Poniedziałkowym meczem z Anglią Euro 2012 zainauguruje reprezentacja Francji. Wybrańcy Laurenta Blanca są w opinii naszego eksperta kandydatem do rewelacji turnieju w Polsce i na Ukrainie. - Francuzi ostatnimi czasy są na fali wznoszącej i mają apetyt na sukces w mistrzostwach Europy. Mogą być czarnym koniem tych rozgrywek - przekonuje w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Henryk Kasperczak.
Doświadczony polski szkoleniowiec zna nie tylko tajniki piłki francuskiej, ale jest też dobrym znajomym Roya Hodgsona, selekcjonera reprezentacji Anglii. - Wczoraj rozmawiałem z Royem i wiem, że Anglicy też są gazie i liczą, że w trakcie turnieju uda im się namieszać. Ich selekcjonera martwi absencja Franka Lamparda, który jest kontuzjowany, ale i tak wierzą w sukces. Ten zespół zawsze ma wysokie aspiracje, gorzej jest z umiejętnościami - ocenia nasz ekspert.
Zdaniem Kasperczaka to Francuzi będą faworytem poniedziałkowego pojedynku w grupie D. - Francja jest znacznie bardziej stabilna i powtarzalna w swoich sukcesach. Trzeba powiedzieć, że ostatni godny odnotowania wynik Anglików, to ćwierćfinał mistrzostw świata we Francji w 1998 roku. Późniejsze turnieje potem nie szły im tak dobrze, ale nie przekreślałbym ich szans. Anglia na pewno tanio skóry nie sprzeda i będzie chciała nawiązać do lat największych sukcesów piłki reprezentacyjnej - zapewnia utytułowany szkoleniowiec.
Szyki pretendującym do awansu piłkarzom Francji i Anglii w opinii byłego reprezentanta Polski pokrzyżować może Ukraina. - Współgospodarz Euro 2012 na pewno nie po to wydał tak potężne fundusze na stadiony i infrastrukturę, żeby pożegnać się z turniejem po trzech meczach. Moim zdaniem Ukraińcy będą groźni dla każdego z zespołów swojej grupy. Najniżej stoją u mnie akcje Szwecji, ale ich także bym nie lekceważył. Być może nie jest to grupa tak silna, jak grupa B., gdzie grają Niemcy, Holendrzy, Portugalczycy i Duńczycy, ale rywalizacja o awans będzie w niej niemniej zaciekła - podkreśla Kasperczak.
- Nie wiem co się stało z naszą reprezentacją. Rozegrała naprawdę dobrą pierwszą połowę. Wychodzimy na boisko po przerwie z przewagą psychologiczną. Mamy po swojej stronie kibiców, prowadzimy jedną bramką i mamy jednego piłkarza na boisku więcej. Coś jednak stało się w szatni, że to wszystko się załamało. Na pewno nie bez znaczenia w tej całej dramaturgii była sytuacja, która miała miejsce ze Szczęsnym. To także w jakimś stopniu rzutowało na wydarzenia na boisku - analizuje były selekcjoner m.in. reprezentacji WKS, Tunezji i Senegalu.
Charyzmatyczny trener przyczyn słabej postawy biało-czerwonych w meczu z Grecją doszukuje się także gdzie indziej. - Coś złego stało się z przygotowaniem fizycznym tego zespołu. W drugiej połowie po prostu zgaśliśmy i nie było przyczyną tego, że zawodnikom nie chciało się biegać za piłką, ale po prostu nie mieli oni siły. To było widać gołym okiem, że gdzieś popełniono błąd - wyjaśnia 61-krotny reprezentant Polski.
Srebrny medalista mistrzostw świata 1974 roku w RFN nie widzi dla Polski miejsca w czołówce turnieju. - Jestem realistą i nie wymienię Polski jako kandydata do strefy 1-4. Nigdy dotąd nie wychodziło mi typowanie, dlatego nie grałem u bukmacherów, bo pewnie bym splajtował - śmieje się Kasperczak. - Wydaje mi się, że wszystko rozegra się między reprezentacjami Hiszpanii, Niemiec, Holandii, Francji, Anglii i Rosji. Nie widzę w czołówce Włochów, których gra pozostawia naprawdę wiele do życzenia i dobrego wyniku na tym turnieju raczej nie zrobią - puentuje ekspert portalu SportoweFakty.pl.