście, nie chodzi o aspekty fizyczne, a mentalne. Wielkie turnieje, takie jak Olimpiada Brydżowa, trwają prawie dwa tygodnie. W ich trakcie zmęczenie daje o sobie znać. Tylko najlepsi są w stanie zachować maksymalną koncentrację przez tak długi czas. Ciekawostka jest taka, że finałach i półfinałach najczęściej jest mniej kunsztu niże we wcześniejszych fazach. Każdy ma swoje wypracowane przez lata metody, pomagające utrzymać wysoką koncentrację pomimo zmęczenia i stresu, ale nic nie działa w 100 proc. przy takim wysiłku.

Zawodnicy pod koniec już nie są w stanie grać tak widowiskowo, jak na początku turnieju. Dyspozycja dnia też ma ogromne znaczenie. Nam na pewno pomogła atmosfera w drużynie. Znamy się od wielu lat, w większości z czasów juniorskich. Tworzymy zgrany, wspierający się nawzajem zespół, co zaprowadziło nas na szczyt. Zresztą z drużyną mikstową, która również przywiozła do Polski złote medale, także mamy bardzo dobry kontakt i wzajemnie sobie kibicowaliśmy oraz dzieliliśmy się spostrzeżeniami. Mieszkaliśmy nawet w jednym hotelu, który później określiliśmy mianem złotego.

Z brydża da się żyć?

Tak. Ja sam uprawiam go zawodowo. Największe znaczenie mają turnieje ze sponsorami. Majętni entuzjaści często organizują swoje rozgrywki i starają się je obsadzić gwiazdorską obsadą. Robią to z pasji. Wielu zawodników udziela także lekcji. W wielu turniejach można też wygrać nagrody finansowe, choć w Polsce są one niewielkie. Natomiast nagrody przyznawane przez ministerstwo dla nas, są nieporównywalne w stosunku do innych sportów. Brydż pod tym względem jest na szarym końcu. Jadąc na największe turnieje, takie jak Olimpiada, także nie robimy tego dla pieniędzy.

Ile zarobiliście za zwycięstwo w Argentynie?

Ani grosza. Stawką jest sława. Gdyby nie fakt, że wszyscy zawodnicy należeli do fundacji "Bridge for Business", nie moglibyśmy nawet pojechać na taki turniej. Polski Związek Brydżowy nie był w stanie sfinansować wyjazdu reprezentacji na Olimpiadę. O finansowanie wyjazdu musieliśmy postarać się sami, korzystając z pomocy Fundacji w której działamy. Na szczęście udało się pozyskać sponsorów. Oni sfinansowali naszą wyprawę.

Wielcy sportowcy raczej nie spoczywają na laurach. Co dalej?

Szykujemy się do następnych startów, rozwijamy fundację, która umożliwiła nam wyjazd. Zaproszenia już do nas spływają (głównie z USA, Azji i krajów arabskich tam brydż ma status sportu elitarnego - przyp. red.). Mam nadzieję, że uda nam się przekuć ten sukces w rozwój zarówno dla nas, jak i całej dyscypliny. Brydż zapewne nigdy nie będzie należał do najpopularniejszych sportów, gdyż aby czerpać przyjemność z kibicowania, trzeba zrozumieć dosyć złożone zasady, ale mam nadzieję, że w jakimś stopniu przyczynimy się do jego popularyzacji. Zachęcam serdecznie do nauki gry i włączenia się do naszej brydżowej społeczności, naprawdę warto to zrobić, dla siebie.

Rozmawiał Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty