Szymon Mierzyński: Od meczu z Grecją dzielą nas już tylko godziny. Czy pana zdaniem będzie to udana inauguracja EURO w wykonaniu Polaków?
Andrzej Juskowiak: Wierzę w to, bo mamy dobrą pierwszą jedenastkę, która jest odporna na stres. Ci zawodnicy pokazali już w klubach, że w spotkaniach o stawkę są w stanie udźwignąć ciężar odpowiedzialności. Spodziewam się, że w starciu z Grecją będzie podobnie. Oczywiście w pierwszych minutach mogą pojawić się nerwy, jednak sądzę, że wraz z upływem czasu Polacy skupią się na grze i zademonstrują swoje umiejętności, które są wysokie.
Czy psychicznie będziemy silniejsi niż na poprzednich wielkich imprezach? Dotąd bywało z tym różnie...
- Myślę, że teraz ten problem nie istnieje. Przecież wielu naszych reprezentantów - choćby trójka z Borussii Dortmund - na co dzień zmaga się ze sporą presją. To co wydarzy się w piątek, nie będzie dla nich nowe. Wydaje mi się, że kiedyś nie mieliśmy zawodników aż tak dużego formatu, którzy dobrze dawaliby sobie radę z ciśnieniem. Teraz to się zmieniło i jestem zdania, że właśnie ci piłkarze będą decydować o obliczu naszej reprezentacji. Liczę, że pociągną za sobą resztę. Każdemu jest łatwiej, gdy wie, że koledzy są spokojni i pewni siebie.
Co pan sądzi na temat Greków? Czy istnieje jakakolwiek szansa, że przestraszą się Polaków? Jakiej gry należy od nich oczekiwać? Tak defensywnej jak np. w EURO 2004?
- Myślę, że ich taktyka może być jeszcze bardziej nastawiona na obronę niż wtedy. W 2004 roku sytuacja ich do tego zmusiła. Już w fazie grupowej rywalizowali z silnymi drużynami i mogli im się przeciwstawić tylko żelazną defensywą. Trzeba przyznać, że robili to bardzo dobrze, osiągnęli świetny efekt i dlatego to kontynuowali. Nie ma co ukrywać: Otto Rehhagel odcisnął na tym zespole duże piętno. Potrafił wystawić tylu defensywnie usposobionych zawodników, że gra do przodu była praktycznie niemożliwa. Grecy bazowali tylko na sporadycznych wypadach.
Czego dziś można się bać z ich strony?
- Przede wszystkich stałych fragmentów. Patrząc na postawę Greków, widać, że wiedzą gdzie szukać szans. Zdają sobie sprawę, że z gry być może wyjdzie im niewiele, ale gdy mają piłkę stojącą na połowie przeciwnika, to potrafią zrobić z tego użytek. Dlatego przy rzutach wolnych i rożnych musimy być niesamowicie skoncentrowani.
Czy pańskim zdaniem można pokusić się o stwierdzenie, że tym razem inauguracja będzie dla nas nieco łatwiejsza? Gramy u siebie, Grecja to mimo nie są Niemcy, z którymi przyszło nam się zmierzyć na początku EURO 2008...
- Nie powinniśmy nastawiać się w taki sposób. Trzeba docenić rywala. Pamiętajmy, że od początku 2011 roku Grecy przegrali zaledwie jedno spotkanie - z Rumunią. Ten zespół potrafi osiągać dobre wyniki. Czasami robi to w nudny sposób, ale mimo wszystko skutecznie. Czeka nas trudne zadanie, przeciwnik ma wypracowane pewne schematy i będziemy musieli je złamać. Jednak jestem zdania, że stać nas na strzelenie chociaż jednego gola i oby tak się stało. Wtedy będzie łatwiej.
Czego należy spodziewać się po naszych reprezentantach?
- Nie mam wątpliwości, że będziemy atakować. Nie przewiduję raczej innego scenariusza, zwłaszcza że trybuny poniosą biało-czerwonych. Nawet jeśli trener Smuda nakaże nieco zaczekać na swoją szansę, to w praktyce taka taktyka nie musi być realizowana. Emocje wezmą górę i sądzę, że pójdziemy do przodu. Oby z jak najlepszym skutkiem, czyli szybko zdobytą bramką.
Mówi się, że gospodarzom pomagają ściany. Nie ma też co ukrywać, że gdy taki zespół odpada, to atmosfera turnieju nieco "siada". Czy to ułatwi nam zadanie?
- Nie liczyłbym na przychylność sędziów. W ostatnich latach dochodziło do tylu pomyłek, że teraz arbitrzy zrobią wszystko, by stanąć na wysokości zadania. Nie ma raczej mowy o faworyzowaniu gospodarzy. Sukces musimy wypracować na boisku. Oczywiście gdy będziemy grać szybko i stwarzać dużo sytuacji w polu karnym, to sędzia zawsze może się zawahać i np. podyktować rzut karny. Jednak nie przykładałbym do takich kwestii wielkiej wagi.
Zagrał pan w reprezentacji prawie czterdzieści razy i doskonale zna pan atmosferę zgrupowań. Jak piłkarze spędzają ostatnie godziny przed tak ważnym spotkaniem jak inauguracja EURO?
- Najważniejsze jest to, co zostało wypracowane już wcześniej. Organizm musi być przygotowany do wysiłku, który go czeka. Doświadczonym zawodnikom, którzy mieli już do czynienia z takimi meczami, na pewno jest łatwiej. Poza tym każdy ma jakieś rytuały. Mają one związek z jedzeniem, porą spania, czy wypełnianiem wolnego czasu. To dość istotne szczegóły, bo one pozwalają zachować odpowiedni rytm. Nie należy non stop rozmyślać, że już następnego dnia czeka mnie mecz otwarcia mistrzostw Europy przy olbrzymiej publiczności i równie wielkich oczekiwaniach. Dlatego dobrze się stało, że do drużyny dołączył psycholog. Jego rola może mieć bardzo duże znaczenie. Właśnie on pomoże piłkarzom rozładować stres i skupić się na czymś innym.